8. Chciałem dobrze, ale najwidoczniej tego nie dostrzegasz

32.8K 1.2K 89
                                    

Zaraz po powrocie do domu i zjedzeniu obiadu pakuję się i idę na siłownie. Przydałoby się trochę poćwiczyć.

Parkuje mój wóz obok siłowni i wychodzę. Najpierw idę do recepcji a później w stronę szatni gdzie ubieram krótkie spodenki i szary, opinający podkoszulek. Idę na siłownie z ręcznikiem i wodą.Witam się z prawie wszystkimi (bo znam tutaj 90% klientów) i idę dalej. Słyszę tylko rozmowy ludzi, uderzanie w worek i pracujące maszyny. Oczywiście najpierw jest rozgrzewka; biegam na bierzni, podnoszę ciężarki potem dopiero idę w stronę worka gdzie wyładowuje całą swoją złość. Mój wzrok jednak zatrzymał się na drzwiach gdzie wchodził napakowany, łysy koleś, a obok niego...Sky. Od razu rozpoznałem tego typka na weselu. Sky miała te same ubrania co wczoraj, więc raczej nie przyszła ćwiczyć. Mężczyzna chwyta ją za ramie, na co ta się krzywi, a potem mówi coś do niej a ty przytakuje odchodzi. Sky stoi przy ścianie i rozgląda się przestraszona. Po chwili jednak nasz wzrok się blokuje. Uśmiecham się do niej i ocieram pot z czoła. Kąciki jej ust też drgnęły ku górze, zaraz potem jednak szybko odwróciła wzrok i spojrzała na podłogę. Dostrzegłem jak koeś który przyszedł ze Sky uderza z całej siły w worek treningowy. Ma niezłą siłę, ale techniki za grosz. Prycham jedynie i powracam do swojego ćwiczenia, ale co chwilę spoglądam na Sky. Ta jednak cały czas stoi w jednym miejscu. W końcu jednak bierze z podłogi butelke wody i podchodzi do mężczyzny który ją woła. Zachowuje się jak pieprzony sługa. Facet gwałtownym ruchem wyrywa jej z drobnej dłoni wodę i upija pare łyków, a potem rzuca w nią butelką, na co ta się krzywi. Gdybym nie miał na sobie rękawic bokserskich zapewne zacisnął dłonie w pięść. Piorunuje typa wzrokiem, ale ten mnie nie dostrzega. Sky podnosi z ziemi wodę i z powrotem wraca pod ścianę jakby miała tam karę. Ja kontynuuje uderzanie w worek. Pot dosłownie się ze mnie leje. Jestem zmęczony, ale uderzam w worek cały czas. To moja miłość. Kocham boks. Gdy tylko uderzam w worek odprężam się, relaksuje. Nic w tedy nie istnieje. Całkowicie się wyłączam. Czasem jednak gdy nie mam worka pod ręką, a jestem naprawdę wkurzony mogę komuś zajebać. I to bez dwóch zdań. Wiele razy tak zrobiłem. Nie panuję nad tym. Tak już mam. Dlatego gdy jestem naprawdę wkurzony wale w worek który na szczęście mam u siebie w pokoju. Czasem nawet nie zakładam rękawic i wale, aż krwawią mi kostki. Nie czuje bólu. Czuje jedynie złość która wyładowywuje na worku. Można powiedzieć, że się od tego uzależniłem. Tak jak od papierosów. I alkoholu. Można powiedzieć, że kocham sztuki walki od dziecka. Jako mały gówniarz tata zapisał mnie na boks. I oglądałem z nim często w telewizji sztuki walki. Zaraził mnie tą pasją. Jako mały chłopiec chciałem mieć rękawice bokserkie i worek treningowy. Gdy tata zapontowął mi go na urodziny w swoim pokoju byłem najszczęsliwszy na świecie. Potem oczywiście musiałem wymieniać bo gdy dorosłem poprostu nie wytrzymał moich uderzeń. Ci co mnie znają wiedzą, że lepiej nie wchodzić mi w parade, bo mogę przyłożyć. Jak już mówiłem nie kontroluje tego. Gdy uderzam w worek lub bije sie na ringu czuję się potężny, w tedy nic nie istnieje. Kontroluje się tylko na jednym punkcie i na serii ciosów. Nie wytrzymam jednego dnia bez uderzenia w worek. Dlatego gdy mnie ktoś wkurzy idę do swojego pokoju, zamykam drzwi i walę w tek worek pare godzin, aż w końcu muszę bandażować moje zakrwawione ręce. Nie czuję jednak bólu tylko satysfakcje i pewność siebie. To właśnie kocham.

Nie wiem ile waliłem w ten worek. Gdy dotknąłem swojego czoła było całe mokre od potu. Dopiłem wodę i wyrzuciłem butelkę do kosza. Ściągnąłęm rękawice i ruszyłem w stronę wyjścia. Sky nadal tam stała i rozglądała się niespokojnie.

-Nie chcesz poczekać na dole?-pytam, a ta kręci przecząco głową.-stało się coś?

-Nic. Zupełnie nic-szepcze cicho, a ja marszcze brwi.

-Okej. Jak chcesz. Do zobaczenia-mrugam i wychodzę. Biorę lodowaty prysznic po którym czuję ulge a następnie ubieram się w swoje ciuchy. Idę oddać kluczyk do szatni i gdy spoglądam na kanapie widzę siedzącą tam Sky. Kłade klucz na recepcji i podchodzę do dziewczyny która podnosi na mnie swój wzrok.

-Nie masz już tego siniaka pod okiem?-zagaduje.

-Um...przypudrowałam-mruczy cicho.

-Nie powinnaś-odpowiadam.

-Wiem, ale nie chce, żeby ludzie widzieli mnie z tym czymś pod okiem-krzywi się.

-Smarujesz tak jak zalecił lekarz?

-Tak-wywraca zirytowana oczami.-coś jeszcze? Nie mam dużo czasu.

-Nie. Pomyślałem, że mogę cie podwieść-poprawiam torbe na ramieniu.

-Niepotrzebnie. Mam już podwózkę.

-Tego napakowanego typka? Nie podoba mi się-kręci głową, a Sky gwałtownie wstaje.

-Nie ważne-mruczy.-coś ci się poprostu przewidziało

-To on cie pobił?-wypalam, a Sky sztywnieje, aby chwile później przybrać obojętny, a nawet lekko zdziwiony wyraz twarzy.

-Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? Oszalałeś?

-Siniaki na twarzy, na dodatek to jak się wobec ciebie zachowywał na weselu i teraz w siłowni. -wyliczam.-na to wskazuje.

-Przestań bawić się w pieprzonego detektywa i zostaw mnie w spokoju-syczy.

-Przecież on nie jest normalny-podnoszę głos.-gdzie on jest?

-Nieważne-odpowiada natychmiast.-jeżeli chcesz mieć święty spokój zostaw go i nie wchodź mu w drogę.

-Jasne-śmieje się.-może i wygląda jak góra mięśni, ale to ja mam tu przewagę kochanie-mrugam okiem, a Sky wykrzywia twarz w grymasie.-i taki olbrzym może mi jedynie podskoczyć.

-Nie wiesz co mówisz. On bierze...

-Gówno mnie obchodzi co bierze-warcze.-moze brać sterydy czy inne główna, ale to ja stosuje taktyke. On myśli tylko mięśniami.

Sky chwile stoi w milczeniu po czym oddzywa się

-Naprawdę powinieneś już iść.

-Dobra. Jak chcesz. Chciałem dobrze, ale najwidoczniej tego nie dostrzegasz-odwracam się i wychodzę z siłowni kierując się do swojego samochodu. Naprawdę chciałem dobrze. Chciałem jej pomóc co nie zdarza mi się często, ale skora ona nie chce pomocy to niech radzi sobie sama. Pieprzona księżniczka.

Poprostu mi zaufajWhere stories live. Discover now