28. Obrońca sie znalazł

26.9K 1.1K 107
                                    

Kolejna walka, kolejna adrenalina. Stoję na ringu przygotowany naprzeciwko mojego rywala. Wysoki, łysy i napakowany facet który kieruje się wyłącznie siłą. Zero inteligencji. Dlatego po zabrzmieniu gongu doskakuje do mężczyzny. Próbuje uderzyć mnie w brzuch i twarz co mu się jednak udaje, ale mojego ruchu nie przewidział. Uderzam go w twarz, a on cofa się pare kroków zdezorientowany. Doskakuje do niego i wymierzam mu cios prosto w jego krzywą szczęke. Słysze krzyki moich fanów i oklaski. Chce mnie uderzyć w twarz, potem w brzuch, ale robie uniki. Dobra, koniec zabawy. Uderzam go tak, że mężczyzna spada na ziemie. Zaczynam okładać go pięściami póki nie słysze gongu który kończy walkę. Wstaje i patrze na zakrwawionego typa na macie. Odbieram oczywiście swoją nagrodę i idę się przebrać. Gdy jednak wychodzę ludzie jeszcze są, ale powoli już wychodzą przez co jest naprawdę spore zamieszanie. Wśród tłumu oczywiście dostrzegam pewną brązowowłosą istotę która przerażona stoi na środku hali podczas gdy ludzie ją popychają. Widze w jej oczach strach i niepewność. Podchodzę do niej, a gdy nasz wzrok się spotyka dziewczyna momentalnie oddycha z ulgą.

-Chodź, wyprowadze cie stąd-zarzucam na nią ręke i powoli idziemy w stronę wyjścia. Wszyscy do mnie podbiegają chcąc autografy na różnych częściach ciała, ale ich ignoruje. Wychodzimy z hali na świeże powietrze.

-Co tu robisz?-pytam gdy zatrzymujemy się obok mojego samochodu.

-Jack mnie tu zabrał-odpowiada cicho.

-Więc nie ma szans, żebym cie odwiózł do domu?-pytam, a szatynka kręci głową.-to może innym razem?

-Pewnie-uśmiecha się szeroko. A gdy się uśmiecha wygląda prześlicznie. Jej śmiech jednak szybko gaśnie, a pojawia się strach gdy słyszy głośny ryk:

-TU JESTEŚ MAŁA SUKO!

Oboje odwracamy się w stronę hali skąd dochodzi krzyk. Znany, napakowany facet z którym kiedyś się biłem kroczy w naszą stronę. Ewidentnie widać, że jest wkurzoby, bo zaciska ręce i szczęke. Patrze na Sky która zaczyna drżeć. Co ten drań jej robi?

-Mówiłem kurwa, że masz czekać?-syczy i łapie ją za nadgarstek, na co Sky jęczy z bólu. Ten uśmiecha się i jeszcze mocniej ściska jej ręce, a szatynka zaczyna płakać.

-Prosze. To...boli.

-Boli?-kpi.-a to?-znowu zaciska swoje obleśnie palce na jej nadgarstach.-nie posłuchałaś się mnie kurwo.

-Japierdole, zostaw ją!-oddzywam się. Łapie szatynke w pasie i przyciągam do swojej klatki piersiowej. Czuje jak się rozluźnia i opiera o mnie swoją głowę.

-Obrońca się znalazł-śmieje się pokazując swoje obleśne, żółte zęby.

-Pojebało cie gościu!? Nie widzisz, że to ją boli?

-Ma ją boleć-syczy i ponownie łapie ją za nadgarstek.-wracamy do domu, Tam sie policzmy. Mam cie dość!

-Zostaw ją!-rycze i odpycham faceta od siebie. Mężczyzna nie przywidziawszy takiego obrotu sprawy cofa się pare kroków i uderza o ścianę za sobą.

-Serio myślisz, że możesz mnie pobić?-kpi.

-Może nie jestem obleśną górą mięśni, ale przynajmniej do walki używam też móżgu, a nie tylko mięśni.

-Zaraz zobaczymy-syczy i zamachuje się w moją stronę. Robie odskok, a mężczyzna uderza pięścią w ściane. Krzyczy z bólu i widze, że jego ręka robi się cała czerwona.

-Już nie żyjesz!-krzyczy i biegnie w moją stronę. Sz ybko wymierzam mu cios w twarz, a mężczyzna upada.

-Taki z ciebie bokser-kpie z uśmiechem. W tedy facet wstaje i jednym ruchem uderza mnie w twarz. Sycze z bólu czując krew cieknącą z nosa oraz pisk Sky. Zaciskam dłonie w pięść i uderzam faceta w jego twardy brzuch. Zgina się w pół i jęczy obolały. Patrzy na mnie i gdy myślę, że zamachnie się i mnie uderzy ten podchodzi do Sky i bierze ją za nadgarstek.-a ty suko idziesz ze mną.

-Puść ją!-krzycze, ale ten szarpie nią tak mocno, że szatynka cicho skomle. Na reakcje jest jednak za późno. Dosłownie rzuca ją do samochodu jak worek ziemniaków, sam siada na miejscu kierowcy i odjeżdża z piskiem opon. A ja? A ja jedynie mogę stać i bezcyznnie patrzyć jak ten sukinsyn ponownie wyrządzi jej krzywdę.
***

Od wczoraj nie wiem co się dzieje ze Sky. Nie odbiera ode mnie telefonów, ani nawet nie odpisuje. Nigdy nie martwiłem się tak o żadną dziewczynę. Kompletnie nie wiem co ten śmieć jej zrobił. Tak bardzo się o nią boję. 

-Stary, ej-Cody pstryka mi palcami przed oczami, a ja kręce głową i rozglądam się dookoła. No tak. Jestem u Codiego w domu.

-Co?-bąkam.

-Mówie coś do ciebie od dziesięciu minut, a ty jesteś jakby w swoim świecie-mówi obejmując ramieniem Lidie która siedzi obok niego.

-Sory, nie słuchałem cie.

-To akurat wiem, ale co było tak ważnego, że nie słuchałeś swojego kumpla?

-Nie ważne. Poprostu się zagapiłem.

-Mhm. Jasne.

-To co do mnie mówiłeś?-pytam.

-W sumie nic ważnego-wzrusza ramionami i szturcha mnie lekko w brzuch.-odleciałeś na dobre dziesięć minut.

-Taki dzień-kłamie. Nie powiem mu, że ma to związek z dziewczyną bo nie dałby mi potem spokoju. Cody znowu zcazyna coś do mnie mówić w chwili gdy mi przychodzi sms. O mało nie spadam z kanapy gdy widze sms od Sky.

Sky-Pomóż mi

Serce podskoczyło mi do gardła, a krew odpłynęła z twarzy. Zacząłem się trzęśc jak galareta.

Ja-Sky, gdzie jesteś?

Nigdy nie czekałem na wiadomość tak długo. Dla mnie to było wiecznością.

-Stary, co jest? Zbladłeś-mówi mój przyjaciel, ale go ignoruje. Gdy usłyszałem dźwięk wiadomości z prędkości światła odblokowałem telefon.

Sky-Chapel Street 18. Strych. Prosze Dylan

Tyle mi wystarczyło. Zrywam się z kanapy i pędze w stronę drzwi. Cody z Lidią zaczynają mnie wołać, ale nie dałem rady nawet powiedzieć pieprzonego narazie. Wsiadłem do samochodu i z prękością światła ruszyłem do Sky. 

Zaraz będe skarbie. Wytrzymaj

Poprostu mi zaufajWhere stories live. Discover now