Tom I, Rozdział XXV

Start from the beginning
                                    

Nie chciała po raz kolejny jej okłamywać. Poczucie winy wystarczająco dotkliwie dawało o sobie znać.

Na szczęście Elizabeth, dziewczyna była już po obiedzie, więc nie było potrzeby, by Thomas musiał przygotowywać jedną ze swoich przypalonych potraw. Ona sama, wciąż nie miała ochoty nic jeść. Kilka godzin spędzonych na plotkowaniu o londyńskiej szlachcie dało czerwonowłosej chwilę wytchnienia. Na krótki czas udało jej się zapomnieć o uporczywym poczuciu winy. Bandaż na swojej dłoni zakryła rękawiczką, więc nawet nie musiała się z niego tłumaczyć. Przez chwilę było tak, jak dawniej. Siedziały w pokoju zabaw, rozgrywając partię szachów, jakby ostatnie kilka lat nigdy nie miało miejsca. Księżniczka śmiała się z wymowy japońskich słów przyjaciółki, a ona odwzajemniała się angielskimi łamańcami językowymi, z którymi Tomoko od zawsze miała niesamowity problem. Spotkanie dobiegło końca wczesnym wieczorem. Księżniczka zaprosiła dziewczynę do swojej rezydencji w mieście i z uśmiechem na twarzy zniknęła wewnątrz karety. Gdy tylko odjechała, zarówno ból karku, jak i uciążliwa pustka, ponownie zaczęły nawiedzać zmęczoną szlachciankę. Wróciła do swojej sypialni, przebrała się w ulubioną, luźną męską koszulę pachnącą delikatną różaną nutą i poszła do biblioteki. Chciała odnaleźć zagubioną książkę o demonicznym stworzeniu świata. Wszystko, by tylko zając czymś umysł.

Na dłuższy czas utknęła między regałami, przeszukując dokładnie każdy z nich, w poszukiwaniu tego jednego tytułu, który magicznie zniknął, chociaż Sebastian zapewniał ją, że odstawił książkę na właściwe miejsce. Przemierzając półki natknęła się na wiele kodeksów, które znała z dzieciństwa. Melancholijnym spojrzeniem obdarzyła grzbiet „Baśni Braci Grimm", które matka czytała jej do snu. Delikatnie pogładziła pozłacane litery palcami. Miała ochotę wyjąć ją i przypomnieć sobie dawne czasy, jednak powstrzymała się. Nie po to tu przyszła, wciąż nie osiągnęła celu, nie miała prawa porzucić postawionego sobie celu. Zanim się zorientowała, wybiła północ. Cały wieczór spędzony wśród półek nie dał żadnych rezultatów. Zrezygnowana, opadła na stojący pod oknem fotel. Przymknęła oczy i głęboko westchnęła.

– Naprawdę, jak można zgubić książkę... – jęknęła.

Głuchy dźwięk tuż obok jej ramienia, zmusił dziewczynę do spojrzenia na niewielki, okrągły stolik. Na jego środku leżała czarna księga. Jej okładka zdawała się pochłaniać światło niczym czarna dziura. Mogłaby przysiąc, że przez moment złote litery tytułu błysnęły do niej, jakby zachęcały do czytania. Sięgnęła po kodeks i otworzyła go na stronie tytułowej. Poza wielkim napisem „Prawdziwa historia powstania świata" nie było nic więcej. Żadnego autora, roku, czy miejsca wydania. Zdegustowana, przekartkowała pobieżnie zawartość. Wciąż zdecydowana większość zawierała jedynie puste strony. Na końcu również nie było nic, co w jakikolwiek sposób pomogłoby jej w zdobyciu kompletnego egzemplarza.

– „Jaka książka"? Nie dziwię się, że nie zwróciłeś na nią uwagi, to jakiś bardzo kiepski żart i tyle – powiedziała do siebie, wspominając słowa demona.

Odłożyła książkę na stolik i niepocieszona poszła do swojej sypialni.

Wciąż nie czuła się śpiąca. Mimo zmęczenia, a wręcz wycieńczenia, prawdopodobnie spowodowanego nierozsądną głodówka, za którą lokaj karciłby ją przez długi czas, jej umysł nie był przygotowany, by odpocząć. Zastanawiała się, czy w ogóle będzie do tego zdolny, jeśli dłużej nie będzie mogła go zobaczyć. Ostatnia wiadomość od Jeanny była tak samo niesatysfakcjonująca jak wszystkie poprzednie.

Założyła szlafrok i z trudem wyszła przez okno na dach. Usiadła na skraju budynku, w tym samym miejscu, gdzie siedziała, kiedy była tu ostatnio. Z nim.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now