1.Kto to jest?

45.7K 1.6K 334
                                    

Wysiedliśmy obok kościoła. Cóż...nie jestem wierzący, do kościołą nie chodzę, ale muszę skoro tak trzeba. Niechętnie wszedłem do środka i miałem ochotę z tąd wyjść. Nie lubie takich miejsc. Skrzywiłem się i usiadłem w wolnej ławce obok rodziców i sióstr. Czekałem zniecierpliwiony. I czekałem. Ludzie ubrani w gustowne sukienki i eleganckie garnitury zasiadali na wolnych miejscach i podobnie jak ja czekali. Bębniłem o swoje udo i rozglądałem się po kościele. Nareszie usłyszałem muzykę weselną więc niechętnie podniosłem swój tyłek z ławki widząc jak przez czerwony dywan kroczą najpierw dziewczynki sypiące kwiatki, a za nimi mój brat ubrany w drogi, elegancki, czarny garnitur oraz jego żona ubrana w długą sukienkę która ciągnęła się za nią. Jej blond włosy były pokręcone i uczesane w koka spięte różnymi spinkami.
***

Msza skończyła się po ponad godzinie. Nie wytrzymywałem w tym kościele. Psychicznie i fizycznie. Ksiądz gadał jakieś głupoty, a oni musieli słuchac. Jak cały kościół. Żenada. Dlatego gdy msza się skończyła wybiegłem z kościoła jako pierwszy. Musiałem zapalić, dlatego oparłem się o samochód i odpaliłem fajkę wkładając ją do ust. Widziałem jak ludzie wsiadają do samochodów i jadą na impreze. 

-Znowu palisz?-zapytał znudzony tata.-garnitur będzie ci śmierdział papierosami.

Wzruszyłem jedynie ramionami zaciągając się.

-O bosz. A ten znowu z fajką-westchnęła Marry.

-Wskakuj do samochodu młoda-warknęłam, a moja siostra wywróciła oczami. Zdeptałem peta i również wsiadłem za kółko. Jechaliśmy jakieś dwadzieścia minut i oczywiście jak to mieli w zwyczaju-trąbili aby pokazać, że jadą na wesele. Żenada. Po raz drugi.

Zatrzymaliśmy się obok wielkiego, białego budynku. Coś na kształt zamku. Pchnąłem masywne drzwi i razem z rodziną weszliśmy do środka, czyli a korytarz zrobiony z białej cegły. Poszliśmy dalej, a ja słyszałem tylko stukot obcasów mojej mamy i siostry. Pchnąłem drugie drzwi i weszliśmy na olbrzymią salę. Jasny parkiet i białe ściany, a dookoła stoły z krzesłami. Na moje oko było ich dwieście. Oczywiście przeważał tu kolor złoty i biały. Były białe obrusy, białe dekoracje, balony i serpentyny. Na stole alkohol (którego już chciałęm spróbować) i różne ciasta i owoce, a na końcu sali-wielka scena na której będą grać. Warknąłem zirytowany. Po co ta cała szopka? Mała impreza w domu też by wystarczyła. Okrążałem stół w poszukiwaniu swojego imienia i nazwiska. Kolejna żenada. Nie moglibyśmy usiąść gdziekolwiek? Tylko mamy specjalne kawałki papieru z imieniem i nazwiskiem?

W końcu udało mi się znaleźć i razem z rodziną usiedliśmy na swoim miejscu.

-Całkiem ładnie. Postarali się-pochwalił tata.

-No. Ślicznie tu jest-westchnęła rozmarzona mama która strasznie lubiła takie klimaty. Nie to co ja. Chciałem wrócić do domu, zadzwonić po jakąś laskę, wypieprzyć ją i napić się wódki. Musieliśmy jednak czekać, bo ludzie zaczęli się schodzić. Każdy z kimś rozmawiał i wchodzili w dobrych nastrojach. Faceci mieli ładnie ułożone włosy i garnitury, a kobiety szpilki, sukienki, tone makijażu i biżuterie. Znacznie więcej zachodu od facetów. Zirytowałem się też tym, że będą tu dzieci. Będą biegać i piszczeć pod nogami czego nienawidze. Jedyne dziecko jakie w miare akceptuje jest Judie która aktualnie siedziała na kolanach mamy i bawiła się pomarańczą. Co chwile zerkałem na drzwi gdy ludzie wchodzili i szukali swoich miejsc. W pewnym momencie mój wzrok pozostał tam na dłużej. Uniosłem ze zdziwieniem brwi i przypatrywałem się dziewczynie która niepewnie weszła na salę. Jej brązowe włosy były zakręcone i spadały kaskadami na ramiona. Miała rozkloszowaną, ciemno niebieską sukienkę, a lekki makijaż to dopełniał. Wyglądała...wow. To nawet mało powiedziane. Jedyne co mnie zaciekawiło to jej wyraz twarzy. Nie była radosna tak jak inni goście. Szła wpatrzona w podłogę i była smutna. To było widać na kilometr. W pewnym momencie jakiś chłopak (na około w moim wieku) w szarym garniturze pchnął ją, a ta prawie sie wywaliła. Odzyskała jednak równowage i szłam dalej. Zmarszczyłem brwi przyglądając się tej scenie. Oprócz chłopaka za nią szła jeszcze małżeństwo w wieku moich rodziców. Facet w zwykłym garniaku i kobieta w świecącej, czerwonej sukience i szpilkach. Widziałem też jak wcześniej wspominiany chłopak łapie ją za łokieć i mówi coś do niej, a ta przestraszona kiwa głową. Idzie dalej. I...jest coraz bliżej mnie. Moje brwi wystrzeliły w górę. Dziewczyna na chwilę na mnie spojrzała, a gdy była bliżej widziałem jej piękne, leśne oczy które były ciemno zielone niczym mech. Miała też mały nos i pełne usta które nie były uśmiechnięte. Wyglądała jakby ktoś zmusił ją do przyjścia tutaj. Chłopak obok niej posłał wszystkim sztuczny uśmiech i zaczęli zajmować miejsca obok nas. Szatynka usiadła dokładnie naprzeciwko mnie, a chłopak-obok niej. Unikała mojego wzroku. Bawiła się pod stołem palcami i rozglądała dookoła, a ja patrzyłem na każdy jej ruch. Zainteresowała mnie. Wyglądała jakby czegoś się bała. Ale czego? To tylko wesele. 

Usłyszeliśmy wiwaty więc przeniosłem wzrok na drzwi przez które wchodził mój brat ze swoją żoną. Wszyscy bili brawa i gwizdali. Prezenty daliśmy im wcześniej dlatego teraz tylko uśmiechnęli się do wszystkich i poszli zająć swoje miejsce czyli obok nas. A że byliśmy najbliższą rodziną siedzieliśmy obok państwa młodych.

-Jak tam?-zagadał mój brat patrząc na mnie. Philip miał trzydzieści lat, albo trzydzieści jeden. Coś takiego. Był wysportowany, z brązowymi włosami i zarostem. Nic dziwnego, że był obiektem westchnień wielu lasek.-wow, założyłeś garnitur-zaśmiał się.

-Nie wkurwiaj mnie. Chce go ściągnąć-syknąłem, a ten znowu się roześmiał. 

-Musisz wytrzymać-poklepał mnie po plecach, a ja spiorunowałem go wzrokiem. 

-Kto to jest?-zapytałem cicho wskazując dyskretnie głową na drobną szatynke która siedziała naprzeciwko mnie ze wzrokiem wbitym w ziemie.

-Ah. To jest Scarlet Thomson. Jest kuzynką Beth. A co? Czyżby ci się spodobała?-szturchnął mnie.

-Weź nie żartuj-prychnąłem.

-A już myślałem, że jakaś laska wpadła ci w oko.

-W życiu. Poprostu siedzi taka smutna, jakby się z tego nie cieszyła.

-Hm-mój brat zmarszczył brwi.-taka jest. Ponoć coś złego wydarzyło się w jej życiu i strasznie się zmieniła.

-A ci obok niej?-popatrzyłem na chłopaka i małżeństwo które z kimś rozmawiało.

-Jej przybrana rodzina. Brat i przybrani rodzice. Mama i tata biologiczni Sky ponoć zginęli w wypadku i oni się nią opiekują. Ale nic więcej nie wiem. Mało rozmawia. Generalnie jest cichą osobą.

Pokiwałem jedynie głową i spojrzałem na dziewczynę naprzeciwko mnie. Jedno jest pewne-jest chodzącą zagadką.


Jak myślicie? Coś z tego będzie? Poznają się bliżej?
Buziaki :*

Poprostu mi zaufajWhere stories live. Discover now