W Paszczy Smoka

By Ceregielka

7.6K 756 505

16 - letni Mint przeprowadził się z rodzicami do nowego miasta. Jego nowa szkoła okazała się jednak... nietyp... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Dziękuję!
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Wszystkiego Najlepszego!
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Wybiło 200 gwiazdek! :D
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37

BONUSIK!

117 12 20
By Ceregielka

Uwaga! Pierwszy raz pisze takie "coś", więc przepraszam jeśli nie wyjdzie jakoś idealnie! Nie jestem też dobra w pisaniu romansów, więc nie jest to notka tylko i wyłącznie w tej kategorii.

Rozdział zawiera sceny miłosne (nie, nie erotyczne) pomiędzy mężczyzną a mężczyzną, więc jeśli nie jesteś tolerancyjny lub poprostu nie przepadasz za romansami, radzę ci ominąć ten rozdział. Polecam jednak zerknąć, bo może być zabawnie jeśli znasz całą fabułę mojego opowiadania xD

Od razu mówię, że ta notka nie będzie miała ŻADNEGO wpływu na ogólną fabułę opowiadania, a zawarte w niej treści mogą być kompletnie niespójne z oryginałem. Proszę się nie kierować informacjami, które tu się znajdują, bo nie ma w nich nawet grama spoilera. Jedyne, co możecie uznać za taką ciekawostkę, to nazwiska, które nie ukazują się w książce :)

Dodam jeszcze tylko, że bonus jest z okazji 200 gwiazdek i pomysł na niego dał mi PowalonyJa, do którego serdecznie zapraszam :D (I dzięki xD)

_______

Minaniel <3

Idę ulicą. Ta... jak miło zgubić się w wielkim mieście, które znam od kilku godzin. Zawsze o tym marzyłem. Przeprowadziłem się tu z rodzicami dwa dni temu. Jutro idę do nowej szkoły, więc postanowiłem wykorzystać jeszcze ostatnie chwile wolności i pozwiedzać.

Rozglądając się dookoła, łapię czerwony kosmyk swoich włosów i zaczynam owijać go sobie wokół palca. Ogólnie moje włosy są brązowe, ale z
niewiadomego mi powodu, kilka z nich jest czerwonych. Staram się znaleźć wśród tłumu znajomą twarz, ale wszystkie osoby, które napotykam wzrokiem są mi obce.

Po kilku minutach czuję, że ssie mnie w żołądku. Wchodzę do pierwszej lepszej restauracji i siadam przy wolnym stoliku. Nagle moje spojrzenie wędruje w bok... i wtedy go widzę. Nie przyszedłem do miasta z byle powodu. Chciałem znaleźć go. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że od kąd się tu przeprowadziłem, śledzi mnie. Nie ważne gdzie pójdę, ten chłopak jest tam także, wraz ze swoją paczką przyjaciół. Jest szczupły i blady, ma czarne włosy i kolczyk w uchu. Jego oczy są żółte i świecące, a chytry uśmieszek nigdy nie schodzi z jego twarzy.

Zaczynam mu się przyglądać ukradkiem, aż w końcu zauważam, że przy moim stoliku stoi kelnerka. Jest mojego wzrostu i ma czarne, lekko falowane włosy. Ma na sobie biały fartuszek, który posiada każda kelnerka i zza, którego wystaje różowa sukienka. Na piersi ma zawieszoną plakietkę z napisem "Summer Lisney". Na dłoniach ma rękawiczki bez palców, a jej także żółte oczy, patrzą na mnie bez emocji.

-Dobrze się pan czuje? - pyta, udając zaniepokojoną, ale wiem, ze kompletnie ją nie interesuję.

-Tak - mówię.

-Co podać? - pyta beznamiętnie.

-Poproszę - biorę kartę, ponieważ wcześniej nawet na nią nie spojrzałem. Okazuje się, że to restauracja głównie z ostrym jedzeniem - Poproszę to - wskazuję na jakiś makaron - i wodę.

Dziewczyna kiwa głową i odchodzi.

Wracam wzrokiem do chłopaka, który wcześniej zwrócił moją uwagę i szybko się orientuję, że on także na mnie patrzy. Odwracamy w tym samym momencie wzrok, wlepiajac go w własne stoliki.

Po kilku minutach, kelnerka Summer przynosi mi jedzenie. Dostaję do wyboru jedzenie pałeczkami lub sztućcami. Kiedy spoglądam na makaron, uznaje, ze jestem zbyt głodny, by bawić sie pałeczkami i wybieram tradycyjny sposób. Danie jest ostre, ale nie spodziewałem się, że będzie inaczej.

W błyskawicznym tempie kończę jeść, płacę i wychodzę. Chcę sprawdzić, czy tajemniczy chłopak znajdzie sie w tym samym miejscu gdzie ja, gdy odejdę gdzieś dalej.

Nie śpieszę sie. Zawsze lubiłem zwiedzać, nieważne czy są to jakieś zabytki czy zwykłe ulice sklepowe. Jeśli jest to nowe, interesuje mnie to.

Nagle czuję mocne uderzenie w plecy i upadam na ziemię, a osoba, ktora mnie popchnęła, ląduje na mnie. Coś obok nas z brzękiem uderza o beton.

-Au... - jęczę.

-Strasznie cie przepraszam! - krzyczy koleś, który nas przewrócił.

Podnosimy się. Jest to chłopak, mojego wzrostu, z ciemno brązowymi włosami i żółtymi oczami... ten kolor mnie trochę przeraża. Może to normalne w tym mieście. Ma nienaturalnie bladą skórę i jest szczupły.

-Nic nie szkodzi - odpieram. Okazało się, że przedmiot, który wywołał ten brzdęk, to rower. Nie wiem w jaki sposób, udało mu się tak dziwnie na mnie upaść, jadąc na rowerze, ale chyba nie chcę wiedzieć. Pomagam mu podnieść pojazd.

-Uff... całe szczęście - odpiera z uśmiechem i wyciąga do mnie dłoń - Marton Tendy.

-Mint - przedstawiam się, sciskając jego dłoń - Mint Moonland.

-Hmm... Nie jesteś z tąd - stwierdza nagle.

-Skąd wiesz?

-Tak przeczówam.

-Faktycznie, przeprowadziłem się tu z Nowej Zelandii.

-Zawsze chciałem tam pojechać... - mówi. Nagle z jego kieszeni wydobywa sie krótka muzyczka. Chłopak wyjmuje komórkę i czyta wiadomość. Wzdycha i chowa użądzenie spowrotem - Sorry, masz lecieć. Widzimy się w szkole Mint!

-Skąd wiesz, że idę akurat do tej co ty? - pytam.

-Bo jest tylko jedna - śmieje sie i odjeżdża.

Jestem lekko rozkojażony, ale by nie zwracać na siebie większej uwagi, ruszam chodnikiem. Jest środek tygodnia, więc nie ma wielu ludzi. Rozglądam się ukradkiem, szukając wzrokiem tajemniczego chłopaka. Oczywiście odnajduję go bardzo szybko. Idze po drugiej stronie ulicy, tym razem sam. Jego nonszalandzki krok, sprawia, że jeszcze bardziej przykówa wzrok.

Postanawiam podążać za nim. Nagle skręca w boczną ulicę. By tam się dostać, muszę przejść przez jezdnię. Niestety akurat włączyło się czerwone światło, więc staję i czekam. Obok mnie pojawia sie spora grupa dzieci. Mają na sobie takie same mundurki i żółte apaszki. Wszystkie są nieco blade i szczupłe, tak jak ich opiekunka, starająca zmusić dzieci, by stały w parach.

Kiedy zapala sie zielone światło, puszczam ich przodem, za co kobieta jest mi wdzięczna. Dzieci idą powoli, więc przypuszczam, że będę musiał czekać jeszcze raz na zapalenie sie zielonego światła. Nagle zauważam, że jeden chłopiec upuszcza coś na ziemię. To chyba jakaś słodka bułka z czekoladą, czy coś w tym stylu. Dzieciak zatrzymuje się gwałtownie i schyla po smakołyk. Zaczyna go otrzepywać i czyścić z ziemi. W tym czasie światło dla pieszych zmienia sie na czerwone.

Mój wzrok pada coś na drodze. Rozpedzony samochód. Kiedy kierowca dostrzega na swojej drodze chłopca, zaczyna gwałtownie hamować, ale ja wiem, że nie da rady się zatrzymać. Wybiegam szybko na ulicę i łapię dzieciaka. Słyszę pisk jego opiekunki, gdy odbijam się od ziemi, czując zderzak, ocierajacy się o moją noge. Ląduję z hukiem na ziemi, już drugi raz tego dnia. Chłopiec w moich ramionach jest przerażony i kurczowo trzyma sie swojej bułki. Podnoszę się z nim i stawiam go obok.

-Nic ci nie jest? - pytam, lekko zdyszany i przestraszony.

Chłopiec kręci głową. Otwiera usta, by coś powiedzieć, ale przerywa mu krzyk jego opiekunki.

-Kayden! - wrzeszczy - Nic ci nie jest? - podbiega do nas - Przepraszam pana. Nic panu się nie stało? Zadzwonić po karetkę?

-Nie, tym razem wszystko dobrze się skończyło - śmieję się i czochram chłopcu włosy - Uwarzaj na siebie.

Kiwa głową z wielkimi rumieńcami na twarzy.

-Przepraszam, ale śpieszę się - mówię - Do widzenia!

Odchodzę rzwawym krokiem, skręcajac w ulicę, gdzie zniknął tamten chłopak.

Musiał po drodze sie zatrzymać, bo zauważam jego sylwetkę kilka metrów przede mną, zaraz po skreceniu. Idę, udając, że oglądam wystawy sklepowe, wciąż jednak uważnie obserwując chłopaka. Wchodzi do jakiegoś wysokiego bloku. Czekam chwilę, by nie zwrócić na siebie jego uwagi, a następnie także wchodze do środka. Nad drzwiami jest wielki napis "HOTEL".

Moim oczom ukazuje się skromna recepcja. Jest tu dość ciemno, jakby budynek był opuszczony, ale nie jest brudno.

-Witam bardzo serdecznie - nagle przede mną staje mężczyzna w średnim wieku, z szerokim uśmiechem na twarzy.

-Dzie... - zaczynam, ale facet prędko mi przerywa.

-Jesteśmy zaszczyceni, że możemy tu pana gościć! Niech pan tu podejdzie.

Podchodzi do recepcji i staje po drugiej stronie blatu. Ma na sobie czerwoną kamizelkę, dokładnie zapiętą złotymi guzikami, białą koszulę oraz czarne, elegancnie spodnie. Na głowie ma czerwoną czepeczkę, w której (moim skromnym zdaniem) wygląda idiotyczne. Jego chuda, blada sylwetka, żółte oczy i nieskazitelnie białe zęby, przypominają mi resztę spotkanych dzisiaj osób. Może są jakoś spokrewnieni?

-Teeney Connor - ściska moja dłoń z uśmiechem.

-Moonland Mint - odpowiadam niepewnie, lekko speszony jego nadmiernym entuzjazmem.

Jego postać nie pasuje mi do tego ponurego miejsca. Bardziej widzę go jako... no nie wiem... może nauczyciela...? Odpycham od siebie tą absurdalną myśl.

-Dobrze panie Moonland... ilu osobowy pokój pan chce wynająć? - pyta Connor.

-Nie... ja nie...

-Płaci pan kartą czy gotówką?

-Ja...

-Ile pan przewiduje tu pozostać?

-JA NIE CHCE NIC WYNAJMOWAĆ! - wrzeszczę.

Mężczyzna przez chwilę patrzy się na mnie wielkimi oczami, ale po jakimś czasie ponownie się uśmiecha.

-Trzeba było mówić! - odkłada papiery na bok - W takim razie, co Pana do nas sprowadza?

-Ja... yyy... ja przyszedłem w odwiedziny.

-W odwiedziny, Tak? Może Pan powtórzyć swoje imię? - sięga po jakąś kartkę i ilustruje ją wzrokiem.

-Mint Moonland.

Connor dokładnie przelatuje wzrokiem po wydrukowanych nazwiskach i uśmiecha się.

-Tak, jest pan na liście - stwierdza, co mnie dziwi - Pan Deenar oczekują Pana na piętrze nr 21. Niestety, ale winda się zepsuła - mówi, gdy podchodzę do niej.

Przeklinam pod nosem i kieruję się w stronę schodów. Pierwsze 5 pięter jest łatwo znieść, ale potem zaczynają się tortury. Kiedy dochodzę na szczyt, jestem cały spocony i zmęczony. Spoglądam na numerek na drzwiach. 20. Gdzie do cholery jest 21?! Schody kończą sie tutaj. Wtedy zauważam drabino-schody kilka metrów dalej na korytarzu. Wspinam się wyżej i otwieram "właz" z napisem 21. Okazuje się, że to wyjście na dach. Kiedy tam w końcu docieram, zauważam, że na krawędzi budynku stoi ten chłopak. Podchodzę do niego i staje w odległości dwóch metrów. Nie odzywam się do siebie przez dobre kilka minut.

-Jednak przyszedłeś - odezywa się.

-Skąd mnie znasz? - pytam, ignorując jego słowa.

Chłopak odwraca się. Jego wzrok skierowany w moja stronę sprawia, że wstrząsa mną dreszcz.

-To długa historia. Jak pewnie zauważyłeś, od pewnego czasu cię obserwuje - zaczął - Nie weim dlaczego, ale coś mnie do tego zmuszało. Jakaś dziwna siła kazała mi wciąż cię szukać.

Milczę, bo czuję to samo.

-Od kąd cię spotkałem, myślę tylko o tobie - zaczyna się przechadzać wokół mnie.

-Skąd wiedziałeś jak mam na imię i gdzie mieszkam?

-Śledziełem cęe. Wiem o tobie całkiem sporo.

-Ja o tobie nic.

Parska śmiechem.

-Jestem Nathaniel - mówi - Mam 16 lat... i nie mogę przestać o tobie myśleć. Kiedy za tobą chodziłem, byłem szczesliwszy niż kiedykolwiek. Kiedy Cię widziałem, miałem ochotę uśmiechać się w nieskończoność... a teraz, gdy z Tobą rozmawiam... moje serce bije jak szalone.

Czuje się jakby ten chłopak czytał mi w myślach. Nie znam go, a czuje jakby był moim przyjacielem od zawsze. Nathaniel podchodzi do mnie... blisko.

-Nie wiem dlaczego tak jest... ale czuję dokładnie to samo - mówię sciszonym głosem. Jesteśmy bardzo podobnego wzrostu, więc nasze oczy są na tym samym poziomie... Tak samo jak usta - To uczucie kazało mi Cię znaleźć, dlatego tu jestem... i teraz....

Nasze oddechy mieszają się nawzajem, a oczy są wypełnione głębokim uczuciem, którym drzymy siebie nawzajem.

-Ja... Kocham Cię - szepcze Nathaniel i zamyka oczy. Robię to samo.

-I nawzajem - mówię.

Chłopak wbija swoje usta w moje, całując mnie namiętnie. Wtapia swoje palce w moje włosy, a ja w jego. Ta chwila, jest dla nas wiecznością. Wiecznością pełną miłości. Nie potrzebujemy słów, by wyrazić co czujemy. Nie obchodzi nas jak to wszystko tak szybko sie stało. Nie obchodzi nas jak i dlaczego... Nic się w tym momencie nie liczy prócz nas. Tutaj, w swoim towarzystwie, możemy być sobą. I nikt nam tego nie odbierze. Kocham Nathaniela i wiem, że on mnie także.

***











Szczerze... dziwnie się to pisało xD

Continue Reading

You'll Also Like

103K 7.4K 189
Heja. Zapraszam na dalsze opowieści Maxi i Riftana w sezonie 2 :) (To nie moja manhwa, ja tylko tłumaczę) Na moim kanale również znajdziecie Sezon...
1M 35.5K 49
- Ty.. ty.. - nie skończyłam, zaczęłam jak najszybciej potrafię biec do drzwi. Chciałam uciec, najdalej jak tylko się da. Gdy już trzymałam zimną kla...
89.5K 10K 93
Piąta część tłumaczenia, poprzednie możecie znaleźć na moim profilu!! Manhwa nie jest moja. Tłumaczenie jest amatorskie i mogą pojawiać się błędy or...
18.3K 2.6K 47
Dola jest jedną z Tkaczek Losu w panteonie Welesów. Jej życie biegnie spokojnym torem pod pieczą Roda oraz Wielkiej Baby. Dnie spędza ze swoimi siost...