Rozdział 8

89 5 0
                                    


„Serce ma swoje racje, których rozum nie jest w stanie zrozumieć; to widać w tysiącach rzeczy."

Blaise Pascal

*

W szpitalu spędziłem pięć długich, wkurzających mnie dni, zupełnie odcięty od informacji. Jedyne, czego się dowiedziałem od Shikamaru, który wpadał do mnie codziennie wieczorem, to to, że nie powinienem się martwić, bo nie mam o co. A ja przecież miałem o co się martwić! O moją bezcenną rodzinę, o niezastąpionych przyjaciół, o wioskę, którą kochałem jak nic innego w życiu, o Krainę Ognia, nad bezpieczeństwem której czuwałem. Gdybym o tym wszystkim zapomniał, to jakim byłbym Hokage?

Jednak, podobno, moje zdrowie było o wiele ważniejsze. Ja natomiast uważałem, że wszyscy za bardzo się przejmują. Czułem się dobrze... no, prawie dobrze. Moje ciało było znacznie słabsze, niż normalnie, a Kurama również potrzebował czasu, aby odbudować chakrę, więc zapadł w sen. Wiedziałem jednak, że porządny trening od raz postawiłby mnie na nogi jak nic innego. Nikt jednak nie chciał mi na ten trening pozwolić. A już zwłaszcza mój rodzony syn.

Z Mintao byłem dumny. Pielęgniarki wiedziały o moim synu zadziwiająco dużo i oczywiście, sprzedawały mi wszystkie plotki. A te plotki z dnia na dzień były coraz ciekawsze. Najbardziej ubawiłem się z tej śmiesznej sceny z jego dziewczyną. Ja również, kiedy byłem w jego wieku, przechodziłem takie zawirowania miłosne. A potem moje serce zwojowała Hinata.

Aż pewnego dnia w końcu wypuszczono mnie ze szpitala i mogłem wrócić do domu. Chciałem też od razu wrócić i do pracy, ale podniosły się stanowcze protesty nie tylko mojej rodziny, ale i przyjaciół. W końcu odpuściłem i postanowiłem spędzić kilka dni z rodziną. Ale ponieważ oni wszyscy byli zajęci, wyszło na to, że siedziałem z Junichim i, ku przerażeniu rodziny, gotowałem obiadki. Hinata zajęta była sprawami swojego klanu i treningami ze swoją drużyną. Mintao albo siedział w szpitalu, albo gonił za obrażoną na niego Nami, która podobno nie chciała go znać za to, co jej powiedział. Praktycznie nie było go w domu. O to, by Mei również nie siedziała w domu, dbał Shan Uchiha, który po raz kolejny podpadł Konohamaru. Tak wiec jedynym moim towarzyszem podczas długich poranków i jeszcze dłuższych popołudni był Junichi, któremu mama zabroniła pokazywania mi jakichkolwiek sztuczek. Siedzieliśmy więc we dwóch, a ja miałem w końcu okazję nadrobić te wszystkie stracone godziny, kiedy syn jeszcze się mnie bał.

Kiedy już wycierpiałem doszczętnie dużo z ramienia mojego nieznośnego syna Sakura stwierdziła, że jestem już zdrowy i wreszcie mogłem wrócić na swoje stanowisko. Wreszcie! I ledwo wkroczyłem do gabinetu już chciałem wiać, ponieważ czekała tam na mnie tona papierkowej roboty, której nie mógł podpisać i podstemplować nikt inny prócz mnie.

- Cieszymy się, że pan wrócił – powiedział Ban, po kilku godzinach mojego ślęczenia nad papierami, dokładając mi na biurko ich kolejny stos. – Tęskniliśmy za panem!

- Aha, ja też. I teraz tak sobie myślę, że to była największa głupota w moim życiu – powiedziałem, wskazując mu kanapę. Usiadł, a ja odsunąłem od siebie papiery. – Opowiadaj o problemach...

- Ale, Lordzie Hokage, pańskie serce! I mówiono mi...

- Ban, do cholery, bądźże dorosły – powiedziałem, wychylając się ku niemu. – Nie wiem, jakich bzdur nagadała ci Sakura, ale zapewniam cię, że czuję się bardzo dobrze i ty nie chcesz się o tym przekonać.

- Nie chcę – poparł mnie natychmiast, przełykając ślinę.

- Co z Sharoną?

- Przysyła raporty, ale nie znaleźli go. Jest za to wiele śladów po jego obecności tu czy tam, podróżuje jednak w sposób, który wymyka się logice. Ślad znika, a potem pojawia się w innym miejscu. Zginęła kolejna dziewczyna. Jej zwłoki – wzdrygnął się. – On... wie pan...

Nowa Generacja | NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz