Rozdział L

1.5K 134 72
                                    

Snape już od samego rana podejmował odpowiednie kroki, by wreszcie zapewnić poszkodowanemu należytą opiekę medyczna. Był zły na siebie, że dał się namówić tej starej pigule na zwłokę w wezwaniu magomedyków. Nie wiedział dlaczego, ale łudził się, że Pomfrey w jakiś sposób zdoła przywrócić młodego do zdrowia. Zawiodła, co było do przewidzenia.

Sam nie wiedział, czego się spodziewać. Fachowców na pewno, ale czy wystarczająco kompetentnych, by poradzić sobie z tak złożoną klątwą? Nie co dzień przecież do szpitala trafiają ofiary czarnej magii. Tak zaawansowanej, że nawet on miał trudności z dokładnym jej rozpoznaniem, a co dopiero poradzeniem sobie ze skutkami.

Nauczyciel szedł właśnie do swojego gabinetu, by porozumieć się za pomocą kominka ze Szpitalem im. św. Munga, gdy usłyszał ostry i nieco natarczywy głos.

– Panie Snape. Co się stało z młodym Malfoyem? Dlaczego ostatnie szkolne wydarzenia były trzymane w tajemnicy? Co jeszcze ukrywa szkoła przed opinią publiczną?

Mężczyzna odwrócił się i ujrzał przed sobą osławioną dziennikarkę Proroka Codziennego – Ritę Skeeter.

– Odpowiedzi na pytanie zostaną udzielone przed dyrekcję placówki. Proszę zgłosić się do profesor Minervy McGonagall, która jest jedyną osobą posiadającą kompetencje do odpowiadania na zapytania prasowe związane ze szkołą – odpowiedział spokojnie Severus.

Niezwykłe samopiszące pióro notowało jak szalone.

– Co może pan powiedzieć na temat swojego udziału w walce między uczniami, która ostatnio miała miejsce? Dlaczego pana podopieczny znalazł się w takim stanie? – kobieta nie ustępowała.

– Proszę natychmiast wyjść, w przeciwnym wypadku ja wyjdę z siebie – zakończył zimno mężczyzna i odszedł.

Niepokorna dziennikarka została z tyłu, jej magiczny narząd do pisania, zawieszony w powietrzu, pracował bez ustanku, zapełniając już drugą rolkę pergaminu.

***

Remus Lupin niestety w żadnym stopniu nie był podobny do swojego odpowiednika z mugolskich książek, Arsene'a Lupina. Przejawiało się to głównie w jego stosunku do kobiet. Kochał je z całego serca, owszem, ale nie miał śmiałości książkowego bohatera.

Od dłuższego czasu powoli narastało jego uczucie do młodszej czarownicy. Wstydził się tego, ale przecież z tym się nie wygra. Domyślał się jednak, że nie stanowił on odpowiedniej partii dla kogoś takiego jak ona.

Wilkołak. Wyklęty przez społeczeństwo. Postrach dzieci i dorosłych. Bohater legend i stereotypów. Nienadający się do życia w społeczeństwie. Przymusowy odludek, pozbawiony przyjaciół.

Nieszczęśliwej miłości romantycznej nie odkryto przecież wczoraj. Idealnego, platonicznego uczucia również. Było to na razie wszystko, na co mógł sobie pozwolić niemłody przecież czarodziej.

***

Poppy Pomfrey szybkim krokiem przemierzała salę szpitalną. Denerwowała się. Żywiła obawy co do wizyty uzdrowicieli ze św. Munga. Dała plamę na całej linii, to jasne. Nie udało jej się choćby o cal polepszyć stanu młodego Dracona. Od lat szczyciła się swoimi znakomitymi umiejętnościami w dziedzinie interny, lecz tym razem musiała przyznać się do porażki. Nie tylko przed sobą, ale również, co wnet nastąpi, przed przybyszami. Wyobrażała sobie pogardliwe spojrzenia jej kolegów po fachu.

Rzuciła krótkie spojrzenie na Malfoya. Nie powiedziała tego nikomu, ale czasami słyszała, jak mówił do siebie. A raczej szeptał. Nigdy nie mogła dokładnie zapamiętać tych słów, ale zdołała tylko zarejestrować, że było to coś przerażającego. Sam ton jego głosu budził lęk. Chłopak drżał, trząsł się, dygotał.

No cóż. Pozostało jej tylko zatrzeć ślady, które mogłyby odkryć przed innymi jej nieodpowiednie działania zastosowane na uczniu.

***


Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now