56.Wszystko zepsułes

21.8K 993 92
                                    

-Co się stało? Słyszałam krzyki-oznajmia Maddie zbiegając na dół. Stoją tam też rodzice i oczywiście młodsza z sióstr.

-Nic takiego-warcze trzymając w talii Sky.

-Dlaczego masz krew na rękach!?-piszczy moja mama, a ja oglądam swoją czerwoną dłoń.

-To nie moja.

-Znowu się biłeś-syczy tata.

-Miałem swój powód-odburkuje i idę z szatynką do swojego pokoju. Ta nadal jest roztrzęsiona, więc nie oddzywamy się dopóki Scarlett nie siada na łóżku.-poczekaj tu, idę umyć ręce-mówie i idę do łazienki. Zmywam już zaschniętą krew i z powrotem wracam do dziewczyny. Siedzi ze wzrokiem wbitym w ścianę. Nawet się nie porusza. Wygląda jak w jakims amoku.

-Chodź, położymy się-mówie do niej spokojnym głosem wchodząc na łóżku. Ciągne dziewczynę w swoją stronę, a ta nie stawia oporu. Kładzie się tuż obok niej tym razem wpatrzona w sufit. Obejmuje ją ręką w pasie i zanurzam nos w jej aksamitnych włosach. 

-Przytul się-mrucze cicho. Chce poprostu, żeby teraz o tym zapomniała. I zrobię wszystko, żeby tak było.

Szatynka odwraca się w moją stronę i wtula w moją klatke piersiową. Całuje ją w głowe i na chwile zamykam oczy.

-On mi nie da spokoju póki do nich nie wrócę-słysze jej cichy głos.

-Da ci spokój-mówie gładząc delikatnie jej plecy.-dopilnuje tego.

-Nie wiesz do czego jest zdolny.

-On też nie wie. Dopilnuje, żebyś nie wróciła już do tego gnojka.

-On cie szantażował. Powiedział coś o twojej rodzinie.

-Nie martw się tym-mówie cicho.-nic nie zrobi, ani tobie, ani mojej rodziny. Nie musisz się martwić.

Sky już nic nie odpowiada. Jedynie mocniej się we mnie wtula i tak leżymy w ciszy.
***

-Ale pada-mówi szatynka następnego dnia gdy siedziała na parapecie i patrzyła na niebo pokryte ciemnymi chmurami z których padał deszcz, a na dodatek grzmiało.

-Nici z dzisiajeszego spaceru-mówie siedząc na łóżku.-ale możemy porobić coś innego-podchodzę do niej i obejmuje ją od tyłu ramionami.

-Wiem co ci siedzi w głowie zboczeńcu-śmieje się cicho i odpycha mnie.

-Przynajmniej próbowałam-całuje ją w szyje i rzucam się na łóżko.-to może coś oglądniemy? 

Sky odwraca się w moją stronę z uśmiechem i przytakuje.

-Ale zanim włącze laptop...mam coś dla ciebie-wstaje z łóżka i podchodzę do szuflady.

-Co takiego?-pyta marszcząc uroczo nosek i zeskakując z parapetu.

-Prezent. Miałem dać ci wczoraj, ale oboje potrzebowaliśmy chwili spokoju, więc stwierdziłem, że dam ci go dzisiaj-podchodze do dziewczyny podając jej czerwone pudełeczko. Sky powoli go ode mnie przyjmuje, a gdy otwiera wieczko jej oczy powiększają się, a usta delikatnie rozchylają.

-Ale...piękny-szepta spoglądając na srebrny łańcuszek z motylkiem.

-Podoba ci się?

-Jest przepiękny-mówi patrząc na mnie szklanymi oczami.-nie musiałeś...

-Ale chciałem. Chce, żebyś była szczęśliwa.

-Jestem najszczęśliwsza gdy jesteś obok-szepta, a moje serce na chwile traci rytm.

-Daj założę ci go-przejmuje od niej łańcuszek i staje tuż za nią. Odgarnuje jej włosy na jedną strone i zapinam łańcuszek całując ją delikatnie w szyje.

-Dlaczego akurat motyl?-pyta cichutko.

-Jest wiele powodów. Podobnie jak motyl przeszłaś ogromną metamorfozę gdy wyszłaś ze swojego kokona. Po drugie jesteś tak strasznie delikatna jak motyl. Pomyślałem, ze to idealny nasyzjnik dla ciebie.

-Jest cudowny-mówi i przytula się do mnie. Obejmuje ją w pasie szczerząc się jak głupi.

-To co? Oglądamy?-pytam po chwil, a nastolatka przytakuje. Siadamy na łóżku i przez dwadzieścia minut wybieramy film. W końcu podłączam laptop pod telewizor i siadam tuż za dziewczyną. Sky siedzi pomiędzy moimi nogami, a ja obejmuje ją w pasie i w takiej pozycji oglądamy ignorując ulewe za oknem.

Oczywiście już po dziesięciu minutach nie mogłem się powstrzymać i zacząłem całować i kąsać jej aksamitną skóre na szyji.

-Dylan, oglądam-mówi odpychając mnie.

-Mhm. Nie przeszkadzaj sobie.

-Dylan. Nie mogę się skupić.

-Ja też-mrucze ponownie całując jej szyję. 

-Dylan no-chichocze odpychając moją twarz.-zaraz będzie ciekawa część.

-Nie pocałują się. Przeszkodzi im matka.

-Dylan!-krzyczy odwracając głowę w moją strone na co wybucham śmiechem. Mruży gniewnie oczy, ale widze w nich rozbawienie.-jak mogłeś...

-Teraz już wiesz. Mogę dalej wrócić do całowanie cie.

-Nie. Za kare mnie nie całujesz-fuka.-wszystko zepsułeś.

-Skarbie-mrucze, ale ta siada jak najdalej ode mnie. Widze jednak, że jej usta drgają w lekkim usmiechu.-Sky noo...na mnie sie obrazisz. Na mnie? Na mnie nie da się obrażać.

-No to patrz-warczy i z uśmiechem na ustach opuszcza mój pokój.

-Kobiety-wzdycham kręcąc z rozbawieniem głową. Nie mijają dwie minuty, a szatynka z powrotem do mnie wraca.

-No dobra. Na ciebie nie da się gniewać.

-HA! Wiedziałem-rozkładam ramiona, a dziewczyna mocno się do mnie przytula. Opadam na łóżko trzymając na sobie Sky która trzyma głowę w zagłębieniu mojej szyji. 

Boże...czym sobie zasłużyłem na taką dziewczynę?

Poprostu mi zaufajOù les histoires vivent. Découvrez maintenant