63. Obiecuje księżniczko

19.6K 910 311
                                    

Zerwałem się z łóżka cały spocony. Odrzuciłem na bok kołdrę i spojrzałem zamglonym wzrokiem na zegarek. Dochodziła już szósyta. SPojrzałem na drugą stronę łóżka, gdzie powinna leżeć moja Sky.
Powinna
Nie było jej. Druga strona łóżka byłą pusta. Rozglądnąłem się dookoła. Byłem w domu. Nie w szpitalu. A to oznacze, że...
Czy to był sen?

Dopadłem do szafy ubierając na siebie pierwsze lepsze ciuchy. Wszyscy jeszcze spali więc jak najciszej, a jednocześnie jak najszybciej wybiegłem z domu. Wsiadłem do swojego samochodu i wziałęm drżący oddech, a potem odpaliłem wóz i wyjechałem.
***

Całą drogę płakałem. Boże, ten sen był tak realistyczny>
A co jeśli to nie był sen?
KURWA! Nawet tak nie myśl. Ona przeżyje, słyszysz?!

Zaparkowałem przed szpitalem w którym znalazłem się pare sekund później. Dzisiaj na recepcji siedziała ciemnoskóra kobieta z burzą czarnych włosów i okularami na nosie.

-Scarlet Thomson-mówie przerażonym wzrokiem.

-Kim pan...

-Narzeczonym-przerywam jej, na co kobieta przytakuje i zaczyna sprawdzać coś w systemie.

-Pani Scarlett teraz odpoczywa.

Myślałem, że sie przesłyszałem. Że zaraz ponownie się obudze. Już na zawsze bez Sky...

-Ona...żyje?-pytam zszokowany.

-Tak-uśmiecha się lekko.-ta doba była ciężka, ale pacjentka to przeżyła. Proszę zapytać się innego lekarza.

Odwróciłem się i zaczepiłem pierwszego lepszego mężczyzne w białym kitlu.

-Co ze Sky? Mogę ją odwiedzić? Proszę.

-Jest bardzo wcześnie-mówi mężczyzna i uśmiecha się.-ale wiem jak ci na niej zależy. CHodź, zaprowadze cie.

Poczułem jak wielki kamień spada z mojego ciała. Moja Sky żyje. Mój skarb przeżył. Żyje. To najwazniejsze. Idąc za lekarzem dostrzegłem w poczekalni znajomą sylwetke. Starsza kobieta siedziała na krześle lekko zgarbiona. Jej wzrok utkwiła we mnie po czym uśmiechnęła się lekko. A ja pomyślałem jedno...
Jakim cudem ona tutaj jest skoro widziałem ją jedynie w swoim śnie?

-Sky?-szeptam wchodząc do sali. Na jednym łóżku leży ona. Moja księżniczka. Ma podpięte te wszystkie kabelki i pikające maszyny, ale wygląda pięknie mimo, że jest blada i ma zniszczone włosy. Siadam na krześle obok niej i biore jej lodowatą, zdrową dłoń całując jej wierzch.

-Boże Sky-szlocham.-boże, moja księżniczko. Nie rób mi tak więcej. Nie przeżyłbym tego, słyszysz? Sky, jezu. Tak się bałem-oparłem czoło o jej ręke i zacząłem cicho płakać.-obiecuje, że jak z tąd wyjdziemy już nigdy nie będziesz się bała. Obiecuje. Tylko otwórz te piękne oczy. 

Ściskam mocniej ręke Sky drugą ręką dorykając jej policzka.

-Tak bardzo brakuje mi ciebie w łóżku, a spałem bez ciebie tam dopiero pierwszą noc. Tak bardzo cie kocham. I zamierzam ci to mówić cały czas. Tylko proszę, obudź się. Kocham twój uśmiech, kocham twoje humorki i kocham cie całą. Jestes dla mnie małą gwiazdką nadzieji. Nie poradziłbym sobie bez ciebie. Obudź się, a obiecuje że już nigdy nie będziesz cierpieć.

Poczułem dłoń na ramieniu i zobaczyłem za sobą znanego mi już lekarza.

-Pacjentka musi odpoczywać. Za niedługo powinna się obudzić-posłał mi pocieszający uśmiech, a ja ponownie spojrzałem na piękną twarz moją dziewczyny.

-Przyjdę tu niedługo. Obiecuje księżniczko-nachylam się i całuje jej czoło, a potem wychodzę z sali. Na poczekalni siadam opierając się o ściane i wzdycham głęboko. Boże, ona naprawdę przeżyła. To był tylko sen. Chyba nigdy nie poczułem takiej ulgi. Przyłożyłem dłoń do policzka który był mokry od łez. Wszystkie emocje zaczęły ze mnie spływać więc znowu się popłakałem. Tak bardzo chce ją już przytulić, pocałować, zabrać do domu. Chce znowu z nią normalnie żyć. Chce, żeby się już nie bała, żeby była bezpieczna i tylko moja. Chce ją rozpieszczać, na każdym kroku mówić jaka jest piękna i że ją kocham. Chce ją dowartościowywać i sprawiać, żeby była szczęśliwa. Będe przy niej zawsze gdy mnie będzie potrzebować. Będe zawsze gdy będzie płakać czy gdy będzie potrzebować mojej pomocy. 

Rozglądnąłem się po poczekalni. Ludzi było coraz więcej. Siedzieli na tych niewygodnych krzesłach: niektórzy z lekkim uśmiechem na twarzy, inni płakali. Ludzie wchodzili i wychodzili, a lekarze chodzili między nimi z pacjentami. Wsród tych ludzi dostrzegłem tą samą staruszke co pare minut temu i tą samą co w moim śnie. Siedziała na krześle w długiej, białej sukni, a w ręku trzymała kroplówke na kółkach. Jej włosów było coraz mniej. Miała sińce pod oczami i wiele zmarszczek, ale uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Zmarszczyłem brwi patrząc na kobiete która jest wpatrzona jedynie we mnie. Jej twarz mimo, że była blada i na skraju wutrzymania wyrażała radość. Odwróciłem na chwilę wzrok, aby spojrzeć na przechodzącą obok mnie kobiete, a gdy ponownie spojrzałem w miejsce gdzie siedziała staruszka jej...nie było. A nie możliwe, żeby w trzy sekundy nagle zniknęła.

Jakby rozpłynęła się w powietrzu...


Kto myślał, ze Sky umrze XD Miałam tyle gróźb, a ja lubie swoje życie więc nie chciałam jej uśmiercać. Chciałam was troszke nastraszyć. No ale przeżyła. Nie mogłabym jej uśmiercić. Nie mogłabym tego zrobić Dylanowi :)Buziaki :*

Poprostu mi zaufajDonde viven las historias. Descúbrelo ahora