Rozdział XCV

734 62 6
                                    


– Witaj, Draco. Nareszcie możemy w spokoju porozmawiać.

Snape podszedł do siedzącego u wezgłowia łóżka podopiecznego. Ten spojrzał tylko na niego zagadkowym spojrzeniem, jednocześnie zadziornie unosząc lewą brew. Nauczyciel zawahał się, ale siadł na skraju łoża, nie spuszczając wzroku z chłopaka.

– Co ma mi pan do powiedzenia, profesorze, o tak wczesnej porze? – młody ślizgon, dotychczas sprawiający wrażenie odseparowanego, delikatnie podniósł kąciki warg, odsłaniając końcówki równych, śnieżnych zębów. Obiektów westchnień wielu uczennic. I uczniów. No cóż, nie każdego było stać na luksusowy zabieg przekształcania uzębienia u jednego z medyków św. Munga przyjmującego prywatnie. Gdyby miał mieć przeprowadzoną korektę zgryzu i dziąseł przez powszechne ubezpieczenie, najpewniej już dawno straciłby połowę zębów z powodu spartaczonej roboty. A tak myk, posmaruje się odpowiedniej osobie i uśmiech fest.

– Mogę stwierdzić tylko bez wątpliwości cieni, że już wkrótce dużo się zmieni – odparł nauczyciel – Nadchodzą zmiany, zmiany w naszych życiach. Życiach nasz wszystkich. Wszystko się zmieni. Ale wojna, wojna... Wojna nigdy się nie zmienia.

– To co ja mam robić? Siedzieć tu w tej komnacie, czekając na koniec wojny? Czekając na to, aż przyjdzie po mnie Czarny Pan osobiście albo aż Potter i jego zgraja go pokonają i wtedy będąc wyklętym ze społeczeństwa? – monologował w amoku Malfoy, czując wzbierającą wściekłość – Śmierć fizyczna albo śmierć obyczajowa. Takie mam perspektywy? Gdybym tylko miał więcej odwagi, to może wziąłbym różdżkę i palnął sobie w łeb, moje problemy przynajmniej zostałyby raz na zawsze rozwiązane...

– Ćśś, mój drogi, spokojnie – rzekł ostrożnie Severus, kładąc swój chudy, przeraźliwie biały pałąkowaty palec na wargach, wspominając jednocześnie, jak kiedyś zdarzało mu się uspokajać niesfornego wychowanka – Masz przecież po co żyć.

– Dla kogo niby? Moja własna matka się mnie wyrzekła!

– Może jednak nie do końca tak było... Udało mi się ostatnio dowiedzieć...

– Czego się dowiedziałeś? – Draco wbił mocne spojrzenie w mężczyznę – Powiedz mi!

– Matka do końca była po twojej stronie. Przed śmiercią zdążyła jeszcze nawymyślać Czarnemu Panu, ale nie zwątpiła w słuszność swojego i twojego postępowania.

Zapadła grobowa cisza. Chłopak ponownie zwiesił głowę, jednak z jego oczu nie wypłynęła ani jedna łza dusił emocje w sobie, jak zawsze czynił. Chował żal na później, by wybuchnąć, gdyby nikt nie będzie mógł go podejrzeć. I jak prawdziwy dziedzic historii swojej rodziny, przetrwa wszystko w samotności, na kształt pozornie nienaruszonej skały opierającej się morzu podczas sztormu.

– I właśnie dlatego musisz pozostać silny... Dla niej... Najlepiej będzie, jak przyłączysz się do Pottera i Granger podczas ich eskapady i pomożesz dokończyć to, co zaczął Voldemort.

– Co oni planują?

– Wstyd mi przyznać, ale oni prawdopodobnie wytłumaczą ci to lepiej ode mnie. Ja... słyszałem tylko co nieco kiedyś, ale szczegółów nie znam. Najważniejsze jest to, że przy Grimmauld Place 12 i w towarzystwie Granger będziesz prawdopodobnie bezpieczniejszy niż gdziekolwiek indziej. I to się na razie najbardziej liczy.

– Wiem... Wiem, że muszę się zmienić, albo chociaż przystosować do nowych okoliczności. Nie jest mi łatwo... Ale jeśli chcę umrzeć śmiercią naturalną, muszę wziąć wreszcie odpowiedzialność za swoje czyny.

Snape tylko przytaknął, podniósł się z łóżka i bez słowa skierował się w kierunku drzwi, myśląc tylko o tym, że mimo wczesnej pory należy mu się długa, odświeżająca kąpiel w ciepłej wodzie, by uwolnić myśli i czyścić swój umysł.

Na odchodne profesora Malfoy rzucił jeszcze.

– Nawet już powziąłem pewne kroki w tym temacie.

***

Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now