41. Chodźmy z tąd

25.4K 1K 33
                                    

-Nie chce iść do tej pieprzonej szkoły-burcze, a Sky wybucha śmiechem i klepie mnie po ramieniu.

-Dasz radę. Jeszcze trochę i koniec roku.

-Nareszcie-wzdycham zakładając na ramie plecak.-będe o piętnastej, okej? Potem gdzieś pójdziemy?

Sky kiwa głową, a ja podchodze do niej i całuje ją w głowe.

-Nie bój się, drzwi będą zamknięte. Do zobaczenia za pare godzin-uśmiecham się i wychodzę z domu. Wsiadam do samochodu i wyjeżdżam z podjazdu. Oczywiście po drodze musiałem zgarnąć też Codiego. 

Do szkoły dojechaliśmy w pare minut. Idąc w strone budynku cały czas o czymś rozmawialiśmy, ale w chwili gdy Cody zobaczył swoją dziewczynę najzwyczajniej w świecie do niej poszedł, a mnie zostawił samego, dlatego dalszą drogę do sali odbyłem sam. Miałem przynajmniej czas, aby pomyśleć o pewnej brązowowłosej dziewczynie która czeka na mnie w domu. Jak to dziwnie brzmi. Nigdy bym nie pomyślał, że jakakolwiek inna kobieta poza matką i siostami będzie u mnie tak długi czas w domu. Czy żałuje? Oczywiście, że nie. Wiem, że nie wypuszczę Sky i nie pozwolę jej z powrotem gnać w to bagno. Lekcje mijały strasznie wolno. Praktycznie na nich nie myślałem. Chciałem już poprostu iść do domu. Nienawidze szkoły. Przerwy spędzałem z Codim i oczywiście Lidią. Ta dwójka nigdy się nie rozstaje. Ciesze się jego szczęściem, jednak mógłby troche mniej czasu z nim spędzać, bo częściej zaczyna mnie poprostu zbywać.

Słysząc ostatni dzwonek zerwałem się jak poparzony i wybiegłem ze szkoły. Cody oczywiście szedł na randkę z Lidią, więc ja wróciłem do domu sam; słuchając jakiś piosenek w radiu i cicho bębniąc palcami o kierownicę. Zatrzymałem swój samochód obok domu i wyszedłem z niego. Odkluczyłem drzwi i od razu poczułem zapach szarlotki, więc udałem się do kuchni.

-Cześć mamo-mówie, a kobieta odwraca się w moją strone z lekkim uśmiechem.-pieczesz szarlotkę?

-Tak. Nudziło mi się, a pieczenie mnie odpręża. 

-Gdzie dziewczyny?-pytam rozglądając się za siostrami. Nie słysze ich kłótni, pisków i tupot stóp.

-Ah, jeszcze nie wróciły ze szkoły. Za chwile jadę po Judie. A, Dylan-zatrzymuje mnie gdy wycofuje się z kuchni.-Skarlett jest u ciebie w pokoju. Ponoś czuła się źle więc od rana rzadko ją widywałam.

-Dobrze, pójde do niej-kiwam głową i wbiegam na pierwsze piętro. Po cichu otwieram drzwi i uśmiecham się widząc zielonooką. Sky spała odwrócona do mnie plecami i przykryta kołdrą po samą szyje. Miarowo oddychała, więc wiedziałam, że spała. Podszedłem do niej bliżej i nachylilem się całując delikatnie jej odkrytą szyje. Usłyszałem jak mruknęła, ale nadal spała.

-Skarlet, pora wstawać-wymruczałem ponownie całując jej miękką skóre na szyji.

-Mhm-szepta ruszając się niespokojnie. Chwile potem widze jak otwiera swoje śliczne, zielone oczy i uśmiecha się lekko.

-Niezła pobudka-szepcze rozespana, a ja cicho się śmieje.

-Podoba ci się? Mogę ci taką serwować codziennie. Jak się czujesz?

-Już lepiej. Potrzebowałam chwilę snu-mówi przeciągając się.-a u ciebie?

-Jak zawsze do dupy. Szkoła wysysa ze mnie resztki energi-jęcze i opadam na łóżko obok niej.-chyba pójdę spać.

-W takim razie dobranoc-śmieje się. Słysze skrzypienie łóżka, więc wiem, zę Sky chce wstać. Łapę ją za ręke i ciągne z powrotem na łóżko. Szatynka piszczy zaskoczona, a ja obejmuje ją ręką w pasie i przytulam mocno do siebie.

-Nie zrozumieliśmy się. Ty śpisz ze mną-mrucze odwracając głowe w jej stronę i zatapiając twarz w jej miękkich, waniliowych włosach.

-Ja już spałam.

-Nie szkodzi. Dla mnie zrobisz wyjątek.

-Mieliśmy gdzieś wyjść.

-Wyjdziemy, ale to za chwilę dobrze. Jestem zmęczony.

Poczułem jak Sky opiera głowę na mojej klatce piersiowej i obejmuje mnie swoimi chudymi rączkami w pasie.

-Dobrze.
***

-Jaki ciepły ten płaszcz-mówi Sky okrywając się  bardziej żakietem.

-Mogłem ci go nie kupywać.

-Dlaczego?-marszczy brwi.

-Mogłabyś w tedy dalej chodzić w mojej kurtce-wzruszam ramionami, a szatynka delikatnie się rumieni.

-Gdzie mnie zabierasz?-pyta po chwili.

-Zgłodniałem. Co powiesz na pizze?

-Już zapomniałam jak smakuje-śmieje się oblizując usta.

-No to musimy koniecznie tam iść!

Chwytam Sky za ręke i ciągne do najlepszej pizzeri jaką znam. Dziewczyna cąły czas idzie obok mnie śmiejąc się, jednak po paru minutach czuje jak zatrzymuje sie, a jej uśmiech nagle znika.

-Co jest?-marszcze brwi, podczas gdy zielonooka stoi jak sparaliżowana.-Sky, wszystko gra?

-Nie-szepcze po chwili i wskazuje na coś głową.-widzisz tamtych trzech? To...znajomi Jacka.

Patrze na trzech, umięśnionych typków którzy stoją z piwem w ręku i głośno o czymś rozmawiali. Dopiero po chwili dochodzi do mnie, że to ta trójka frajerów która siedziała w kawiarni, a obok nich biedna Sky. Pamiętam jak szczypali ją w tyłek gdy ta się podniosła. Momentalnie zacisnąłem dłoń w pięść i zmrużyłem oczy.

-Chodźmy z tąd-usłyszałem szept Sky.

-Najpierw  z nimi pogadam-warcze, ale dziewczyna zaciska dłoń na mojej ręce spoglądam na nią.-Sky, zostań tu. Ja zaraz przyjdę.

-Nie, prosze-w jej oczach pojawiają się łzy.-nie idź tam. Oni...oni w tedy powiedzą o tym Jackowi. Chodź, zaraz nas zobaczą.

W chwili gdy Sky wypowiedziała te słowa jeden z nich spojrzał na nas marszcząc brwi. Szturchnął pozostałych dwóch, a ci również na nas spojrzeli. Chyba ją rozpoznali.

-Już po mnie-usłyszałem łkanie dziewczyny.

-Chodź-chwyciłem ją za ręke i pociągnąłem w stronę wąskiej uliczki. Widziałem jaka Skarlet była wystraszona. Gdybym nie trzymał ją za ręke jestem pewna, że by upadła. Byłem pewny, że ta trójka facetów za nami idzie. Skręciłem w lewo ciągnąc dziewczyne za sobą. Znaleźliśmy się w wąskiej uliczce. Ściany po bokach zrobione z szarych cegieł były brudne, zdrapane i porysowane przez jakiś ludzi. Porozstawiane wszędzie kosze z których wysypywały się śmieci i butelki po piwach. 

-Chodź tu-pociągnąłem Sky i przyparłem lekko do ściany tak żeby yła niewidoczna. Ja przy okazji też. 

-Gdzie ona kurwa jest?-usłyszeliśmy głos jednego z typków. Sky gwałtownie oddychała więc jedynie pocałowałem ją krótko w czoło, aby się uspokoiła.

-Dzwoniłem do Jacka-oznajmił drugi.-powiedział, że mamy ją znaleźć jak najszybciej, a on dalej zajmie się tą kurwą.

-Dobra, musimy się rozdzielić. Ta mała dziwka uciekła z tym swoim frajerem.

Czułem przy szyjii oddech Sky. Był szybki więc wiedziałem, że się denerwuje. Usłyszałem kroki które po chwili ucichły, więc byłem pewny, że ominęli tą obskurną uliczke.

-Już poszli-wyszeptałem odwracając głowę to wciąż przestraszonej Sky.-nie martw się. Wszystko jest okey-nachyliłem się i pocałowałem ją lekko w usta które wciąż drżały.

-P...poszli?

-Tak-pokiwałem głową i posłałem jej pocieszający uśmiech.-idziemy do tej pizzeri? Zgłodniałem.

Dziewczyna pokiwała głową, a ja objąłem ją w talii, pocałowałem w głowę i ruszyliśmy.

Poprostu mi zaufajWhere stories live. Discover now