Następnego dnia jak usłyszałam płacz, podniosłam się i spojrzałam na Hope.
- Co się dzieje..?
Podeszłam do jej łóżeczka, a jak zobaczyłam że ma źle założoną pieluchę, pokręciłam, głową. Kurwa... Ale nie sądzę żeby przez to płakała.
- Chodź tu... Jesteś głodna? Może... Chcesz się pobawić? Spróbujemy wszystkiego, no już.
Usiadłam na fotelu i spróbowałam ją nakarmić, ale to nic nie dało, więc zdjęłam pieluchę i pokiwałam głową, widząc że zrobiła siku. Znalazłam.
- Co jest?
Luis tu wszedł, więc uniosłam brwi. Poważnie?
- Nic, Jezu. Nie musisz za każdym razem wpadać jak płacze.
- Już o tym rozmawialiśmy.
- Nie, uważasz że jestem nieodpowiedzialna. Za każdym razem jak ona płacze, ty tu wchodzisz.
Nie mam ochoty za każdym razem go tu widzieć. Mam już dość.
- Bo się martwię, do cholery.
- Nie masz o co, zajebiście sobie radzę. I to ty źle założyłeś pieluchę.
- Sorry, nie jestem w tym mistrzem.
Wyszedł, a ja założyłam jej nową pieluchę i położyłam ją na moim łóżku. Na razie jest za wcześnie jechać do taty... Nie chcę jej stresować, ja też się nie czuję na siłach. Pojadę w przyszłym tygodniu. Wysłałam mu już zdjęcia, więc może dotrą przede mną.
Jak weszłam do więzienia z nią na rękach, strażnicy mnie wpuścili tym razem do oddzielnego pokoju, a nie z innymi więźniami. Jak miło...
Po chwili przyszedł tata i szeroko się uśmiechnął, od razu do nas podchodząc.- Jaka ty piękna... Jest do ciebie podobna. Miałaś takie same poliki.
- Jest świetna...
- Jezu nie wierzę, że moja córka właśnie urodziła. Jestem z ciebie tak cholernie dumny... Nawet sobie nie wyobrażasz. Mama jak się obudzi pewnie też będzie.
- Będzie jej przykro że ją to wszystko ominęło.
- Pewnie tak, ale hej... Dajesz radę sama. Nie potrzebujesz naszej pomocy. Mała jest świetnie ubrana.
- Co nie?! Jak zobaczyłam te ciuszki to musiałam kupić. Ale jest naprawdę grzeczna... Czasami płacze, ale tylko jeśli czegoś potrzebuje. Na przykład jak się załatwi i trzeba ją przewinąć, albo jak chce jeść. Jest cudowna...
Uśmiechnęłam się, patrząc na nią. Jestem tak szczęśliwa z Hope... Serio dużo mi pomaga i pewnie nawet o tym nie wie.
- A jak Luis?
- Nawet nie chcę tego komentować. Cyrk na kółkach. - zaśmiał się na moje słowa - wyrzuciłam go z sali porodowej i uważa że jestem nieodpowiedzialna. Czuję to. Co chwilę sprawdza co i jak robię, jak ona płacze, on zaraz przylatuje. Mam go dość.
- Zależy mu.
- Na dziecku, a nie na mnie.
- Mała jestem pewny że na tobie też mu zależy i że zaraz wszystko się ułoży.
- Nie wydaje mi się... Luis nie potrafi rozmawiać o uczuciach. Potrafi powiedzieć co czuje, ale nie chce o tym rozmawiać i tego pokazywać. Zamiast ze mną porozmawiać od razu o tym co go męczy, on wolał mnie zostawić. No ale to jego sprawa... Nie będę się uganiać.
- I dobrze, wydaje mi się że cholernie wydoroslałaś.
- Może... - uśmiechnęłam się, bawiąc się palcami Hope - niedługo wychodzisz.