Rozdział 36

87 5 0
                                    

"Prawdziwa wolność to wtedy, kiedy człowiek może decydować, jak chce żyć".
Hans Hellmut Kirst

*

Wieść o festynie szybko rozeszła się po Konosze. Wszyscy spodziewali się dobrej zabawy – od samych organizatorów po nawet najbardziej wrogo nastawionych mieszkańców. Shan jak to Shan, wszędzie go było pełno i tym razem też stanął na wysokości zadania. No bo w końcu tu chodziło o imprezę!

A Shan na imprezowaniu znał się najlepiej ze wszystkich. Po prostu chodziło o to, by była muzyka, by było czym przepłukać gardło, no i żeby były ładne dziewczyny, na których można zawiesić oko. Uznał więc, że wystarczy skombinować te trzy składniki i wszystko się uda.

- Chyba cię pogrzało – powiedziała Mei, gdy dzień po spotkaniu z Hokage opowiedział jej o swoich planach. Przyjaciółka postukała się w głowę, wyjadając ze słoika dżem morelowy. Leżeli na trawniku przed domem Mei, rozleniwieni po pysznym obiedzie, zrobionym przez panią Uzumaki i zadowoleni. – Trzeba to zorganizować jakoś logicznie, a nie zrobić popijawę z rozebranymi laskami.

- Ale rozebrany laski są właśnie super – powiedział Shan tonem znawcy. Mei spojrzała na niego jak na debila. – Co, a może nie?

- Wyobraź sobie minę swojego własnego ojca, a potem przemyśl wszystko jeszcze raz – poradziła mu przyjaciółka, a on prychnął. Jego ojciec był sztywniakiem, było jasne, że nie będzie zadowolony z żadnej formy zabawy. Czasem się zastanawiał, co jego matka widziała w ojcu.

- To jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytał naburmuszony, patrząc na pierzaste chmury na niebie. – Słoń – rzekł, wskazując jedną.

- Prędzej dupa. Słuchaj, jak zwyczajny festyn. Lampiony nad ulicami, pełno straganów z konkursami, jakaś parada, muzyka, poprzebierani ludzie, yukaty. Dużo okazjonalnego jedzenia i alkoholu.

- Chociaż jeden punkt mi się podoba – wymamrotał Uchiha, wskazując kolejną chmurę. – Tort.

- To chmura.

- Która wygląda jak tort.

- Która wygląda jak chmura. – Mei podniosła się z trawnika i przeciągnęła. – Ruszaj szanowne cztery litery, trzeba zacząć żyć.

- Po co? – Shan spojrzał na stojącą nad nim przyjaciółkę, a ta prychnęła. Kopnęła go w łydkę.

- Ała, Mei! – wykrzyknął, zrywając się do siadu. – Boli cię głowa?

- Nie, ale ciebie boli łydka. Wstawaj, leniu śmierdzący, czas działać.

- Cholera, za karę będziesz musiała zwerbować Nihata, małpo jedna! – wykrzyknął Shan, podnosząc się ociężale z ziemi. – To bolało!

- Bo boleć miało. Po to właśnie się bije. – Mei splotła ręce na piersi. – Poza tym wątpię, by Nihata dało się w to wciągnąć.

- To już nie moja broszka, ty się nim zajmiesz – odpowiedział Shan, masując łydkę. Mei skrzywiła się okropnie.

- Dostałam najgorsze zadanie! – poskarżyła się.

- Wcale nie, on leci na ciebie – odpowiedział Shan, na co Mei wytrzeszczyła oczy. – No nie patrz tak, to jasne jak słońce. No, w każdym razie dla eksperta. – Shan dumie wypiął pierś, a potem sapnął, gdy Mei uderzyła go w żołądek. – AŁA!

- Zachowuj się, byle jak, ale się zachowuj. I nie gadaj głupot!

Dziewczyna odwróciła się i żołnierskim krokiem poszła do domu. Shan pomasował drugie bolące miejsce, w duchu zastanawiając się, czy na ziemi w ogóle istnieje facet, który wytrzymałby z tą małą zołzą. A potem przypomniał sobie, że Mei czyta w myślach i natychmiast... przestał myśleć. Ten stan bardzo mu się podobał.

Nowa Generacja | NarutoWhere stories live. Discover now