Rozdział LVI

1.4K 143 273
                                    

Wściekłość. To uczucie coraz bardziej narastało.

Harry chodził zdenerwowany wokół jeziora. W ostatnich godzinach temperatura zdecydowanie się podniosła, prawie nie było wiatru, więc żadna bluza ani cieplejsza bluzka nie była potrzebna.

Nie przewidział, że jego spotkanie z Ginny nastąpi tak szybko. Nie sądził też, że skończy się to w ten sposób.

Cholera.

Czy tak przez cały czas miały wyglądać jego relacje z nią?

Gryfon zrobił prawie dwie rundki wokół cieku wodnego. Przy końcówce obchodzenia drugiego cieku zobaczył drzewu, któremu czasami przypatrywał się z okna Wieży Gryffindoru. Postanowił chwilkę spocząć przy nim, by ukoić swe dzikie myśli.

***

Harry wszedł do pomieszczenia w Skrzydle Szpitalnym. Była już noc, więc pielęgniarka pewnie spała już w swoim gabinecie.

Gryfon podszedł do jedynego zajętego łóżka. Zobaczył wątłą postać, która w niczym nie przypominała siebie sprzed kilku dni.

– Od dawna to czułem, ale wiesz, jakby ludzie zareagowali – odezwał się brunet – Zresztą, nawet nie wiedziałem, jak sam bym się zachował. Teraz jednak jesteśmy sami. Chociaż nawet nie do końca, gdyż nie jesteś niczego świadom. Idealnie. Lepszej sytuacji nie mogłem sobie wyobrazić. Nie obraź się, okropnie mi przykro z powodu tego, co się stało, ale trzeba wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję. Sam byś też tak uczynił, prawda? Chociaż pewnie ty zrobiłbyś co innego...

Chłopak pochylił się nad nieruchomą ofiarą i odciągnął kołdrę. Zobaczył tylko niedbale założoną szpitalną piżamę. Chude nogi wystawały z szerokich otworów, a całe ubranie owinięte było jedynie do wysokości nerek.

– No proszę – mruknął przybysz – Nie sądziłem, że ta stara piguła jest taka niechlujna. Pozwól, że uwolnię cię z tego kokonu.

Harry dotknął chłodnej skóry. Poczuł tylko jej temperaturę oraz delikatne drżenie. Powolnym ruchem ściągnął dołem jego krępujące ubranie szpitalne. Było to nieco utrudnione, gdyż blondyn leżał na brzuchu i w żadnym stopniu nie wspomagał czynności rozbierania.

Po zrzuceniu niewygodnej szaty i pozbyciu się przeszkadzających spodni, rzucił okiem na bezbronnego ślizgona i ujrzał to, co już od dawna wyobrażał sobie w najskrytszych snach. Delikatne ciało z niezwykle bladą skórą. Smukłe, wąskie uda. Kształtne, zaokrąglone pośladki; nieco umięśnione, które znakomicie pamiętały wszystkie trudne treningi na miotle.

Gryfon zerknął w bok. Dostrzegł tubkę z maścią. Sięgnął po nią i przyjrzał się etykiecie. Krem glicerynowy do ciała. Idealnie.

Wszedł na łóżko i usiadł na chudych nogach, cały czas trzymając emulsję w ręce, której wziął trochę do lewej ręki. Prawą zaś odsunął nieco pośladek i nałożył trochę substancji między jeden a drugi. Pozostałą część wsmarował w swój narząd, który gotowy był już do działania.

Brunet zdjął swe okulary i odłożył bezpiecznie na szafkę. Potem ponownie pochylił się nad blondynem. Zaczął powoli obkładać jego plecy pocałunkami. Na początek od rdzenia kręgowego, potem wzdłuż kręgosłupa, następnie skończywszy przy pęknięciu na dole.

***

Gryfon głośno dyszał. Wcześniej musiał rzucić zaklęcie wygłuszające na całe pomieszczenie, by wścibska szkolna pielęgniarka nie nakryła go.

Wstał z łóżka i powoli zaczął ponownie przywdziewać swe szaty. Gdy już skończył, miał zamiar wyjść, lecz usłyszał jakiś dźwięk. Po kilku sekundach zorientował się, że były to słowa. Na początku niewyraźne, potem coraz głośniejsze. Zlokalizował źródło i podszedł do leżącego ślizgona.

Pochylił głowę nad jego ustami i teraz już zrozumiał, co ten do niego mówił:

– Dziękuję, Harry.

***


Szczęście me | Harry PotterDonde viven las historias. Descúbrelo ahora