Rozdział XXXIX

1.8K 189 75
                                    

Co dlaczego tu jestem gdzie ja w ogóle jestem tak tu zimno sam jestem halo niech ktoś mi pomoże co się stało nic nie pamiętam ból tylko to w głowie brak mi kogokolwiek chcę bliskości wsparcia sam jestem pomocy

***

Harry miał dość. Dość na dzisiaj. Ledwo znalazł w sobie energię, by doczłapać się do Wielkiej Sali i spożyć ostatni w tym dniu posiłek. Skrzaty domowe chyba nie zarejestrowały zniknięcia ogromnej większości uczniów, bo stoły jak zwykle uginały się od mis pełnych jedzenia. Może było to marnotrawstwo, ale widocznie są ważniejsze priorytety od umiarkowania.

Jedzenie nie zabrało mu zbyt dużo czasu. Dwie kanapki i aromatyczna herbata skuteczne załatwiły niewielkie uczucie głodu. Przy stole nie rozmawiał z nikim. Nie było sensu, skoro prawie nikogo z pozostałych nie znał. Nie było sensu więc dłużej tam siedzieć. Nie było bardzo późno, ale gryfon był dosyć zmęczony. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Jedyne o czym marzył, to walnąć się w kimono. Niech jego umysł naprawdę się oczyści, co pomoże mu zyskać spokój ducha.

***

– Ech, mój drogi. Poważnie, jesteś jednym z najtrudniejszych przypadków w mojej karierze. Brak reakcji na eliksiry, leczenie. Obojętny na wszelkie bodźce zewnętrzne. Jakby w letargu, ale nadal całkiem żywy. Niesamowite.

Poppy Pomfrey osobiście zajmowała się porządkowaniem Skrzydła Szpitalnego. Nie chciała, by nieporadne skrzacie ręce mogły spowodować jakikolwiek uszczerbek mienia szkolnego. Sprzątała i przygotowywała wszystko na przerwę wakacyjną. A może przerwę wieczystą, kto wie?

– Nic to nie da, ale radzę ci, żebyś jak najszybciej stanął na własne nogi, niekoniecznie swoimi siłami. Jeśli w ciągu tygodnia nic się nie zmieni, to marna jest twoja przyszłość. Wylądujesz przytulnym pokoiku, na pewno uczynni pielęgniarze należycie zaopiekują się tobą na oddziale długotrwałej terapii. Usługi medyczne na pewno będą najlepsze, gdyż jestem pewna, że majątek twojej rodzinki nie będzie trwoniony na zbytki doczesne, zwłaszcza że żaden jej człowiek na razie ich nie potrzebuje.

Odpowiedziała jej tylko cisza. Nic dziwnego, bo oprócz jej nikt zdrowy na ciele i umyśle się tam nie znajdował.

– Masz tydzień. A skoro podejrzani pielęgniarze z czarodziejskiego szpitala nie mogą się jeszcze tobą zająć, to pozwól na moją intensywną opiekę. Bądź łaskaw i nie wspominaj o tym nikomu. Chcielibyśmy, by to pozostało naszą małą tajemnicą, prawda? Szkoda, że nie będziesz w stanie zapamiętać tych wspaniałych chwil...

***

Potter Harry leżał nieruchomo w łóżku. Naprawdę, starał się. Usiłował uspokoić umysł, wyrzucić wszelkie wspomnienia. Co gdy tylko to uczynił, natrętne myśli wracały niczym bumerang. Nic to. Mógł tylko odpłynąć w objęcia Morfeusza, mając nadzieję, że odpoczynek ukoi jego zszargane nerwy.

***

Ginny wylądowała na dziedzińcu zamku. Cała przemoczona, zziębnięta i zmęczona. Podróż przez prawie całą Wielką Brytanię nie była zbyt przyjemna, oczywiście. Chwyciła mocniej miotłę, drugą ręką odnalazła na drzwiach kołatkę, po czym głośno załomotała. Zanim doczekała się jakiejś reakcji, musiała dobrą chwilę poczekać. Po dłuższej chwili wrota otworzyły się, a w ich miejscu, w cieniu, pojawiła się postać z wyciągniętą różdżką.

– Dzień dobry wieczór, czy można? – odezwała się dziewczyna z rezonem.

– Ginny, co ty tu robisz, na gacie Merlina? – z mroku murów wyłoniła się osoba z charakterystyczną fryzurą.

– O, cześć Tonks – przywitała się młoda Weasleyówna – Zdążę jeszcze na egzaminy? Tylko napędzana tą myślą zdołałam tu przybyć.

– Chodź, szybko, ogrzejesz się i coś podjesz. Przelecieć tu na własną rękę... Jesteś bardziej lekkomyślna ode mnie!

Ginny weszła do zamku.

***

Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now