Rozdział 18

162 17 14
                                    

-JAK TO UCIEKŁ?! - wrzasnął Connor.

Trójka wybiegła ze szkoły. Na mokrej trawie znajdowała się kałuża krwi oraz rozerwany sznur. Obok leżał wygięty nóż, który Nathaniel bronił się przed atakującym go Mintem. Na ostrzu widać było ślady ostrych zębów.

-Nie mam pojęcia jak to się stało - tłumaczył Nathaniel - Jego oczy zaczęły się rozjaśniać i można było wyraźnie dostrzec tęczówki pod nimi. Nawet przestał warczeć i się rzucać. Byłem niemal pewien, że substancja przestała działać. Widziałem, że ktoś idzie w tą stronę, więc postanowiłem go spławić, by nie zobaczył zalanego krwią Minta. Jak wróciłem, miał pomiędzy zębami sznur, który jednym szarpnięciem urwał. Zaatakował mnie, a jego oczy znowu stały się czarne. Kiedy mnie przewrócił, uciekł.

-Gdzie uciekł? - Marton spojrzał mu w oczy z powagą.

Nathaniel podniósł drżącą rękę i wskazał za miejsce za plecami Martona. Odwrócił się i pobladł.

Las. Gęsty i otaczający teren szkołę las. Drzewa rosły tam tak blisko siebie, że prawie nie dało się chodzić. Nawet Antresy, które z natury były raczej chude, miały trudności z poruszaniem się tam.

-Idziemy - Summer bez najmniejszej namiętności w głosie, rzuciła pod ich nogi jakieś przedmioty.

Dziewczyna miała na sobie zbroje, która zakrywały ramiona, klatkę persiową i połowę pleców. Była srebrna ze złotymi zdobieniami. Na biodrach miała skórzany pas z uchwytami na broń. W nich miała zamocowane kilka noży i pistoletów. Przez ramię miała przewieziony kołczan, ale zamiast strzał, trzymała w nim dwa miecze.

Okazało się, że przedmioty, które rzuciła trójce, to także broń i zbroje.

-Po co ci aż tyle? - spytał Nathaniel.

-Jak znajdziemy Minta, też bedzie potrzebował broni. Jak się ocknie, nie będzie już taki agresywny silny - odpowiedziała wciąż bez emocji  - Załóżcie zbroje.

Kiedy wszyscy wyposażyli się w potrzebne do obrony i walki rzeczy, Summer nie oglądając się za siebie, zaczęła kierować się w stronę lasu. Kiedy podeszła do siatkowo-metalowego ogrodzenia, jednym sprawnym ruchem przecięła go nożem, robiąc wystarczająco dużą dziurę, by nawę Connor mógł przez nią przejść. Nie wahała się ani chwili. Przeszła pierwsza przez ogrodzenie i stanęła przed gęstym i ciemnym lasem. Słyszała za sobą kroki Martona, Nathaniela i Connora, którzy próbowali przecisnąć się przez ogrodzenie. Kiedy w końcu im się udało, także stanęli i spojrzeli w głąb lasu. Ziemię pokrywała niewielka warstwa mgły, która zaczynała się kilka metrow przed nimi.

-Nie ma czasu do stracenia - powiedziała Summer i ruszyła, a za nią reszta - Róbcie jak najwięcej chałasu, to może go zwabić.

-To nie jest dobry pomysł - wtrącił się Marton - Przypominam, że Mint nie jest jedynym stworzeniem znajdującym się teraz tutaj. A chyba nie mamy ochoty użerać się z tymi, co tu mieszkają. Jesteśmy na ich terenie, mają nad nami przewagę. Jeśli dopadłby nas Jednorożec, zostałyby nam 4 sekundy życia.

-Skąd wy tyle wiecie?! - Summer spojrzała na Martona, a zaraz potem na Nathaniela - Jeden Eliksiry, drugi zwierzęta... - Nie mogla pomieścić tego w glowie. Znała ich od urodzenia, a okazało się, że nic i nich nie wie. Potrząsneła głową - A w sumie, nie ważne. Skąd pewność, że Jednorożce tu mieszkają?

Las stawał się coraz bardziej gęsty. Nie mieli pojęcia w którą stronę pójść, by znaleźć Minta. Ta wędrówka wydawała się bezcelowa, ale nikt z nich nie miał zamiaru się wycofać. Ocierajac się czasem o pnie drzew i stawiając kroki, rozpraczajac gęsta mgłę, która sięgała im do kolana, szli wciąż do przodu, starając się obserwować całą okolicę.

Nie trzymali się jakoś bardzo blisko siebie. Szli w zgranej grupie, ale pomiędzy nimi było czasem nawet 5 metrów odstępu. Niektórzy szli z przodu, niektórzy z tyłu, zwalniając czasem i wyprzedzając się nawzajem. Summer, jako jedyna, nie zmieniła swojej pozycji. Szła z przodu, próbując przybrać odważną minę.

-I jak Jednorożec, czy jakiekolwiek stworzenie, mogłoby się tutaj zwinne poruszać? - dodała, uderzając ramieniem o pień.

-Ciało Jednorożca jest przystosowane do życia w dziczy. Szczuplejsza budowa od sylwetki koni i bardzo elastyczne ciało, umożliwia mu bez przeszkód biegać pomiędzy drzwiami, a szkarłatne oczy dzięki, którym widzi w ciemności, wykożystują energię, która magazynuje się w jego rogu, podczas dnia.

Summer mu nie odpowiedziała. Jak to możliwe, że znała Martona od dzieciństwa i nigdy nie zauważyła, że interesuje się zwierzętami.

"W sumie...", pomyślała. "Pamiętam jak kiedyś rozpłakał się, gdy nauczycielka znalazła w jego plecaku kota i kazała mu go wyrzucić na podwórko. To był dla mnie szok. Pierwszy raz widziałam Martona płaczącego. Mieliśmy wtedy jakieś... 7 lat? Nigdy nie zapomnę złości jego matki, gdy przyszła do naszej wychowawczyni i nawrzeszczała na nią, za to, że doprowadziła jej syna do płaczu"

Dziewczyna uśmiechnęła się na to wspomnienie i spojrzała kontem oka na przyjaciela. Zmienił się. Fakt, nigdy nie należą do tych wrażliwych, ale teraz nie wyobrażała go sobie płaczącego. W przeciwieństwie do Nathaniela, który zawsze był beksą i to się nie zmieniło. Nawet najmniejsza obelga skierowana w jego stronę, może go zranić.

Connor szedł z tyłu. W ręku trzymał szkatułkę, którą zabrał ze sobą z gabinetu. Drugą miał w kieszeni. Otworzył pudełko i z uwagą przyglądał się małej karteczce wyroczni, która była w środku. Klepsydra namalowana krwią, zmieniła się. Teraz cześć piasku była też na dole i wydawała się ciągle przesypywać.

Mężczyzna schował ją do kieszeni i wyjął drugą. Spojrzał na nią uważnie i otworzył szeroko oczy. Przełożył ją wcześniej do innej szkatułki, która miała szklane wieczko, więc bez otwierania, mógł przyglądać się przepowiedni.

Bez słowa schował ją spowrotem i przyspieszył, by dorównać kroku Nathanielowi.

Nagle usłyszeli nad sobą trzask łamanych gałęzi, a potem, dosłownie centymetr przed Martonem spadł kawałek drewna. Wszyscy spojrzeli w górę, ale zobaczyli tylko cień, który z prędkością światła, przemknął im przed oczami.

Marton pobladł i spojrzał ze strachem na Nathaniela.

-Jednorożec - przełknął ślinę, a słowa ledwo przeszły mu przez gardło.

-Uciekamy? - szepnęła Summer, nie spuszczająć z oczu szybkiej sylwetki.

-Nie ma sensu. Gdyby zauważył, że biegniemy, rzuciłby się na nas. Nie mielibyśmy szans na przeżycie.

-Czyli teraz mamy?

-Żeby nikogo nie zniechęcać, odpowiem, że owszem.

Ustawili się tak, że każdy obserwował inną część lasu. Ciemny kształt przeskakiwał z jednej gałęzi na drugą i robił to z taką prędkością, że często nie dało się za nim nadążyć wzrokiem. Poruszał się zgrabnie, a jego sylwetka była chuda.

-Dziwne... - zamyslił się Marton - Nie wygląda jak Jednoro...

Przerwał mu wrzask Nathaniela. Kiedy reszta odwróciła się w jego stronę, leżał na ziemi z poparzonym policzkiem, a za nim krzak stanął w płomieniach.

-Co to było?! - wrzasnął chłopak.

-Nas się pytasz? To ciebie coś zaatakowało - odparował Connor.

-Co robimy? - spytała Summer - Teraz uciekamy?

-Uciekamy - stwierdził Marton i wszyscy ruszyli biegiem przez las.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz