Rozdział 12

94 6 0
                                    

„Wypowiadaj swą prawdę jasno i spokojnie i wysłuchaj innych (...), oni też mają swoje opowieści. (...) Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz gorszych i lepszych od siebie. Niech Twoje osiągnięcia, zarówno jak i plany, będą dla ciebie źródłem radości. Wykonuj swą pracę z sercem, jakkolwiek byłaby skromna; (...) Przy całej złudności i znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat."

Anonimowy tekst z 1692 r. znaleziony w starym kościele św. Pawła w Baltimore

*

Patrzyłem na córkę, która zagryzając co chwila dolną wargę, opowiadała mi, że Mintao jest wściekły, że się właśnie pakują i jutro z samego rana wyruszą z powrotem do Konohy. Jej słowotok nawet mi się podobał, choć słuchałem co drugie słowo. Było mi przykro, że porwano chłopca, do którego mój syn tak bardzo się przywiązał. Sam byłem wściekły, że i tym razem Takako dopiął swego. Zastanawiałem się, jak to było możliwe, by mój syn nie wyczuł w myślach zdrajcy jego złych zamiarów. Pod naporem tych myśli zaczął odkształcać mi się mózg. Wszystko to było zbyt niejasne i zagmatwane. Moc Takako polegała na władaniu ziemią, tak jak moc Mayi na władaniu ogniem. A jednak mógł on bez przeszkód bronić się przed wpływem Mintao i Mei, podczas gdy Maya tego nie potrafiła. Natomiast Junichi zablokował przed nimi jedno swoje wspomnienie i od tego momentu nie mieli już do niego dostępu, co więcej, sam maluszek już tego nie pamiętał. A przecież nie miało to nic wspólnego z mocą, którą posiadał. To wszystko robiło się zbyt skomplikowane!

- Tato, tato, ty mnie w ogóle nie słuchasz! - wykrzyknęła Mei. Podniosłem na nią wzrok. Córka siedziała na kanapie i wpatrywała się we mnie ze złością.

- Przepraszam, mówiłaś coś? - zapytałem.

- Tak! Pytałam, czy raczysz nam w końcu wyjaśnić, o co chodzi? Skąd wiedziałeś, że Shan będzie im potrzebny i czemu mnie nie wysłałeś?!

- Nie wysłałem cię... - powiedziałem, oddychając głęboko, bo byłem już zmęczony - ...ponieważ ty i brat jesteście o wiele lepsi od jakiejkolwiek poczty czy telefonu, a Shana wysłałem tak profilaktycznie - wyjaśniłem. Córka zmarszczyła brwi, wpatrując się we mnie oczami identycznymi jak matka.

- Coś kręcisz - powiedziała.

- Kręcę, nie kręcę, nie waż się grzebać mi po głowie. Wynocha! Mama w domu pewnie potrzebuje pomocy!

Wstała nieco zła i wyszła, oglądając się na mnie. Rozsiadłem się wygodniej na fotelu, nogi kładąc na biurko. Przez otwarte okno do gabinetu wpadało mi świeże, rześkie powietrze. Nie przyznawałem się jeszcze do tego, ale miałem już teorię dotyczącą tego całego wyścigu i reszty, ale nie chciałem się z nią zdradzać. Przede wszystkim, nie należało postępować pochopnie. Tak.

Wyjąłem z szuflady kawałek pergaminu i długopis. Zapisałem na nim kilka zaszyfrowanych informacji, zapieczętowałem, po czym nałożyłem jutsu, które złamać potrafiła tylko jedna osoba.

- Etsu! - zawołałem głośno.

Buchnął biały dym i pośrodku mojego gabinetu zmaterializował się zamaskowany członek ANBU. Był on nie tylko moim osobistym ochroniarzem, ale również łącznikiem między mną a głównym dowódcą ANBU.

- Zaniesiesz to kapitanowi - rzuciłem mu zwój, a on złapał go i schował za pazuchę. - Niech natychmiast zastosuje się do moich zaleceń. Proszę też, by zachował szczególną ostrożność.

- Tak jest - odparł Etsu i zniknął w obłoku dymu. Spojrzałem na okno i pierwsze gwiazdy, które pojawiały się nad Konohą. Do czego to wszystko zmierzało? Do czego dążył Takako? Kim w ogóle jest ten koleś, że nie dość, że posiada taką siłę, to jeszcze robi te wszystkie rzeczy? Morderstwa, teraz porwanie. I to przecież byli zupełnie niewinni ludzie! Czym sobie na to zasłużyli?

Nowa Generacja | NarutoWhere stories live. Discover now