21.Musi być jakiś haczyk

28.1K 1.1K 37
                                    

Zszedłem z ringu słysząc za sobą krzyki i piski fanów. Zaraz potem mój trener dał mi całkiem sporą sume pieniędzy, zamieniliśmy pare słów, a potem próbowałem przecisnąć się do Codiego który zniknął gdzieś w tłumie. Oczywiście musiał otoczyć mnie tłum wielbicieli. Nie zabrakło wysokich facetów którzy obsypywali mnie pytaniami na każdym kroku i dziewczyn z krótkimi spodenkami i z tapetą na mordzie. Cały czas podpisywałem autografy, a niektórym laskom podpisywałem się na ich cyckach które okryte były tylko bluzeczką z dużym dekoltem.

Gdy w końcu udało mi się wyjśc z tego tłumu zobaczyłem przed halą Codiego który opierał się o samochód i palił papierosa.

-No nareszcie-warczy po czym wyrzuca peta i depta go butem.-do baru?

-Do domu-mówie wsiadając do samochodu.-jestem zmęczony.

-Wow, nie chcesz się opić?-pyta wyjeżdżając z parkingu.

-Póki co mam ochote jedynie prysznic i łóżko.

-Dobra. Zawioze cie do domu. Ale w weekend wisisz mi piwo.

-Nawet dwa-prycham rozbawiony.
***

Następnego dnia ubrany w dresy,szarą koszulkę i kurtke wychodze, aby pobiegać. Mussze w końcu trzymać kondycje. Wybieram jak zawsze mój ulubiony park i tam też przez kolejne pół godziny biegne słuchając muzyki i patrząc na śliniące się na mój widok laski. Dlaczego nie zdziwiło mnie gdy w tym samym parku zobaczyłem Sky? Siedziała na ławce z głową utkwioną w chodniku. Jej włosy były dzisiaj związane w kucyka, a i tak pare pasm wyleciało i teraz delikatnie powiewało na wietrze okalając jej drobną twarz. Sky miała założoną cienką bluzke i brązowe jeansy. Jej nogi w kostkach były złączone, a ręce zaczęły jej drżeć. Gdy na chwile podniosła głowę do góry nie zdając sobie sprawy, że ją obserwuje dostrzegłem kolejne duże limo pod okiem, zaschniętą krew przy nosie oraz wardze i zadrapanie na czole. Zacisnąłem dłonie w pięść i do niej podszedłem. Ta w ogóle mnie nie zobaczyła. Ściągnąłem kurtke i gdy przy niej usiadłem zarzuciłem jej kurtke na ramiona. Dopiero w tedy Sky podniosła na mnie wzrok, a ja skrzywiłem się widząc śliwe pod jej okiem i krew na jej pięknej twarzy.

-Co tu robisz?-pyta cicho.

-To samo mogę zadać ci to pytanie. W takims stroju? W taką temparature.

-Nie jest mi zimno-wyszeptała, a ja prychnąłem.

-Jasne. Przecież widze-pokazałem na jej gęsią skórkę.-kto ci to zrobił?

-Wywróciłam...

-Scarlet-warknąłem przerywając jej.-to nie wygląda na wywrócenie tylko na pieprzone pobicie.

Sky podniosła na mnie wzrok w których gromadziły się łzy, a ja podniosłem ręke i opuszkami palców dotknąłem siwego miejsca pod jej okiem. Szatynka skrzywiła się sycząc z bólu, dlatego zabrałem ręke.

-Może powinnać iść do szpitala?

-To nie będzie konieczne-powiedziała niemal natychmiast.-za niedługo cię zagoi.

Westchnąłem i popatrzyłem jeszcze raz na szatynke która zajęta byłą obserwowaniem falującej trawy i drzew. Patrząc na nią wpadłem na pewien pomysł. Wstałem i wyciągnąłem w jej stronę ręke.

-Chodź.

-Co?-marszczy brwi.

-Chodź. Zaufaj mi Scarlett. 

Dziewczyna lekko się waha, ale po chwili chwyta mnie za ręke, a ja podnoszę ją z ławki i wychodzimy z parku.
***

-Co robimy koło twojego domu?-pytam gdy otwieram kluczami drzwi.

-Zobaczysz-mrugam okiem.

-Są twoi rodzice?

-Nie-kręce głową.-w pracy, a siostry w szkole.

-Ty łobuzie-zakłada ręce na biodra.-ty wagarujesz?

-Czasami mi się zdarza.

-Czasami-prycha i wchodzi do środka, a ja cicho się śmieje. Dziewczyna próbuje zdjąć moją kurtke, ale łapie ją za dłonie.

-Zostań w niej. Jak będzie ci cieplej w tedy mi oddasz.

Szatynka rumieni się, ale kiwa głową, a ja ciągne ją do swojego pokoju. Widze, że jest przestraszona i stawia niepewnie kroki. Widząc ją taką zdezorientowaną delikatnie muskam kciukiem jej ręke, a ta lekko się rozluźnia. Otwieram drzwi do mojego pokoju i wpuszczam dziewczynę przodem. 

-Po co mnie tu przyprowadziłeś?-pyta rozglądając się.

-Wpadłem na pewien pomysł. Już raz to robiłaś, pamiętasz?-pokazuje jej rękawice bokserkie.-naucze cie paru chwytów, może kiedyś ci się przydać-mrugam.

-Hm-drapie sie po brodzie.-jaki haczyk?

-Żaden-kręce głową.

-Nie wierze ci. Musi być jakiś haczyk.

-Może jedynie taki, że gdy cie czegoś naucze pozwolisz mi się wyrwać gdzieś w ten weekend-wypalam nie przemyślając swoich słów. Sky rumieni się i opuszcza głowę, a pare pasm lądują na jej czole.

-Nie wiem czy...czy dam rade.

-Oj no prosze-jęcze.-w tą sobote o...siedemnastej. Co ty na to?

-Gdzie?-mruży oczy, a ja parskam śmiechem.

-Jeszcze nie wiem. Coś wymyślę.

-Dobra-mówi ostrożnie.-niech ci będzie.

-Świetnie, zakładaj-podaje jej rękawice, a Sky ubiera je na dłonie. Zapinam jej, a potem patrze na nią od góry do dołu. Jej chudziutkie rączki odziane w duże, czerwone rękawice. Zagryzam wargę, aby słutmić śmiech po czym podchodze do worka i przywołuje dziewczyne skinieniem głowy. Widze jednak, że nie wie jak się ustawić dlatego staje tuż za nią tak jak kiedyś. Czuje, że lekko sztywnieje, a jej oddech przyśpiesza.

-Tą ręke bliżej siebie-mówie tuż przy jej szyji, a tam gdzie obiło sie moje powietrze pojawia jej się gęsia skórka. Uśmiecham się lekko i poprawiam jej ustawienie. Gdy stoi już prawidłowo (chociaż lekko się chwieje) chwytam za worek, a Sky próbuje zadać pierwszy ruch. Uderza jednak lekko i w rezultacie cofa się pare kroków do tyłu. Śmieje sie cicho i podchodze do niej.

-Nie tak. Chodź-chwytam ją lekko i ciągne z powrotem w stronę worka. Staje tuż za nią i chwytam lekko za jej nadgarstki. Widze, że się krzywi więc jestem pewny, że dotknąłem ją gdzieś w rane, dlatego swoje ręce umieszczam w innym miejscu i delikatnie steruje nią i tłumacze jak powinna uderzać w worek. Widze jak na szyji pojawia jej się gęsia skórka, a ta co chwile przełyka nerwowo śline.

-Rozumiesz?-mrucze cicho i muskam jej ucho ustami, a ta jak w amoku przytakuj.-świetnie. Więc teraz spróbuj-odsuwam się od niej i chwytam jej worek, a Sky wykonuje pierwszy cios. I kolejny.

-Świetnie. Mocniej-motywuje ją, a ta uderza raz po raz.-wyobraź sobie kogoś kogo nienawidzisz.

Tak szybko jak wypowiedziałem te słowa tak szybko zacząłem ich żałowac. Sky zacisnęła szczęke, a jej oczy nagle pociemniały. Zaczęła bić tak jak jeszcze nigdy w worek, a ja ledwo mogłem go trzymać. Mówiła coś sama do siebie i wymierzała cios za ciosem, a ja wiedziałem, że niedługo jej delikatne ręce tego nie zniosą.

-Dobra Scarlett. Starczy-mówie do niej, ale ta jak w amoku okłada worek. I w tedy wiem co czuli inni ludzie gdy ja tak zaczynam walić w worek lub w człowieka i nikt nie jest w stanie mnie owstrzymać.-Sky, dość!-krzycze i puszczam worek podchodząc do niej bliże. Ta wykonuje kolejne uderzenia coraz mocniejsze i wiem, że niedługo coś sobie zrobi, dlatego nie myśląc długo chwytam ją w talii i przyciskam do swoich pleców. Obejmuje ją mocno. Sky próbuje mi się wyrwać, ale koniec końców wybucha szlochem, a swoje ręce które jeszcze niedawno waliły w worek opadają swobodnie wzdłuż jej ciała.

-Już spokojnie-mówie jej do ucha i delikatnie ją do siebie odwracam. Sky obejmuje mnie rękami w pasie i moczy łzami moją koszulke. Całuje ją w czubek głowy i bujam delikatnie. Kompletnie nie wiem co jej odbiło. Dlaczego tak się zachowywała, ale postanowiłem nie pytać. Widziałem, że była przestraszona, dlatego przez pare minut staliśmy wtuleni w siebie, a ja pozwalałem, aby dziewczyna wypłakała się w mój podkoszulek.

Poprostu mi zaufajWhere stories live. Discover now