Rozdział XXVIII

2.4K 256 37
                                    

– Mamo! Możesz mi wytłumaczyć swoje zachowanie?

Sobotni poranek, Nora. Ginny siedziała przy kuchennym stole. Jej matka już o tak wczesnej porze krzątała się po pomieszczeniu. Jakby z determinacją próbowała nie dostrzegać obecności córki.

– Hej! Czy ty mnie w ogóle słuchasz – obruszyła się Weasleyówna.

– Młoda damo! Nie tym tonem – zareagowała Molly – Jestem twoją matką i chyba należy mi się jakiś szacunek.

– A mnie należą się wyjaśnienia! Czemu oddzieliłaś mnie od przyjaciół? A, co gorsza, w tym roku miałam zdawać SUM-y!

– Nauka nie jest najważniejsza – kobieta była na siebie zła. Przez całe życie powtarzała dzieciom zupełnie co innego. Pragnęła, by jej dzieci stały na lepszym poziomie ekonomicznym niż ona. Dość biedy, oszczędzania, wyrzeczeń. Teraz dopiero była zmuszona postawić coś wyżej nad dobrobyt – Kochana! Co tobie po ocenach, gdy w Hogwarcie grasują mordercy? Nie wybaczyłabym sobie nigdy, gdyby coś wam się stało!

– Hermiona i Harry zostali! Oni wiedzą, że nie można poddawać się panującym tendencjom oraz...

– Hola, hola! Jej rodzice to mugole, a twój chłopak... Teraz nie ma się kto nim zająć! Teraz jest szczególnie narażony na ataki! Nie widzisz, że spokojne czasy już się skończyły? Czy jesteś tak zaślepiona, że widzisz tylko czubek własnego nosa, a nie dostrzegasz wagi tego, co powinno być dla ciebie najważniejsze – rodziny? Nie dosyć, że ojciec zaharowuje się w tym swoim departamencie, że twoi bracia wyjechali za chlebem w odległe strony? Teraz jeszcze ty masz być dodatkowym zmartwieniem. Te twoje humory, wcale twoje potrzeby nie są najważniejsze.

W oczach Ginny pojawiły się łzy. Nie odpowiedziała nic matce, tylko wybiegła z kuchni gdzieś na górę.

Molly uświadomiła sobie, że mogła trochę przesadzić. Usprawiedliwiała się jednak tym, że jako matka miała obowiązek dbać o swoje dzieci. Wiedziała, że jako, bądź co bądź, rodzina czystej krwi, jest na pewno mniej narażona na ataki niż wielka grupa różnej maści czarodziejów.

***

Ronald był najspokojniejszym członkiem rodziny. Beztrosko spał, odsypiając wczesne, wielokrotne i wymuszone pobudki w szkole. Teraz nic nie zaprzątało jego umysłu. Ani nauka, ani obowiązki, ani niebezpieczeństwa.

***

Harry podniósł swą głowę. Okulary miał przekrzywione, więc poprawił je. Rozejrzał się wtedy i zobaczył, że nadal znajdował się w skrzydle szpitalnym. Jego twarz przez cały czas znajdowała się wtulona w koc. Widocznie uprzedniego wieczoru wtulił swe umęczone ciało w przyjemny materiał, czuwając przy łożu obłożnie chorego.

Zerknął w bok. Poprzednio zajmowane przez Hermionę krzesło teraz stało puste. Widocznie dziewczyna miała dość i opuściła ten przybytek.

W tym momencie drzwi otworzyły się i gryfonka weszła do komnaty.

– Hej, Harry. Przyniosłam ci śniadanie – rzekła radośnie.

– Dzięki wielkie. Kiedy poszłaś? – odparł Potter.

– Koło północy. Było już późno, a spałeś, nie chciałam cię budzić. Wystarczy, że zjesz coś i potem będziemy mogli pójść na pogrzeb. To już za trzy godziny i...

– Wybacz Hermiono, ale nigdzie nie idę – chłopak przerwał wypowiedź.

– Co?! – zdziwiła się dziewczyna.

– Nie chcę ponownie... widzieć jego ciała i brać udział w tym całym wspominaniu. Me serce krwawi wystarczająco z tego powodu, że byłem z nim prawie do samego końca, co zdecydowanie wystarczy mi do oddawania czci jego pamięci. Jestem pewny, że pojawiłyby się niepotrzebne pytania i sztuczne współczucie. Ludzie nie są ślepi, zdają sobie sprawę, że jakaś szczególna więź łączyła mnie z dyrektorem – wyjaśnił.

– Ale Harry! Dumbledore na pewno by chciał, żebyś wziął udział w tej uroczystości.

– Jedyne, co wiem, to to, że mam do spełnienia misję i tego będę się trzymał.

–Dobrze więc – odpowiedziała gryfonka zawiedziona – Ja idę w tym czasie się przygotować, a ty... rób co chcesz.

Położyła tacę ze śniadaniem na łóżku obok, po czym bez słowa opuściła salę.

***

Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now