12.Naprawde nie gryze

30.7K 1.1K 100
                                    

-Stary, za dwa tygodnie masz kolejną walkę-powiedział Cody gdy siedzieliśmy w szkolnym bufecie.

-Wiem-wzdycham.-musze iść na siłownie. Dwa tygodnie to dość sporo.

-Ciesz się, że masz przerwe-zaczął gryść swoją słomkę od shake'a.-co tydzień to jednak za szybkos-skrzywił się.-a odpoczywać musisz.

-Tyle, że to właśnie boks sprawia, że odpoczywam, a jak mam za dwa tygodnie walczyć.

-Wiesz już z kim?-pyta gryząc swojego burgera.

-Mhm. Ponoć jakiś Robert McDallas. 

-Nie znam typka.

-Ja też nie. Ale ponoć gość jest niezły.

-Ale ty lepszy.

-Wiadomo-śmieje się razem z kumplem.-a co z tą randką?

-Stary, nie opowiadałem ci!-robi gwałtowny ruch przez co prawie wylewa swojego shake'a.-było cudownie.

-Robiłeś tak jak cie prosiłem?

-Tak. Zabrałem ją na kawe i ciastko. Mówiła, że dobrze, że nie jest to restauracja.

-Mówiłem!-krzycze, a Cody parskam śmiechem.

-Pogadaliśmy i znamy się coraz lepiej. Potem zabrałem ją na spacer. Było świetnie.

-Nie pocałowałeś ją?-pytam znudzony.

-Nie. Widziałem, że jest zestresowana. Ale poznałem ją jeszcze bardziej. Tak bardzo chciałem ją pocałować gdy miała na sobie sukienke, kręcone włosy i soczewki. Stary, nie ta laska! Nie poznałbyś jej. Dlatego odprowadziłem do domu, powiedziałem, że to powtórzymy i pocałowałem ją w czoło.

-No no no. Nieźle-biore do ust garść frytek.-to kiedy następna randka?

-Jeszcze nie wiem. Ale napewno niedługo. Było naprawde fajnie. I rozkręciła się. Nie była tak nieśmiała.

-No to gratuluje-uśmiecham się szeroko.

-Przedstawie ci ją.

-Czekaj? Co?-ten jednak mnie zignorował tylko wstał i gdzieś zniknął, a ja kontynuowałem jedzenie frytek. Zaraz potem widziałem jak Cody na siłe próbował popchać tu Lidie. Jej włosy ciasno spięte były w kucyka, miała okulary, czarną bluze i przetarte jeansy.

-No chodź, nie gryzie-usłyszałem śmiech przyjaciela, a po chwili razem zjawili się przy stole.-więc...to jest Dylan. A to Lidia.

-Hej. Miło mi poznać wybrankę mojego kumpla-zażartowałem, a Lidia jedynie się uśmiechnęła. Co on w niej widzi?

-Naprawde nie gryze.

-Połyka w całości-dopowiada mój kumpel, a ja uderzam go w noge przez co cicho syczy z bólu.-chcesz dosiąść?

-Nie...dziękuje.

-Siadam-Cody odsuwa jej krzesło, a dziewczyna nieśmiało na nim siada i poprawia spadające z nosa okulary. Przez chwile nasz wzrok się blokuje. Naprawde nie wiem dlaczego wybrał ją. Jej twarz jej blada, ma cienkie usta, mały nos, ale oczy...oczy ma ładne. Duże, brązowe otoczone długimi rzęsami. Cody oczywiście zaczął rozmawiać z Lidią, a mnie miał gdzieś. Normalka. Dlatego powiedziałem, że ide pod sale, a potem szybko wyszedłem ze stołówki.
***

Na siłownie dojechałem w pół godziny przez te pieprzone korki. Wysiadłem z auta i czym prędzej ruszyłem do szatni się przebrać. Skoro mam typa pokonać za dwa tygodnie to muszę sporo ćwiczyć, zwłaszcza, że słyszałem o nim co nieco. Wiem, że jest naprawde ciężkim przeciwnikiem, dlatego przez dwie godziny rozgrzewałem się i waliłem w ten przeklęty worek całkowicie się wyłączając, dlatego wychodząc z siłowni czułem pot we wszystkich częściach ciała. Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i pojechałem do domu. Byłam padnięty. Marzyłem tylko o tym, aby pójść spać. Wracam do domu i pierwsze co słysze to krzyk mojej mamy i młodszej siostry, odgłos filmu w telewizji i smażenia.

-Judie, przestań!-usłyszałem krzyk mamy przez co się skrzywiłem.-Judie, wracaj tu!-moja mama wybiegła za dziewczynką, a ta z chichotem zaczęła biec trzymając w ręce telefon.-Judie, oddawaj!

-Goń mnie goń mnie!-piszczała.

-Możesz ją uspokoić-warknęła moja starsza siostra.-próbuje adać z Francescą, a w takich warunkach nie da się gadać!

-To się rozłącz i ją złap-syknęła moja mama.

-Ja nie mogę oglądnąć w spokoju filmu-wtrącił się mój tata.

-Czy wy wszyscy musicie tylko narzekać, a nie potraficie mi pomóc?!-wrzeszczy z salonu.-musze zrobić obiad i jeszcze jej pilnować-wskazuje na dzieco które biegało dookoła stolika z telefonem w ręce i głośno się śmiała. Boże, dom wariatów.

-Judie do cholery! Przestań-ryknęła moja siostra, a mała zaniosła się głośnym śmiechem i pobiegła dalej.-nie mam sił do niej. Oddajcie ją do domu dziecka.

Mała wybiegła z salonu i uderzyła we mnie. Zachwiała się, ale złapałem ją i podniosłem biorąc na ręce.

-O, jesteś już-powiedziała moja mama podchodząc do mnie.-Judie, dziecko. Jesteś niegrzeczna.

-Mama ble-zaśmiała się pokazując na nią, a ja wywróciłem oczami.

-Weź ją. Ide do pokoju.

Moja mama przejęła ode mnie dziecko, a ja zmęczony pobiegłem do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko głośno wzdychając. Byłam padnięty. Nie miałem siły nawet podnieść rąk które były lekko skaleczone i posiniaczone od ciągłego walenia w worek. 

Nie wiem kiedy zasnąłem, ale spało mi się tak dobrze gdyby nie obudził mnie dźwięk budzika. Jak się potem okazało to nie był budzik tylko Cody który postanowił zadzwonić do mnie i jedenastej.

-Czego śmieciu-warknąłem kładąc ponownie głowe na poduszke.

-Stary, idziemy na impreze. Co ty na to?

-Miałem iść dzisiaj na siłke.

-Pójdziesz innym razem-powiedział podekscytowany.-no a dawno nigdzie nie byliśmy! Oj, no chodź. Będzie fajnie.

-Zgoda, ale ja nie pije...dużo-dodałem, a Cody się zaśmiał.

-Okey. Ale i tak z kumplem sie napijesz. To co? Widzimy się o dwudziestej? Przyjedź taxówką. Wiesz gdzie.

-Bajo-rozłączyłem się i rzuciłem telefon na łóżko. Nie miałem ochoty iśc na tą impreze, ale Cody miał racje. Musze sie rozerwać. W końcu mam jeszcze sporo czasu do następnej walki. Zdąże sie przygotować i napewno wygram. Bo kto jak nie ja? Jestem pewny siebie i chociaż inni mi mówią, że może mnie to kiedyś zgubić ja wiem, że bez pewności siebie nie byłbym sobą. W tedy spieprzyłbym wszystkie walki, a nie mogę tego zrobić gdy wszyscy na mnie liczą. Muszę im pokazać kto tu rządzi. Już za 13 dni. Szykuj się Robercie. Zgniote cie jak robaczka...




W sobote wyjeżdżam do Egiptu. Nie wiem czy rozdziały będą się pojawiać. Wątpie, dlatego w sobote napewno nic nie dodam. 

Poprostu mi zaufajWhere stories live. Discover now