Anioł Stróż [Destiel AU]

By kingerspisze

98.6K 10.6K 4.2K

Dean od zawsze ma wrażenie, że ktoś nad nim czuwa. Nikt mu w to jednak nie wierzy - nawet jego młodszy brat S... More

1
2
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
Ciekawostki w dzień wolny
50
51
Ciekawostek ciąg dalszy
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
Ciekawostek ciąg dalszy + drobne ogłoszenie
74
75
76
77
78
79
80
Info o rozdziale 81
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
Ciekawostki (po raz ostatni w tej części)
100
101
102
103
104
105 (ostatni)
Druga część
Ogłoszenie

3

1.4K 154 32
By kingerspisze

Kiedy znowu się obudził, pierwszym o czym zdał sobie sprawę była obecność Castiela. Nie musiał nawet otwierać oczu, żeby wiedzieć, że brunet tam jest i wpatruje się w niego z taką samą troską, w jaką wpatrywał się w niego poprzednim razem, zanim zniknął.

Nie wyszedł.

Zniknął.

To było coś, czego Dean nie potrafił zrozumieć. I być może nawet nie chciał. Ludzie tak po prostu nie znikają.

Drugim co zarejestrował było to, że czuł się po prostu dobrze. Jakby nic z ostatnich dni się nie wydarzyło, a on po prostu obudził się w swoim łóżku. Wiedział jednak, że to nie prawda - słyszał aparaturę szpitalną. Wciąż tu był. Czyli pobyt tu naprawdę nie był snem.

Otworzył oczy i skierował wzrok na młodego bruneta siedzącego przy jego łóżku szpitalnym.

- Sypiasz w ogóle? - spytał Castiela.

- Nie - odparł tamten, nadal nienaturalnie niskim głosem.

- Oczywiście - wymamrotał Dean. - Zamierzasz mi w ogóle powiedzieć, co tutaj robisz?

- Czuwam nad tobą.

Dean uśmiechał się ironicznie.

- Nie jesteś lekarzem, a ja ciebie nie znam, więc o co naprawdę w tym chodzi?

Castiel zmarszczył brwi, jakby zaskoczony reakcją blondyna.

- Powiedziałem ci.

- Tak, że czuwasz nade mną - potwierdził Dean. - Co niczego nie wyjaśnia.

- W zasadzie wyjaśnia całkiem sporo.

Dean zmarszczył brwi i odwrócił wzrok. Nie miał zamiaru kłócić się z tym pomyleńcem, bo za takiego go miał. Mimo, że mu ufał. Dostrzegł telefon na łóżku i nagle wróciły do niego wspomnienia z ostatniej rozmowy z Samem. Nie mam już brata - wciąż słyszał te słowa w swojej głowie, jakby to było jedyne co mógł tego słyszeć. Zapętliły się i nie pozwalały na żadną inną myśl. Bolało. Tak bardzo bolało...

Podniósł telefon w nadziei, że ujrzy tam jakąś wiadomość od brata. Nie oczekiwał nawet przeprosin. Chciał tylko znów mieć brata. Cholera, nie mógł stracić Sama. Całe życie dbał, by nie doświadczał tego piekła, które w domu gotował im ojciec. To on kupował mu prezenty na święta. To on sprawiał, że nie chodził głodny, żeby miał jakieś ubrania i nie wylądował w domu dziecka lub pod mostem. A wszystko tylko po to, żeby po latach usłyszeć, że Sammy nie ma już brata. Nie w nim.

- Twój brat zmieni jeszcze zdanie, Dean - usłyszał od Castiela, na co blondyn spiorunował go wzrokiem.

- Skąd możesz to wiedzieć? - powiedział odrobinę za ostro, ale nie potrafił inaczej. Sam był jego czułym punktem od zawsze. Był dla niego ważny jak nikt inny i nie wiedział czy kiedykolwiek będzie w stanie postawić kogokolwiek ponad jego.

Castiel jednak nie przejął się tym tonem głosu Deana, jakby spodziewał się go. Nadal przyglądał mu się z troską i... czy to było współczucie? Dean spojrzał mu w oczy i to był ten moment, w którym poczuł nadzieję. Nie był w stanie tego w żaden sposób wyjaśnić. Był pewien, że już nigdy tego nie poczuje, że stracił wszystko, ale gdy patrzył w te błękitne oczy... po prostu odzyskał to wszystko - wiarę, nadzieję... Uwierzył w to, że wszystko jeszcze może być dobrze. Uwierzył w to, że może być bezpieczny. A to wszystko przez jedno spojrzenie w oczy bruneta.

Dean zamrugał kilka razy i spojrzał na Castiela niepewnie.

- Pielęgniarka powiedziała, że to ty mnie znalazłeś. Jak to możliwe? - spytał, bo musiał wiedzieć. Po prostu musiał.

Castiel poprawił się na krześle i nachylił lekko, patrząc na Deana z większą troską niż wcześniej.

- To prawda - wyznał. - Ale nie znalazłem cię. Zawsze byłem przy tobie.

Zawsze byłem przy tobie... co to niby miało znaczyć? Jak miał to rozumieć? Po części to miało sens - od zawsze czuł czyjąś obecność, ale za każdym razem gdy to mówił, nie spotykał się ze zbyt przychylnym komentarzem, więc przestał w to wierzyć uznając to za wybryk dziecięcej wyobraźni błagającej o pomoc, która nigdy nie nadeszła. Kiedy jednak spojrzał w oczy Castiela poczuł to samo ciepłe uczucie jakie czuł wtedy, gdy był pewien, że ktoś z nim jest, że nie jest sam. Ale jak niby miał to tłumaczyć, rozumieć? Nigdy wcześniej nie widział bruneta. Tego był pewien.

- Co masz przez to na myśli? - zapytał niepewnie Dean, jakby bojąc się odpowiedzi.

- To co powiedziałem - odparł Castiel. - Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, Dean, ale zawsze przy tobie byłem. Był czas gdy to czułeś, potem... - brunet odwrócił wzrok w bok. - Potem przestałeś.

Dean zmarszczył brwi - to nakładało się z tym, co myślał. Ale to nie miało sensu. Nawet najmniejszego.

- Ale ja cię nigdy nie widziałem - odparł Dean. - Nie znam cię.

- Ale znasz moją energię, moją obecność. Dlatego nie przestraszyłeś się, kiedy wczoraj mnie tu ujrzałeś. A ja znam ciebie, Dean.

Blondyn pokręcił głową. Chciał uciec. Musiał uciec. Coś było tu nie tak. Bardzo nie tak. A Castiel był szaleńcem. Jeśli w ogóle istniał i nie był wytworem jego wyobraźni.

- Jesteś, na oko, w moim wieku. Czułem to jako dziecko, nie mogło cię wtedy być przy mnie.

- Mam więcej lat niż mógłbyś przypuszczać, Dean.

Okej, to się robiło zbyt dziwne. Zaczął rozpinać aparaturę. Odpiął kroplówkę... zignorował alarm i to, że zaraz zbiegną się tu pielęgniarki, ochrona, cały personel... Chciał stąd wyjść i uciec od tego pomyleńca. To nie było normalne. Nic z tego co mówił. Ani to, że nawet nie drgnął, gdy Dean zaczął odpinać aparaturę i wstał, aby zabrać swoje rzeczy. Jakby wiedział, że nic mu nie będzie.

- Jakim cudem w ciągu kilku minut znalazłem się w San Francisco? - zapytał, bo to było coś, co nie dawało mu spokoju. - Byłem w domu w Lawrence...

- Przeniosłem cię tu - odparł Castiel tonem, jakby to było coś całkowicie normalnego.

- "Przeniosłeś"? - zapytał mocno zdezorientowany. - Jak to przeniosłeś?

Przypomniał sobie, jak wczoraj brunet po prostu zniknął. W jednej sekundzie siedział na krześle obok, a w drugiej go nie było. Zamarł na chwilę. O co w tym wszystkim chodziło? Musiał wiedzieć inaczej męczyłoby go to do końca życia, które i tak wątpił czy będzie jeszcze długie. Odwrócił się w stronę Castiela, który też już wstał i spojrzał na niego niepewnie.

- Kim ty jesteś? - spytał stanowczo, ale z lękiem.

Bał się rzeczy, których nie rozumiał.

Tak samo jak bał się samolotów - nie rozumiał jakim cudem coś tak ciężkiego może latać i się nie rozbić po drodze.

Dlaczego więc bał się jedynie tej sytuacji, a nie Castiela? Co było w nim takiego, że Dean nie potrafił się bać?

Brunet spojrzał na niego niepewnie, jakby bojąc się wyznać prawdę. Jakby był praktycznie pewien, że Dean mu nie uwierzy i będzie próbował uciec. Albo zrobi coś głupszego. Opuścił wzrok na podłogę. Może tak naprawdę nie bał się reakcji Deana, a tego jak zareagują na to jego bracia - i tak miał już wystarczające problemy, bo go uratował. Dean Winchester powinien umrzeć dwa dni temu popełniając samobójstwo. Doskonale o tym wiedział. Ale gdy myślał o tym, ile Dean przeszedł... nie mógł pogodzić się z tym, że skończy w taki sposób. Chciał by jego życie znów nabrało sensu, żeby było lepiej. Żeby Dean Winchester doznał w końcu czym jest szczęście. Dlatego postawił się rozkazom - żeby go uratować. Po prostu musiał to zrobić i nie rozumiał czemu. Powierzano mu wcześniej opiekę nad wieloma ludźmi, ale Dean... Dean był inny niż wszyscy. Było w nim coś, co sprawiło, że Castiel, patrząc na jego życie, zaczął wątpić w to co robi i w swoje rozkazy. Nie rozumiał dlaczego latami musiał po prostu stać i patrzeć na to, jak ten człowiek cierpi. A już na pewno nie rozumiał, dlaczego nie mógł zrobić nic gdy ojciec gwałcił własnego syna. Nie mógł dłużej tego znieść i nie mógł znieść myśli o tym, że ostatnim wspomnieniem Deana, jego ostatnim doznaniem będzie bycie zgwałconym przez własnego ojca.

Czy był w stanie zaryzykować więcej tylko po to, żeby Dean nie był zły? Żeby nie stracił zaufania, którym Winchester darzył go odkąd go zobaczył? Wiedział, że Dean mu ufa - czuł to. I dlatego tak ciężko było mu podjąć decyzję.

- Dean...

- Nie, Cas - powiedział stanowczo, a Castiel zmarszczył brwi na zdrobnienie własnego imienia. Uznał, że Dean najprawdopodobniej zrobił to nieświadomie i nie chciał tego traktować jako nic ważnego. - Albo powiesz mi kim jesteś i wyjaśnisz to wszystko, albo nie chcę cię znać i pójdę dokończyć to, co powinienem był zrobić dwa dni temu, ale tym razem dopilnuję, żebym zrobił to skutecznie i żebyś mnie nie uratował, bo nie potrzebuję cholernego ratunku.

Te słowa zabolały Castiela, ale wiedział, że Dean mówi prawdę. Czuł jego ból. Widział ten ból w jego oczach. Tak wiele przeszedł... nie chciał go zostawiać. Nie chciał by znowu spróbował to sobie zrobić. Chciał by żył. Nie rozumiał czemu, ale chciał by żył. Czuł z nim jakąś dziwną więź. Coś, czego nie czuł nigdy z żadnym człowiekiem.

Spojrzał Deanowi w oczy i nim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, do sali wbiegły pielęgniarki.

Castiel wiedział, że nie mogą tu zostać. Wiedział, co się wtedy stanie. Wiedział, że John Winchester dowiedział się, gdzie jest Dean i że był już blisko. Dlatego przyśpieszył proces leczenia Deana, mimo że tego też nie powinien robić. Tak samo jak nie powinien był leczyć jego ran. Dlatego nie ryzykował tego, że Dean znowu będzie cierpiał. Mógł ryzykować wszystko inne, ale nie jego. Dlatego położył dłoń na jego ramieniu i po prostu ich przeniósł do pokoju Deana. W Lawrence.

Dean rozejrzał się po pokoju przerażony. Bał się, że ten drań tu wejdzie. Za chwilę. Bal się, że to się powtórzy. Próbował rzucić się w stronę okna by tamtędy uciec, ale Castiel go zatrzymał.

- Twojego ojca tu nie ma - powiedział, próbując go uspokoić. - Jest w drodze do San Francisco. Do jutra napewno go tu nie będzie. Weź swoje rzeczy i zabiorę cię stąd. Nie pozwolę, żebyś więcej cierpiał.

Dean zmarszczył brwi. Co on miał przez to na myśli? Nie rozumiał. I chciał uciec, ale kiedy jego wzrok napotkał wzrok Casa... momentalnie nie chciał już uciekać. Ufał mu. Nie znał prawdy o nim, ale ufał mu. Wiedział, że jest z nim bezpieczny, mimo, że nie rozumiał nic z ostatnich dni.

- Jestem twoim aniołem stróżem.

Continue Reading

You'll Also Like

4.1K 342 22
I don't even know what it is. Będą różne perspektywy, wszystko będzie wiadomo. Ta książka miała być o Regulusie i Jamesie ale coś nie wyszło.
17.5K 873 68
Ja nie wiem czemu to akurat TUTAJ powstało no ale dobra. Zapraszam po prostu do czytania No bo raczej zdajecie sobie sprawę o czym jest ta książka(fa...
904 111 27
Harry Potter jednak nie jest taki jak inni. Otóż kiedyś spotkał osobę która sprawiła że jest inny. Nigdy by nie przepuszczał że tą odmienność też kto...
63.5K 3.5K 9
Harry po śmierci Cedric'a nie może się tak łatwo pozbierać. Nie ułatwia mu tego nie wspierający go, zazdrosny Ron. Na szóstym roku w Hogwarcie Harry...