Jake
-Jake, Jake- Poczułem jak ktoś mocno potrząsa moimi ramionami i uchyliłem powieki- Wstawaj, musisz iść.
-Viv co jest?- Zaspany usiadłem na łóżku i przetarłem oczy, naprawdę chciało mi się spać.
Jednak całe zmęczenie ze mnie uleciało, gdy zobaczyłem przerażoną twarz Viviane, która niecierpliwie szarpała mnie za ramię, żebym wstał.
-Veronica zaraz tu będzie, nie może cię zobaczyć- Podała mi moje ubrania- Musisz jechać, najlepiej wracaj do Bennington.
-Co?- Zszokowany wlepiłem w nią wzrok.
-Jake- Uśmiechnęła się słabo i splotła nasze dłonie- Kocham cię, ale po prostu nie możemy być razem rozumiesz?
-Nie, Viv.. Nie- Zacząłem energicznie kręcić głową, poczułem jak złość zaczyna panować nam moim ciałem, gdy zacisnąłem dłonie w pięści.
-Jake proszę- Jej oczy zaszły łzami- Jeśli mnie kochasz..- Wiedziałem co chce powiedzieć, szybko wstałem z łóżka i chwyciłem ją za ramiona.
-Nie, nie rób tego Viviane nigdzie się nie wybieram- Myślałem że wczorajszy dzień coś zmienił, myślałem że zrozumiała że nie mam zamiaru jej zostawiać.
-Proszę- Po jej policzkach pociekły łzy, zacisnąłem ręce mocniej na jej barkach- Jeśli mnie kochasz to odejdź, błagam.
Nie mogłem uwierzyć, że po raz kolejny to robi, odtrąca mnie.
-Jake, jeśli coś ci się stanie- Widziałem jak stara się opanować głos i szloch- Ja nie wytrzymam, nie przeżyje gdy przeze mnie stracisz pracę, a co gorsza pójdziesz do więzienia. Błagam- Viviane zaczęła drżeć na całym ciele i odsunęła się gdy chciałem ją przytulić- Idź.
Jeszcze chwilę stałem nieruchomo ale w końcu nasunąłem na siebie spodnie razem z bluzą i rzucając jej ostatnie spojrzenie wyszedłem z mieszkania. Bolała mnie świadomość tego że dziewczyna odrzuca mnie po raz kolejny, ale rozumiałem ją po części.
Złapałem taksówkę i kazałem kierowcy jechać do najbliższego hotelu. Nie miałem zamiaru tak tego zostawiać, od jakiegoś momentu coś w tym wszystkim mi nie pasowało, cała sprawa zaczęła śmierdzieć. Viviane, która upierała się że tamtej nocy wypiła tylko jednego drinka, fakt że nagranie nie zostało zobaczone wcześniej przez chociażby ochroniarza klubu, który miał obowiązek zgłosić próbę gwałtu i zabójstwo, a jednak nic takiego się nie stało.
Viviane może wierzyć, że jest mordercą, że jest w stanie zabić człowieka, ale ja w to nie wierzę i nie mam zamiaru. Wziąłem szybko prysznic, zjadłem śniadanie w hotelowej restauracji i złapałem taksówkę.
Już po chwili stałem przed budynkiem klubu, w którym doszło do morderstwa. Klub ku mojemu zdziwieniu nie był zamknięty, ani nie plątała się tu policja. Nie wiem jakie kontakty posiada kobieta, która jest menadżerką Viviane, ale jest w stanie zrobić wszytko.
Wszedłem do pustego budynku, nikogo nie było w środku oprócz jednej kelnerki i barmana. Usiadłem na krzesełku barowym i zamówiłem whisky. Musiałem się dowiedzieć, kto był wtedy za barem. Włączyłem dyktafon na telefonie i schowałem urządzenie do kieszeni bluzy.
-Zły dzień?- Zagadał barman.
-Można tak powiedzieć-.
-Nie często młodzi przychodzą tu tak wcześnie- Uśmiechnął się do mnie i zaczął przecierać szklanki.
-Tak właściwie myślałem żeby zatrudnić się za barem- Skłamałem- Pracujesz na pierwszą zmianę?
-Nie, ja jestem tu wieczorami, dziś zastępuję kolegę- Pokiwałem głową i przez chwilę siedziałem cicho.
-Jak długo tu pracujesz?
-Już dwa lata, dobrze płacą i od czasu do czasu uda mi się zaliczyć jakąś panienkę- Zaśmiał się a ja razem z nim, mimo że nie było mi w ogóle do śmiechu.
-Słyszałem że przychodzi tu dużo gwiazd, no wiesz raperzy, piosenkarze, aktorki- Mężczyzna na chwile przestał wycierać szkło co upewniło mnie w tym że to on stał tamtego wieczoru za barem- A pamiętasz może, gdy przyszła tu pewnego wieczoru Viviane Hunt? Na pewno kojarzysz, nie wysoka, ładna brunetka, pełne usta, zadziorny uśmiech- Mężczyzna posłała mi przerażone spojrzenie i rzuciwszy szmatkę, którą przecierał szklanki zniknął za drzwiami dla personelu.
Szybko wstałem ze swojego krzesła i dogoniłem barmana, gdy ten wybiegł na wąską uliczkę za klubem, przy której stał duży kontener na śmieci. Złapałem mężczyznę za koszulkę i przycisnąłem do ściany.
-Ja nic nie wiem-Przerażony zaczął kręcić głową.
Mocniej przycisnąłem go do muru na co jęknął z bólu.
-Co piła Viviane tamtej nocy?- Syknąłem.
-Nie wiem naprawdę-Walnąłem go pięścią w brzuch na co ten skulił się z bólu, wymierzyłem mu jeszcze kopniaka z kolana w żebra, przez co się skulił i zawył żałośnie.
-Teraz wiesz?- Gdy nadal uparcie milczał przywaliłem mu w nos, z którego pociekła strużka krwi, waliłem go w twarz bez litości tak długo aż nie krzyknął.
-Dobra, dobra powiem ci- Podniosłem go za poły koszulki i znów przycisnąłem do muru.
-Mów- Warknąłem.
-Przed tym gdy ta cała aktorka tu przyszła, była tu jej menadżera straszne babsko, dała mi jakąś tabletkę i kazała dodać tej aktorce do drinka, gdy się nie zgodziłem zagroziła mojej rodzinie- Mówił rozpaczliwie- Co miałem zrobić? Dodałem jej tego.
-Co było potem?
-Nie wiem straciłem ją z oczu- Gdy chciałem mu przywalić skulił się i niemal pisnął- Naprawdę, powiedziałem wszystko co wiem, tylko błagam nie mów policji, mam rodzinę nie mogę ich zostawić- Wściekły przyłożyłem mu jeszcze kilka razy i splunęłam na ziemię.
-Przekupny szczur, zniszczyłeś niewinnej dziewczynie życie- Zostawiłem go tak jak leżał i wróciłem do klubu, uprzednio wycierając zakrwawione dłonie w chusteczkę.
Podszedłem do kelnerki, która wycierała stoły, przygotowując je na wieczór.
-Przepraszam, gdzie mogę znaleźć szefa ochrony?- Zapytałem na co kobieta się odwróciła i zlustrowała mnie od góry do dołu.
- Nie ma go aktualnie, ale na końcu korytarza jest jeden z jego ludzi- Wskazała mi odpowiednie drzwi- Ale nie może pan tam wejść.
-Jesteś pewna- Uśmiechnąłem się do niej łobuzersko i przeczesałem włosy ręką, na co się zarumieniła.
-No dobra, ale ja cię nie widziałam- Posłałem jej uśmiech i poszedłem w kierunku pomieszczenia dla ochrony.
Otworzyłem gwałtownie drzwi i zastałem w nich mężczyznę siedzącego przy ekranach na których był pokazany widok na niemal każdą część klubu.
-Czego pan tu szuka?- Mężczyzna wstała z obrotowego krzesła i założył ręce na piersi.
-Kto jest tu na nocą zmianę?- Zapytałem olewając jego pytanie.
-Bryan, przychodzi o dwunastej- Powiedział i znów usiadł na krześle nie zawracając sobie głowy kolesiem, który pyta o jego zastępce.
No cóż musiałem poczekać do wieczora.
***
Viviane
Gdy drzwi z hukiem zamknęły się za Jake'em upadłam na podłogę i pozwoliłam łzom bez końca płynąć po moich policzkach, szloch wstrząsnął moim ciałem i poczułam jak mój żołądek podchodzi do gardła.
Musisz wziąć się w garść to była odpowiednia rzecz do zrobienia. W nocy nie mogłam spać, leżałam na nagiej klatce piersiowej Jake'a wsłuchując się w miarowe bicie jego serca, wtedy zrozumiałam, że on nie pozwoli mi odejść po raz kolejny nawet pod groźbą więzienia, a byłam pewna że tak by skończył po interwencji Veronici.
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi i szybko otarłam policzki wstając z podłogi. Otworzyłam drewnianą powłokę i skrzywiłam się, gdy za nimi zobaczyłam moją menadżerkę.
-Nadal się mażesz?- Weszła do środka i rozejrzała się po mieszkaniu jakby była tu pierwszy raz-Co pamiętasz z tamtego wieczoru?
-Dlaczego mnie o to pytasz?-Mój głos zadrżał.
-Co pamiętasz sama? Bez nagrania- Olała moje pytanie.
-Pamietam jak..-Zacisnęłam drżące ręce w pieści-Jak Dylan kupił mi jednego drinka i dalej..-Przełknęłam gulę, która powstała w moim gardle- Dalej nic.
-Za tydzień jest pierwsza rozprawa, niczym się nie martw, wszytko załatwię-Nie mogłam uwierzyć w to co mówiła, nagle zebrała się we mnie niewiarygodna złość.
-Niczym się martw?-Krzyknęłam unosząc ręce do góry- Czy ty robisz sobie żarty?
-Nie unoś się tak Viviane- Powiedziała głosem, na który od razu się zamknęłam- Pamiętaj że mam jeszcze coś, co nie zniszczy życia tylko tobie, ale i twojemu kochanemu nauczycielu.
Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam na kanapie chowając twarz w rękach.
-Grzeczna dziewczynka- Poczułam jak kobieta głaszcze mnie po włosach i wychodzi z mieszkania głośno trzaskając dzwiami.
Gdy kobieta wyszła włączyłam telewizje, żeby przynamniej coś zagłuszyło moje ponure myśli. Skakałam po kanałach aż dotarłam do wywiadu, na który widok ścisnęło mnie w brzuchu. Na fotelu naprzeciwko prezentera siedział Dominic.
-Czyli nie wiedziałeś nic o tym co zrobiła twoja dziewczyna?
-Nie, nie byliśmy już wtedy razem, nic nie wiedziałem- Dominic potarł dłonią szczękę- Nie wiem jak mam na to reagować szczerze mówiąc, Viviane to moja dziewczyna, coś do niej czuje ale na litość boską to co zrobiła jest straszne.
Wyłączyłam telewizje, wiedziałam że Veronica go dobrze przygotowała do wywiadu, tak na prawdę nic go nie obchodziło co zrobiłam, ani co się ze mną stanie, jedyne na czym mu zależało to pieniądze i sława.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, nie mogalam wyjść z mieszkania, a jedyna osoba która do tej pory mnie odwiedziła z własnej woli, nie licząc Veronici, to Jake, który już więcej mnie nie odwiedzi. Zagryzłam mocno wargę, aż poczułam metaliczny smak w ustach. Wzięłam telefon i wybrałam numer do Chrisa.
-Viviane?- Ton jego głosy świadczył o tym, że był cholernie zmartwiony- Boże Viviane- Zaszlochałam gdy usłyszałam jego głos.
-Chris ja przepraszam- Nie chciałam żeby Chris myślał o mnie w sposób w jaki robi to cały świat, jako morderczyni, która nie ma serca- To naprawdę nie moja wina.. to tak wyszło- Nie byłam w stanie pohamować płaczu, gdy próbowałam mu się wytłumaczyć.
-Viv spokojnie- Uspokoiłam się trochę, gdy usłyszałam jego ciepły ton- Wiem że to nie twoja wina, broniłaś się, a on po prostu niefortunnie upadł.
-Chris czy mama i tata.. Czy oni..?-Bałam się zadać to pytanie, bałam się odpowiedzi, którą mogłam usłyszeć.
-Nie mówimy o tym- Odpowiedź mojego brata upewniła mnie w tym, że rodzice nie chcą mieć ze mną na razie żadnego kontaktu- Pomówimy o czymś milszym. Jak ci się podobał prezent?
Przez chwile zastanawiałam się o co mu chodzić, gdy zdałam sobie sprawę z tego że Jake nie mógł wiedzieć gdzie mieszkam, Chris musiał maczać w tym palce.
-Czy działo się coś ciekawego?- Oblałam się rumieńcem słysząc jego pytanie, przypomniałam sobie miękkie usta Jake'a na moim ciele, moje ręce badające każdy jego mięsień.
-Nie mam zamiaru o tym z tobą rozmawiać- Uslyszałam jego głęboki śmiech i sama się uśmiechnęłam ale natychmiast spoważniałam- Kazałam mu jechać z powrotem.
-Co? Dlaczego?
-Chris nie możemy być razem- Jęknęłam będąc na skraju rozpaczy- Przecież ja..on.. to nie wyjdzie.
-Viv..
-Nie, proszę Chris- Powiedziałam błagalnym tonem do słuchawki i starałam łzę z policzka.
Siedziałam jeszcze przez długi czas na kanapie rozmawiając z Chrisem, który bardzo skutecznie odwiódł moje myśli od bałaganu, który powstał w moim życiu i od nadchodzącej rozprawy sądowej.
***
Jake
Wszedłem do klubu, drugi raz tego samego dnia. Całe popołudnie musiałem powstrzymywać się żeby nie pójść do Viviane, żeby nie powiedzieć jej tego co wiedziałem, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie mogłem. W klubie tym razem było znacznie więcej osób, głośna muzyka grała mi na nerwach, a zapach potu, alkoholu i papierosów tylko potęgowała mój gniew.
Nie zawracając sobie głowy wołaniem kelnerki, która krzyczała że nie mogę iść do pomieszczenia dla personelu wszedłem do pokoju ochrony gwałtownie otwierając drzwi.
-Gdzie jest twój szef?- Zapytałem mężczyznę siedzącego za stołem z ekranami ukazującymi wszystkie kąty klubu.
-Ja jestem jego szefem- W drzwiach stanął wysoki mężczyzna o szerokich barkach, jego wygląd nie zwiastował niczego dobrego.
-Świetnie, pogadamy sobie- Zamknąłem drzwi i spojrzałem na rozgniewanego mężczyznę- Pamiętasz dzień w którym do klubu przyszła Viviane Hunt? Na pewno pamiętasz, jeden z twoich ludzi przymknął wtedy oko, na to że braman dosypuje jej narkotyku do drinka, że ktoś chciał ją zgwałcić i w końcu że człowiek tu zmarł- To że byłem wściekły to mało powiedziane, kipiałem złością.
-Nic takiego się nie zdarzyło- Zaśmiałem się gorzko słysząc jego słowa.
-Nic takiego się nie zdarzyło tak? To dlaczego teraz trwa rozprawa sądowa z tego powodu? Myślisz że to co obiecała ci ta kobieta za przymknięcie oka, na to co się działo, nie pójdziesz siedzieć? Myślisz że ją obchodzisz? To show biznes, tam ludzi obchodzą tylko pieniądze?- Przez chwilę widziałem na twarzy postawnego mężczyzny strach, ale szybko przybrał pewną siebie postawę i obojętny wraz twarzy.
-Jak zaraz stąd nie wyjdziesz to będziemy musieli się inaczej rozprawić.
- Nie wyjdę puki nie dowiem się prawdy- Syknąłem i oparłem się ścianę czekając, aż dyktafon który przedtem włączyłem będzie mógł zarejestrować coś ciekawego.
-Słuchaj nie chcę teraz robić rabanu, gdy w klubie jest tyle ludzi, wyjdź z własnej woli i nikomu nic się nie stanie- Na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka, gdy w złości ściągał brwi.
-Wtedy też nie chciałeś robić rabanu? Dlatego pozwoliłeś żeby jakiś kutas prawie zgwałcił niewinną dziewczynę?- Krzyknąłem nie będąc w stanie powstrzymać się od podniesienia głosu.
Mężczyzna zacisnął dłonie w pieści i widziałem jak próbuje się na mnie nie rzucić z pięściami.
-Słuchaj, nie wiem czego szukasz ale...
-Nie wiem czy ty zdajesz sobie sprawę z tego ze nagranie z tamtego dnia, z tego klubu wyciekło do internetu i jest to bardzo podejrzane, że ochrona klubu nie zareagowała gdy kogoś tu zabito- Krzyknąłem i zobaczyłem na twarzy mężczyzny przerażenie.
-Ale jak to.. przecież ona mówiła ze nie poniesiemy konsekwencji zatajając to- Uśmiechnąłem się gdy to usłyszałem, teraz mam wszytko czego potrzebuje.
Wyszedłem zadowolony z siebie z klubu i udałem się do hotelu. Miałem jeszcze jedną ważną rzecz do zrobienia. Odpaliłem laptopa i po raz pierwszy obejrzałem film, na którym Viviane popycha mężczyznę tak mocno, że ten umiera.
Oglądałam nagranie w kółko i w kółko, aż jedna scena nie przykuła mojej uwagi. Przybliżyłem obraz na głowę Viviane, która była odwrócona do kamery tyłem ale jednak widziałem trochę jej policzka, na którym był mały czarny pieprzyk, a Viviane nie ma pieprzyków na twarzy.
--
I co myślicie? Piszcie w komentarzach ;)