Rozdział 43

224 7 14
                                    

Znalazłam trochę czasu, więc wlatuje nowy rozdział.

Czytasz = skomentuj, daj gwiazdkę.

*

„Nie wierz

w moją obojętność,

w moją nieobecność doskonałą,

w moją zimna krew."

Jerzy Szymiak

*

Walka Shana z Faraonem była dość zabawna. Uchiha wyraźnie nie chciał atakować dzieciaka, ale ten, wyczuwszy, co się dzieje, dał upust emocjom i urządził na placu... no cóż, piekło. Pioruny strzelały ze wszystkich stron, przeorały ziemię, podpaliły co tylko mogły, a na nas lunęła... ulewa.

Nihat automatycznie osłonił siebie i Mei, z premedytacją ignorując pozostałych, na szczęście Junichi się nad nami zlitował i po chwili wyłączył deszcz. Po pojedynku z Mintao od Nihata dosłownie czuć było fale buchającej, gorącej wściekłości, jakby to on miał moc Mayeczki. Ja natomiast zastanawiałem się, jakim cudem synowi udało się zaatakować jego umysł? Moc chłopaka do tej pory zdawała się być nieustępliwa, tylko Junichi miał z nim jakieś szanse, a tymczasem moc moich starszych dzieci też się rozwijała. Była to dobra informacja, bo skoro Mintao udało się jakoś rozpracować Nihata, to oznaczało, że były jakieś szanse, by przedrzeć się przez obronę Asuki i Takako. W końcu ich zdolność polegała na czymś innym niż u Nihata, przypominała moc Mayi. Nie miałem pojęcia, jakim cudem Mei i Mintao ich nie słyszeli, skoro słyszeli moją uczennicę czy Faraona. Dzisiejsza walka mojego syna dawała nadzieję.

W końcu Faraon przestał się popisywać. Gdy on i Shan się do nas zbliżyli, ten starszy wyglądał żałośnie. Był mokry, włosy przykleiły mu się do czoła, kilka razy dostał błyskawicą (nie było co się dziwić, szczególnie się nie bronił) i ogólnie wyglądał na zmaltretowanego.

Faraon za to pękał z dumy. Jego moc, przy pozostałych dzieciakach, była wyjątkowo efektowna, chyba tylko Mayka robiła większe zdumienie, Faraon za to większe spustoszenie.

Poniosłem się na nogi, a potem wzniosłem ręce nad głowę i zrobiłem skłon, aby się choć trochę rozciągnąć. Zdrętwiałem po całym dniu za biurkiem.

- Teraz my, tatusiu?! – wykrzyknął Junichi, siedzący Sasuke na barana, a ja skinąłem głową.

- Tak, teraz my – potwierdziłem.

Synek niemal krzyknął uradowany, a ja uśmiechnąłem się. Sasuke zdjął go ze swoich ramion i postawił na ziemi, a synek rzucił się biegiem na środek polany. Spojrzałem po dzieciakach, które siedząc na trawie, gapiły się na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa. Sasuke i Shikamaru mieli na ustach uśmieszki.

- Niech się pan nie boi, Lordzie Hokage! – zawołał Shan Uchiha. – Jakby co, to uratujemy pana!

Postukałem się w czoło, patrząc na niego z powątpiewaniem, a potem ruszyłem w stronę podskakującego z radości Junichiego. Po drodze aktywowałem tryb Kuramy, a gdy otoczyła mnie złota sfera, oczy Junichiego zamigotały, uradowane. Synek dobrze odczytał moje intencje – miałem zamiar potraktować go poważnie i to mu się spodobało.

- Tak jest super, tatusiu! – zawołał do mnie. Zatrzymałem się naprzeciw niego, w kilkumetrowej odległości.

- Zaatakuj mnie – powiedziałem do synka, a ten spojrzał zdziwiony. – Tak jak uczył cię fujek Sasuke, zanim wyruszyliśmy na wycieczkę. Spróbuj! – zachęciłem go. Junichi gapił się na mnie bez zrozumienia.

- Ale czym? – zapytał w końcu.

- A czym chcesz?

Nagle z gołego nieba strzelił pomarańczowy piorun, a ja odskoczyłem w bok. Junichi zachichotał, wiec natychmiast zrozumiałem, że ostatni popis Faraona natchnął Junichiego.

Nowa Generacja | NarutoWhere stories live. Discover now