Rozdział 38

80 3 0
                                    

"Kwiaty nie zakwitną bez ciepła słońca. Ludzie nie mogą stać się ludźmi bez ciepła przyjaźni."
Phill Bosmans

*

Rano pierwszymi gośćmi w moim biurze byli Mei i Shan. Dzieciaki wpadły obgadać sprawy związane z festynem i przedstawić kosztorys całego przedsięwzięcia. Gdy odebrałem od nich papiery i przejrzałem je, moje brwi uniosły się w zdziwieniu.

- Nie najdrożej – powiedziałem z uznaniem, kiwając głową w stronę Shana. – Muszę przyznać, że obawiałem się nieco tego, co wymyślicie, ale wygląda na to, że nie mam się do czego przyczepić.

- No wiesz, tato! – zawołała zaraz Mei. – Powinieneś w nas wierzyć!

- Ależ wierzę, ale pieniądze to zupełnie inna sprawa – zaśmiałem się. – Wiem też, że udało się zaangażować Nihata – mruknąłem. Mei przytaknęła.

- Tak, to on załatwił zespół – powiedziała z entuzjazmem. Przyglądałem jej się chwilę, a potem splotłem dłonie w koszyczek i oparłem na nich brodę.

- Wiem, że was o to poprosiłem i cieszę się, że udało się tego chłopaka do czegoś namówić, w końcu jest jednym z Nowej Generacji, ale Mei... Nie spoufalaj się z nim za bardzo, dobrze?

Córka skinęła głową. Shan obrzucił ją krótkim spojrzeniem, ale ku mojemu zdumieniu nie odezwał się nawet słowem. Milczenie Shana czasem było irytujące, bo mimo że nie cierpiałem, jak się wydzierał i paplał głupoty, to jak nabierał wody w usta niczego nie było można się dowiedzieć.

- Wiem, tato. Nie jestem już dzieckiem – powiedziała moja córka, uśmiechając się.

- Cieszę się – odpowiedziałem, na powrót rozpromieniony. Wiedziałem, że moje dzieci są odpowiedzialne i mogłem im zaufać. Nie chciałem, by odtrącili Nihata, by czuł się wyobcowany nawet wśród „swoich". Był jednym z nich i zasługiwał na swoje wśród nich miejsce, ale jakoś nie do końca ufałem temu chłopakowi. Było w nim coś dziwnego, jakieś uczucie deja vu, jakiś niepokój wzbudzał w mojej duszy, coś, czego nie umiałem nazwać. – Teraz możecie już iść, mam dużo pracy. Do później.

*

Gdy tylko opuścili gabinet, Shan nie uważał już za stosowne milczeć. Przy Hokage się powstrzymywał, bo nie chciał wpakować Mei w jakieś tarapaty, przyjaźń przecież właśnie na tym polegała. Nie chciał niczego chlapnąć czy potwierdzać przypuszczeń Hokage, a nawiasem mówiąc, z Uzumakiego Naruto naprawdę był przebiegły lis, skoro zauważył to samo co Shan. Nihat miał coś do Mei. Nawet jej ojciec to widział!

Spojrzał na Mei, a potem parsknął śmiechem na widok jej rozeźlonej miny. Założył ręce za głowę, uśmiechając się szeroko.

- Ładnie to tak kłamać własnemu ojcu? – zapytał z przekąsem, a Mei spojrzała na niego groźnie. Mijani przez nich shinobi, idący korytarzem, uśmiechali się i pozdrawiali ich cicho, kierując swoje słowa szczególnie do Mei, w końcu była córką Hokage. Shan niektórym kiwał głową, innym machał ręką, zaś dziewczyna wszystkich ignorowała.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – powiedziała wyniośle, co wywołało u niego jeszcze większą salwę śmiechu. Mei chyba zapomniała pary butów, w której czytała w myślach!

- Akurat! – zawołał. – Bo uwierzę, że nie masz zamiaru „spoufalać się", jak to ujął twój staruszek, z Nihatem! A nawet jeśli ty nie, to chyba Nihat ma zamiar spoufalać się z tobą – dodał zgryźliwie. Mei walnęła go w ramię aż jęknął.

- Ała!

- To za gadanie głupot! – zawołała. – I za myślenie też! Poza tym zupełnie nie wiem, na jakiej podstawie ubzdurałeś sobie to wszystko!

Nowa Generacja | NarutoWhere stories live. Discover now