Rozdział 58

3.2K 115 31
                                    

Od godziny, wpatrywałam się w okno, za którym rozlegały się chmury.

- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? - Usłyszałam damski głos więc odwróciłam się w jej stronę.

- Tak, pewnie. - Chrząknęłam, chcąc przywołać głos do porządku.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Siedziałam obok gościa, który smarkał nos w rękę. - Jęknęła, zajmując miejsce obok mnie, a ja się zaśmiałam.

- Współczuję. - Odparłam, posyłając jej uśmiech, który odwzajemniła.

- Margaret. - Wyciągnęła w moją stronę dłoń, a ja ją uścisnęłam.

- Monika.

Rozmawiałyśmy praktycznie do samego lądowania, wyłączając może pół godziny, kiedy to uznałyśmy, że chyba prześpimy się chociaż chwilę. Obudził nas głos stewardessy, która prosiła o zapięcie pasów, ponieważ za moment będziemy lądowali. Oczywiście każdy posłuchał prośby i po dosłownie dziesięciu minutach samolot dotykał już ziemii. Zaczęliśmy powoli opuszczać samolot i ruszać w stronę taśmy, gdzie niestety trzeba było czekać na swoje bagaże. Po kilkunastu minutach, udało mi się w końcu zebrać do kupy wszystkie moje walizki.

- Podobasz mi się, jeśli szukałabyś pracy.. daj znać. - Rzuciła Margaret i podała mi wizytówkę.

Następnie złapała za rączkę swojej walizki i obdarzając mnie jeszcze szerokim uśmiechem, ruszyła w stronę wyjścia z lotniska. Przeleciałam wzrokiem po trzymanej w dłoni karteczce 'Margaret Bonase, agencja fotomodelek.'. Zrobiłam wielkie oczy i przeczytałam to ponownie. Ja i fotomodeling? Nie lubiłam być po drugiej stronie aparatu, mimo to schowałam wizytówkę do kieszeni i targając za sobą wszystkie walizki ruszyłam w stronę postoju dla taksówek. Udało mi się dotrzeć do jednej z wolnych i zapakować walizki do bagażnika, oczywiście przy pomocy kierowcy. Usiadłąm na tylnym siedzeniu i podałam adres swojego mieszkania. Gdy stanęłam przed drzwiami domu, nie miałam ochoty nawet wchodzić do środka. Wiedziałam, że gdy to zrobię to zostawię całą przygodę za sobą. Niestety nie miałam wyjścia więc przekręciłam klucz w zamku i gdy ustąpił, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Walizki zostawiłam w przedpokoju bo, gdy tylko przekroczyłam próg domu od razu opadłam na kolana i zaczęłam szlochać jak małe dziecko. Łzy spływały po moich policzkach strumieniami, pozostawiając na nich mokre ścieżki prowadzące aż do brody. Miałam trudności ze złapaniem powietrza, przez gulę która tworzyła się w moim garde. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że w jednej chwili zostawiłam przyjaciół, chłopaka i najlepszą pracę na świecie. Jedyną rzeczą, która mnie ratowała było to, że zrobiłam to dla jednej z najważniejszych osób w moim życiu, by mu pomóc stanąć na nogi bez zbędnych oskarżeń innych. Gdy w końcu udało mi się chociaż trochę ogarnąć, zdjęłam buty i przeniosłam się do salonu na kanapę, gdzie kontynuowałam swoje użalanie się nad sobą. Po godzinie bezczynnego leżenia, otarłam łzy i postanowiłam skontaktować się z Liamem by z nim porozmawiać. Wyciągnęłam laptopa z jednej z walizek i właczyłam go, wchodząc następnie na Skype i przeglądając listę kontaktów. Dostępny był Liam, Zayn i Harry. Zrobiłam się niewidoczna i napisałam do Li wiadomość by wyszedł z pokoju, jeśli siedzi w nim z chłopakami. Pokazał się komunikat, że wiadomość przeczytana, więc odczekałam jeszcze pięć minut i nacisnęłam zielony przycisk. Rozległ się dźwięk oczekiwania na nawiązanie połączenia, a po chwili na ekranie ukazała mi się twarz ciemnookiego.

- Hej słońce. - Uśmiechnęłam się lekko.

- Nie uśmiechaj się. - Rzucił w odpowiedzi. - Powinnaś być na mnie wściekła. - Dodał po chwili.

- Z jakiego powodu? - Zapytałam zdziwiona, ocierając ostatnią łzę, która znalazła się na moim policzku.

- Płaczesz. - Stwierdził przybliżając się w stronę ekranu.

Dirty Mouth || N.H. ✔️Where stories live. Discover now