W domu zaśmiałam się jak Nico do mnie podbiegł i wzięłam go na ręce.
- Heej malutki. Dziadek był grzeczny?
Pokiwał głową, kiedy tata wszedł do salonu i się uśmiechnął.
- I jak?
- Wygrał... Ale się do mnie nie odezwał. Dam mu po prostu czas.
- A tata?
Nico spytał, przez co się uśmiechnęłam.
- Taty nie ma... Niedługo wróci. Ale wiesz co dzisiaj jest za dzień? Dzień owoców.
Zrobiłam taki dzień owoców raz w tygodniu. Nico nienawidzi czegokolwiek co jest owocem. Warzywa jakoś zniesie, ale owoce? Co wtorek daję mu dwa owoce.
- Nie.
- Oj tak. Wiesz co dzisiaj zjesz? Może... Brzoskwinkę i truskawki?
Pokręcił głową, przez co się zaśmiałam.
- Tak kochanie. I wiesz co? Jeśli zjesz owoce, pojedziemy do taty. Co ty na to?
Szeroko się uśmiechnął i pokiwał głową, więc poszłam mu pokroić. Mam nadzieję że Jake się nie wkurzy, ale Nico naprawdę za nim tęskni... Przypomina mi trochę Hope jak ciągle pytała o Luisa.
Jak zjadł dosłownie wszystko, wzięłam też Stella'ę i pojechałam do hangaru. Znając życie tu siedzi. Nico wybiegł z samochodu i pobiegł do środka, a tu się zaśmiał.
- Kochanie uważaj... Nic nie zepsuj.
Uśmiechnęłam się do Joe, idąc od razu do Jake'a. Trochę się boję, szczerze mówiąc. W sensie, nie chcę się zawieść i wiem że on na razie chce samotności.
- Tata!
Nico wszedł na łóżko, więc Jake na niego spojrzał totalnie nieprzytomny. Nie wiem czy jest aż tak zjarany czy po prostu spał. Trochę daje tu zielskiem.
- Chodź tu...
Mocno przytulił Nico, nie puszczając go przez dłuższą chwilę.
- Jesteś grzeczny?
Nico pokiwał głową, więc położyłam Stella'ę na łóżku, ale na mnie ani na chwilę nie spojrzał. Nie wiem co o tym myśleć. Westchnęłam i usiadłam na krzesełku. Po prostu... Jake ma zły czas, rozumiem. Ktoś zapukał i wszedł, więc tam spojrzałam. Jakiś chłopak.
- Szefie przyszedł Monetti.
- Niech Joe się tym zajmie.
- Nie ma go. Przed chwilą wyszedł.
- To ty się tym zajmij.
- To Pana najważniejszy klient, jest dość mocno wkurzony.
Jake westchnął i się podniósł, wychodząc stąd. Jestem cholernie ciekawa. Stanęłam przy drzwiach i spojrzałam przez dziurę.
- Robisz sobie ze mnie jaja, Tollson?
- O co ci chodzi?
- Mojego towaru nie ma od miesiąca! Rozumiem problemy rodzinne i sądowe, ale kurwa... Zapanuj nad swoimi ludźmi żeby byli odpowiedzialni.
Jake wziął jakąś kartkę i pokręcił głową.
- Twój towar wyjechał z mojego magazynu. Nadany na ciebie.
- Nie dostałem go.
- W takim razie nie wiem co się dzieje. Ogarnę to.
- Nie widać żebyś cokolwiek ogarniał. Nie robię interesów z ćpunem.