Rozdział 34

82 3 0
                                    

„Jeżeli nam się uda to cośmy zamierzali
i wszystkie słońca, które wyhodowaliśmy
w doniczkach
naszych kameralnych rozmów
i zaściankowych umysłów
rozświetlą szeroki widnokrąg
(...)
Panowie jeżeli to się uda
To zalejemy się jak jasna cholera

Andrzej Bursa

*

Otworzyłem oczy i moje spojrzenie padło wprost na... poduszkę. Nieco zdziwiony brakiem mojej żony, z którą spędziłem cudowną i pełną namiętności noc, usiadłem, przeczesując włosy palcami. Ziewnąłem sobie głośno, a potem przeciągnąłem się. Coś strzeliło mi w barku, na szczęście w ten przyjemny sposób. Robiłem się stary, cholera jasna.

- Tatuś!

Ten wrzask mało nie wyrwał mi duszy z ciała. W następnej sekundzie na moje łóżko wpadła pomarańczowooka torpeda. Ze śmiechem przytuliłem młodszego synka.

- Heeej – powiedziałem, gdy przytulił się do mnie, owijając mi chude rączki wokół szyi. Zachichotał, gdy ocierając się lekko o mój policzek poczuł pokrywający go zarost. – Gdzie mama?

- Bąbelki! – wykrzyknął synek, ignorując moje pytanie. Wzniosłem oczy do nieba. Chyba już to kiedyś słyszałem, ale jeśli dobrze pamiętałem, z Junichiego nic się nie dało wyciągnąć, a owe bąbelki chyba nie istniały. Przynajmniej miałem taką nadzieję.

- Tu nie ma żadnych bąbelków, Junichi. Gdzie mama?

- Robi śniadanko – odparł niewinnie. Ucałowałem jego czoło i zszedłem z łóżka, by udać się do łazienki. Synek zaczął skakać po naszym łóżku, wołając coś o bąbelkach i śmiejąc się. Jego wesoły śmiech i mnie wprawił w dobry humor.

Wziąłem szybki prysznic, ogoliłam się, ubrałem przyzwoicie w swoje zwykłe, pomarańczowe ciuchy i poszedłem do kuchni, zabierając po drodze Junichiego, ponieważ bałem się, że zdemoluje nam sypialnię.

Moją żonę zastałem, szykującą śniadanie. Niestety, nie była sama.

- O rany, za jakie grzechy?! – zawołałem w stronę nieba, a stojący w otwartym oknie Shan Uchiha zachichotał i pomachał mi i Junichiemu. Uchiha jak zwykle szczerzył się bezczelnie, wyglądając przy tym jak wyjęty z okładki jakiegoś magazynu. Z każdym dniem był coraz mniej podobny do ojca – Sasuke nigdy się tak nie uśmiechał. Nigdy nie miał takiej miny.

- Dzień dobry, Lordzie Hokage – zawołał. Synek odmachał mu, a gdy postawiłem go na podłodze, poczłapał do Uchihy. Ja sam zbliżyłem się do Hinaty i ucałowałem ją na powitanie, przelotnie wąchając jej włosy. Jak ja za nią tęskniłem podczas tej naszej misji!

- Fuuuj! – zawołali jednocześnie Shan i Junichi. Obejrzałem się na nich.

- Uchiha, ile ty masz lat, co? – zapytałem, a Hinatka zachichotała, odwracając się, by zanieść do stołu talerz pełen kanapek. Podążałem za nią wzrokiem, trochę żałując, że nie obudziliśmy się wcześniej, kiedy jeszcze Junichi spał i inaczej nie rozpoczęliśmy tego dnia.

- Siedem... naście! – odparł chłopak, śmiejąc się, podczas gdy Junichi szarpał jego rękę, oglądając palce. Gdy na twarzy Shana pojawił się lekki grymas zrozumiałem, że synek dobrał się do jego chakry.

- Co tu robisz? – zwróciłem się do Uchihy.

- Pilnuję pana. Mam pana zabrać do pracy jak najszybciej – odparł wesoło, jakby było normalnym, że po samego Hokage przysyła się smarkaczy z niewyparzoną gębą.

- Tak? – zdziwiłem się, zerkając na Hinatkę. Żona uśmiechnęła się nieznacznie, nastawiając wodę na kawę.

- Powiedziałam im, że ja też chcę się tobą nacieszyć – wyjaśniła mi, odgarniając włosy na plecy. Znad zlewu wyjęła dwa kubki, a potem zerknęła na Uchihę. – Shan, chcesz coś do picia?

Nowa Generacja | NarutoWhere stories live. Discover now