55. Sky nie jest twoją własnością

23K 971 53
                                    

Nadszedł koniec szkoły. WAKACJE. Wreszcie ukończyłem tą nieszczęsną szkołę. Może nie mam najlepszych ocen, ale kto by się tym przejmował. Ważne, że już tu nie wrócę! Dlatego od rana rozpierała mnie energia a w szkole stojąc w niewygodnym garniturze i słuchając apelu miałem ochotę wrócić do domu. Ludzi było pełno, dyrektor gadał jakieś bezsensowności których nikt nie słuchał. Dlatego byłem w niebie gdy dostałem swój dyplom, gratulacje i mogłem wyjść ze szkoły wraz z setkami innych uczniów: chłopaków w garniturach i lasek w sukienkach, szpilkach i z mocnym makijażem. Wychodząc ze szkoły zobaczyłem całą moją rodzinę. Zdziwiłem się, bo nie przypominam sobie, żeby na mnie czekali.

-Spiszemy się jeszcze-Cody klepie mnie po ramieniu i odchodzi z Lidią. Idę pare kroków w ich stronę, a mój wzrok skupiony jest na szatynce. Stoi w fioletowej sukience i rozpuszczonymi włosami które opadają na jej ramiona i plecy. Jej uśmiech jest najpiękniejszy, widokiem na świecie. Usłyszałem jej pisk, a potem widze jak dziewczyna biegnie w moją stronę i rzuca mi się w ramiona. Chwytam ją w pasie i podnoszą do góry kręcąc w okół własnej osi, na co szatynka reaguje głośnym, niesamowicie uroczym śmiechem. Odstawiłem po chwili dziewczynę na chodnik i popatrzyłem w jej uśmiechniętą twarz.

-Założyłaś sukienke-oznajmiam chwytając ją delikatnie w talii.

-Pomyślałem, że to jest okazja na założenie sukienki. Maddie mi pożyczyła-oznajmia, a ja podnoszę wzrok na siostre która stoi obok rodziny. Uśmiecha się do mnie co odwzajemniam, a potem patrze na moją dziewczynę.

-Wyglądasz przepięknie-mówie i składam na jej czole całusa.-ale po co przyjechaliście?

-Twoi rodzice stwierdzili, że trzeba tu uczcić-wzrusza ramionami, a ja obejmuje ją w talii i podchodzę do swojej rodziny.
***

Oczywiście tą niespodzianką była pizzeria. Całkiem niezły pomysł, zwłaszcza że uwielbiam pizze. Zamówiliśmy dwie duże pizze, do tego jakieś napoje, a podczas jedzenia nieustannie rozmawialiśmy śmiejąc się. Moja dłoń jednak cały czas była na udzie Sky. Gładziłem delikatnie jej szramy na nogach, a ta nie reagowała już strachem. Siedziała tak blisko mnie, że czułem ciepło i zapach jej cudownego ciała. Pizza była genialna, więc zjedliśmy ją w mgnieniu oka. Byłem zszokowany Judie która mimo, że była najmłodsza pałaszowała już trzeci kawałek popijając colą i wymachując radośnie nogami. Zaraz po jedzeniu wyszliśmy z pizzeri kierując się w stronę domu. Sky trzymała na kolanach Judie i jednocześnie opierała się o moje ramie. Obejmowałem ją bawiąc się jej włosami i co chwile szepcząc jej coś do ucha. Zaraz po wejściu do domu każdy poszedł w swoją stronę. Moi rodzice poszli do salonu, siostry d swoich pokojów, a ja i Sky do mojego pokoju. 

-Czyli co? Teraz zostajesz już w domu ze mną?-pyta leżąc na łóżku. Podchodzę do niej kładąc dłonie po bokacj jej głowy i nachylam się nad nią.

-A chciałabyś?

-Yhym-przytakuje.

-W takim razie zostanę-mówie i na kilka długich sekund łączymy nasze usta w pocałunku.-ale niestety dzisiaj muszę wyjść-mówie gdy się od siebie odrywamy.

-Dlaczego?

-Mam walkę-wzdycham.

-Nie podoba mi się, że walczycz nielegalnie.

-Zrozum, że to moja pasja.

-Boks? Okej, rozumiem. Ale nie mógłbyś...nie wiem...zostać trenerem na przykład, a nie walczyć w jakiejś obskurnej hali?

-Mam za to duże pieniądze-mówie siadając na łóżku.

-Pieniądze-prycha.-a jak ci się kiedyś coś stanie?

-Skarbie, walcze od bardzo długiego czasu. Nic mi się nigdy nie stało poza siniakami.

-Ale kiedyś może ci się coś stać. Martwię się o ciebie.

-Nic mi nie będzie-cmokam ją w usta.-uwielbiam walczyć, trenować...to moje życie.

-Nie bronie ci walczyć. Poprostu chce, żebyś odszedł z tego gówna.

-To nie takie proste-drapie się po karku i patrzę w jej smutne oczy.-muszę się spakować na trening.
***

Walkę oczywiście miałem w kieszeni. Dzięki dobremu trenerowi wygrałem kolejną i otrzymałem sporą sumę pieniędzy. W drodze do domu kupiłem dla Sky prezent. Chce poprostu ją rozpieszczać i chce, żeby była szczęśliwa. Parkując samochód na podjeździe zauważam przed moim domem jakiegoś typka. Stoi tyłem do mnie przy drzwiach. Wychodzę z samochodu podchodząc bliżej. Od razu rozpoznaje tego skurwysyna Jacka. 

-Co ty tu kurwa robisz?-sycze, a facet odwraca się do mnie z obrzydliwym uśmiechem pokazując żółte zęby.

-Przyszedłem po to co moje.

-Wypierdalaj-fukam.

-Pójdę grzecznie gdy oddasz mi moją własność.

-Sky nie jest twoją własnością-sycze.

-Jest moja!-hyczy.-ta suka nie będzie u ciebie mieszkać. Wraca do mnie, inaczej twoja rodzinka będzie w niebezpieczeństwie.

-Spróbuj coś im tylko zrobić-warcze podchodząc bliżej.-tylko straszysz.

-Chcesz zobaczyć?

-Powiedziałem wypierdalaj! Nie dosłyszałeś?

-Sky ma iść ze mną, a zostawie was w spokoju.

-Nie ma kurwa mowy.

-Dylan-słysze cichy głos Sky, a ja cały sztywnieje gdy widze jak otworzyła drzwi i wpatruje sie w niedowierzeniem w Jacka.

-Scarlett, wracaj do domu-warcze mierząc nienawistnym wzrokiem Jacka.

-Słyszałaś Sky? Wracasz ze mną!-ryczy.

-Ona nigdzie z tobą nie idzie kutasie-cedze.-zostaje ze mną. Sky do domu.

-Sky, wracasz ze mną-syczy Jack, a szatynka cała drży. Mężczyzna mierzy ją wzrokiem i uśmiecha się obleśnie.-nie wstyd ci założyć sukienke na to brzydkie, poharatane ciało? Powinnać chodzić w worku na śmieci, aby nie pokazywać swojego obleśnego ciała i szpetnej mordy.

-Wypierdalaj!-krzycze łapiąc faceta za kołnierz.-spróbuj ją tylko dotknąć palcem sukinsynu.

-Mówie prawde-wzrusza ramionami.-nie powinna chodzić w sukienkach. Sukienki są dla lasek z ŁADNYM ciałem.

Przysięgam na Boga, że zaraz nie będe mógł się powstrzymać. Jestem na skraju cierpliwości. Sky stojąca w drzwiach drży coraz bardziej, a na jej policzkach dostrzegam łzy.

-Jest brzydka i bezwartościowa. Nie wiem jak możesz jej poma...-w tym momencie uderzyłem go pięścią w twarz, a facet upadł na trawe. Usiadłem na nim wymierzając mu ciosy prosto w tą krzywą morde. Widziałem, że krwawi i miałem to gdzieś.

-Przestań, zabijesz go-usłyszałem drżacy głos który działa na mnie pozytywnie.-Dylan, nie zabijaj go. Nie chce, żebyś miał przez to problemy. Dylan!

Czuje jak Sky szarpie moim ramieniem przez co moje pięsci opadają bezwładnie wzdłuż ciała, a ja patrze na zakrwawioną gębe faceta. Wstaje więc z niego i spluwam obok niego.

-Jeszcze raz do niej podejdź, a nie będe miał litości-mówiąc to obejmuje Sky w talii i prowadzę ją do domu.

Poprostu mi zaufajWhere stories live. Discover now