Rozdział II

7.1K 518 318
                                    

Trzy postaci pojawiły się na długim korytarzu, oświetlonym jeno sporym żyrandolem i staroświeckimi lampami. Blondyn puścił rękę skrzata, oparł się ręką o ścianę, po czym zgiął się wpół i zwymiotował żółcią pod ścianą. Brunet natomiast spojrzał z odrazą i rzekł:

– Malfoy, do jasnej dupy, nie rzygaj w moim domu.

– To... to z emocji – mruknął – Tergeo! – rzygowiny zniknęły.

– Zgredku, czy możesz uszykować nam herbatę? Kuchnia jest na końcu sieni, schodami w dół.

– Harry Potter, sir! Oczywiście – odpowiedział konus i zniknął chłopakom z oczu.

– Idziemy do góry, do salonu.

Podreptali tam w ciszy. Po wejściu do pomieszczenia Potter zasiadł w zapadniętym fotelu, zaś Draco w pozycji płodowej na kanapie i zamknął oczy.

– Szanowny panie śmiercożerco. Daj mi chociaż jeden powód, dla którego nie miałbym miotnąć w ciebie klątwą i pozbyć się na dobre.

– Po pierwsze, cały czas masz na sobie Namiar. Po drugie, nie sprzeciwiłbyś się woli Dumbledore'a. Po...

– Jak śmiesz wymawiać jego nazwisko, szujo! – wykrzyknął w złości właściciel budynku – Potworze czyhający na jego życie, podstępna żmijo... – potok słów nie miał końca, a adresat nie zareagował, jedno skulił się jeszcze bardziej i znieruchomiał.

– Zgredek przyniósł herbatę i kanapki, sir – przerwał skrzet.

– Dzięki wielkie. Przygotowałbyś dla nas sypialnie? Dla mnie na drugim piętrze, tutaj obok dla tego... ślizgona – drwiące słowa wyszły z ust bruneta.

– Nie ma sprawy, Harry Potter. Zgredek jest szczęśliwy, mogąc pomóc paniczom – rzekł, następnie wyruszył spełnić powierzone mu zadanie.

Harry spojrzał na swojego oponenta, którego klatka piersiowa poruszała się miarowo, a regularny oddech sugerował jego sen. Masz, babo, placek pomyślał i przymknął oczy, po czym odpłynął w objęcia Morfeusza.

***

– Potter, obudź się! Trzeba nawiązać kontakt ze szkołą!

Obudził się więc. Nie miał okularów, nie mógł wyraźnie dojrzeć konturów pomieszczenia, ale rozpoznał, że opuścił już salon. Usnął tam. Wynikało z tego, że sprytny skrzat przetransportował go do wygodnego łoża. Usnął. Jego ciało nie wytrzymało zmęczenia, które wystąpiło w wyniku atrakcji dnia poprzedniego.

– Malfoy – mruknął – Daj spokój. Dyrektor pośle do nas sowę, gdy wszystko się uspokoi.

– Skąd wiesz, co tam się stało?! Mogło się wydarzyć wszystko.

– Nie wiem, ale jedno jest wiadome. Twoi koleżkowie na pewno w tym momencie doznają rozkoszy obcowania z pewnymi kreaturami na wyspie Azkaban. Wyluzuj, chłopie!

– Tu chodzi o moją matkę! – powiedział Draco bezsilnie – Została sama, zdana na łaskę i niełaskę Czarnego Pana.

– Jestem pewny, że Dumbledore zajął się tym w pierwszej kolejności, razem z twoim drogim Snapem.

Blondwłosy rzucił mściwe spojrzenie, następnie opuścił pokój i trzasnął drzwiami. Brunet został sam na sam ze swoimi myślami. Miał chwilę dla siebie, by zastanowić się nad całą sytuacją. Co stało się na wieży po tym, gdy opuścił to miejsce? Kim była postać tam wkraczająca? Dlaczego nadal nikt się z nimi nie skontaktował? Dodatkowo, nie wyrobił sobie opinii na temat nawróconego Malfoya. Jak, po tym, co usłyszał, ma zachowywać się w stosunku do niego? Rozmyślania te przerwał dobrze mu znany skrzat, który z trzaskiem pojawił się w pomieszczeniu.

– Paniczu Harry! Śniadanie czeka na dole. W czym jeszcze mogę pomóc?

– Dzięki, Zgredku. Nie chciałbym nadużywać twej dobrej woli...

– To dla mnie przyjemność, sir, służyć panu.

– Dzięki, naprawdę – powiedział chłopak z zakłopotaniem – Czy mógłbyś sprowadzić tutaj Stworka? Niech zajmie się tym domem, w końcu to był jego obowiązek.

– Tak jest, sir – rzekło stworzenie i deportowało się.

– Potter! – Harry usłyszał niewyraźny głos dochodzący z dołu – Musisz tu natychmiast przyjść!

***



*=*

Cześć. Opowieść się toczy. Dokąd nas zaprowadzi? To się okaże. Bajo!


Szczęście me | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz