Rozdział LX

1.2K 132 93
                                    

Cholerny bachor.

Nawet teraz musi mu uprzykrzać życie. Wtedy, kiedy musiał wypocząć przed jutrzejszym dniem. Nie był zadowolony, że musiał wstać po piątej, by na siódmą przygotować już wszystkie testy.

Severus przeciągnął się, ziewnął i z naburmuszoną miną poszedł do swojego łoża.

***

Harry stanął przed pomieszczeniem, gdzie leżał Draco i nasłuchiwał. Starał się zarejestrować, czy ktoś niepożądany może znajdować się w okolicy, a zwłaszcza w środku.

Czekał w milczeniu. W jego głowie biły się myśli; po co on do niego idzie?, czy to na pewno mu pomoże?, co się stanie, gdy tym razem ktoś go nakryje?.

Nic to. Upewnił się, że peleryna szczelnie go okrywa i wszedł.

W swoim życiu dziesiątki razy widział już tę salę. Co prawda zwykle była ona bardziej obłożona chorymi, ale obecny czas temu nie sprzyjał. Tak jak ostatnio, tylko jedno łóżko było zajęte, należące do blondwłosego ślizgona. Gryfon podszedł tamże i przystanął.

Całe pomieszczenie spowijał lekki mrok, tylko światło księżyca, wpadające przez wysokie okna, pozwalało w miarę sprawnie odróżniać przedmioty od siebie. Nieobecność na nieboskłonie centralnego obiektu Układu Słonecznego oraz świadomość poważnego stanu pacjenta powodowało specyficzną atmosferę.

Potter spojrzał na Malfoya. Ten do złudzenia przypominał uprzednią marę senną; podobna pozycja, ułożenie kończyn, włosy w nieładzie... Jakby czekający na jakąkolwiek interakcję, by móc wreszcie na nowo zyskać wolność, zanurzyć się w ponurej, lecz prawdziwej rzeczywistości tego świata...

Przybysz odgarnął prześcieradło i dostrzegł nieco inną piżamę od tej, którą jak przez mgłę kojarzył ze snu. Poza tym leżało tu nieruchome ciało, które jednak dawało oznaki życia, gdyż plecy miarowo unosiły się i opadały. Pacjent na szczęście całkiem sprawnie oddychał.

Brunet spojrzał na prawy profil twarzy leżącego. Ten powieki miał opuszczone, lecz gałki oczne co jakiś czas przesuwały się to w jedną, to w drugą stronę. Usta stanowiły niemal prostą linię, niewyrażającą ani uśmiechu, ani grymasu smutku. Szczęki miał zaciśnięte, jakby bardzo skupiał się na czymś. Skóra na twarzy... dosyć napięta, była dowodem na ból lub inne nieprzyjemne uczucia, z którymi musiał sobie radzić chory.

***

Harry podejmował wiele starań, by okazać fizyczną bliskość Draconowi. Próbował go, dosyć niezgrabnie, obejmować. Wielokrotnie ściskał za ręce, nawet za stopy. Masował jego skurczone mięśnie, by ten mógł zaznać chociaż odrobiny rozprężenia. Nawet starał się położyć obok niego i włożyć swoje nogi między jego.

W końcu został w tej pozycji i popadł w zadumę. Zdał sobie sprawę z beznadziejności swoich działań. Zasnął w końcu, leżąc obok i duchowo współdzieląc ból towarzysza.

***

Gryfon obudził się wcześnie rano, gdy długie promienie słońca nieśmiało wpadały do pomieszczenia szpitalnego. Otworzył oczy i zobaczył, że zaledwie centymetry od niego znajduje się twarz Dracona, różniąca się nieco od tej, którą widział przed zaśnięciem. Teraz oczy pod powiekami nie przemieszczały się, lecz spokojnie trwały w jednej pozycji. Szczęka jakby opuściła się nieco, sprawiając, że kąciki ust nieco uniosły się, przybierając kształt lekkiego uśmiechu.

Harry ostrożnie wstał z łóżka i wygładził swoje ubranie. Wziął pelerynę niewidkę, pochylił się nad leżącym ślizgonem i ledwo dotknął swymi ustami policzka leżącego, niebezpiecznie blisko początku wargi.

Chłopak wyprostował się i, cicho stąpając, opuścił salę Skrzydła Szpitalnego.

Kiedy drzwi się zamknęły, Draco otworzył oczy.

***


Hej!

Napisałam krótkie opowiadanie o Fredzie i George'u :).

Zapraszam: https://www.wattpad.com/story/128674607-chemia-fred-george

Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now