Rozdział 2

277 27 9
                                    

-Jesteś smokiem - powiedziała uśmiechnięta Summer.

-Smokiem? - powtórzył nieprzekonany i zdezorientowany Mint.

-Tak - zaśmiała się.

-Chociaż wolimy nazwę Antres - chłopak usłyszał głos zza swoich pleców.

Odwrócił się. W progu stał oparty o ścianę Marton z szczęśliwym wyrazem twarzy, a za nim Nathaniel, który raczej był zdenerwowany, ale jego policzki oblewał wielki czerwony rumieniec.

Dwójka weszła do środka. Mint miał zawroty w głowie od natłoku informacji. Nie miał pojęcia, o co chodzi, że wszyscy się tu zebrali i nie wiedział, czy zdoła znaleźć jeszcze w sobie siły, by dowiedzieć się czegoś więcej.

-Witajcie - powiedział Connor.

-Cześć  N a t h a n i e l - powiedziała Summer, dając nacisk na jego imię i szczerząc kły - Może opowiesz Connorowi, dlaczego Mint spóźnił się na spotkanie z nim?

Chłopak się zawahał. Chciał coś powiedzieć, ale Mint nie dał mu dojść do słowa.

-Zaraz, ale wydawało mi się, że smoki to przerośnięte jaszczurki ze skrzydłami - powiedział zakłopotany.

-To bajki - odparł Marton, siadając na biurku i spychając jakieś papiery na podłogę - Prawdziwe Antres, to człekokształtne istoty, które... Summer, choć  tu - dziewczyna podeszła do niego i stanęła obok - które wyglądają jak ona. Czyli długie skrzydła osadzone na karku, szczupły ogon, ostre zęby i elfie uszy. 

-Bycie smokiem jest dziedziczne? - spytał Mint.

-Oczywiście - odpowiedział.

-Skąd się wzięły pierwsze smoki? - chłopak nie krył zainteresowania. Zadawał pytania jak na lekcji historii i trochę też tak się czuł.

-A skąd się wzięli pierwsi ludzie? - uniósł brew - Nie wiadomo. Tak samo nie wiadomo skąd wzięły się pierwsze Antres. Jest dużo teorii.

-Dobrze, wyjaśniliście sobie wszystko? - spytał Connor. Mint i Marton zgodnie pokiwali głowami - To może teraz Nathaniel wyjaśni mi, co takiego stało się, że Summer jest taka zdenerwowana.

-Pozwól, że ja oszczędzę wstydu naszemu  k o l e d z e - powiedziała dziewczyna z sarkazmem. Nathaniel przestąpił z nogi na nogę, cały czerwony ze wstydu - I sama wytłumaczę, jakim jest idiotą. Otóż obecny tu obywatel w trakcie mojej misji przyprowadzenia Minta w jednym kawałku, postanowił jak zwykle skazać ją na porażkę. W skrócie, Nathaniel prawie nie zabił Minta, wbijając mu kły w szyję.

Connor znieruchomiał. Jego ciało oblała fala gniewu. Spojrzał z furią na przerażonego, bladego chłopaka, który miał nadzieje, że Summer zapomni o tym "incydencie".

-Czy zdajesz sobie sprawę, co mogłeś zrobić? - krzyknął mężczyzna - Mogłeś skazać nas na kolejne lata niewoli! Rozumiesz, że jak on jest pod czarem, to... - urwał i spojrzał na Minta - Dokończymy tą rozmowę potem - warknął - Teraz trzeba zdjąć zaklęcie z niego - podszedł do chłopaka i położył mu dłoń na czole. Mint poczuł ciepłe mrowienie, w miejscu, gdzie ręka dyrektora dotykała jego skóry. Nagle jego ciałem wstrząsnął dreszcz bólu, który przewrócił go na kolana. Chłopak walczył z łzami, które chciały wypłynąć z jego oczu, bo nie chciał pokazać jak bardzo cierpi. Kiedy Connor odsunął swoją dłoń, Mintowi ulżyło, a ból zniknął.

-Ten dzień będzie dla ciebie ciężki - powiedział mężczyzna, w trakcie, gdy chłopak się podnosił - Nakładanie czaru jest bezbolesne, za to sciąganie, wręcz przeciwnie. Przez następne kilka godzin twoje wnętrzności będą się deformować, co nie będzie przyjemne.

-A... wygląd zewnętrzny? Wszystkie tutaj osoby trochę się ode mnie różnią - zauważył.

Connor się uśmiechnął.

-Na zewnątrz  j u ż  się zmieniłeś - oznajmił.

Chłopak zauważył, że wszyscy patrzą nie na niego z otwartymi szeroko oczami i lekko rozchylonymi ustami. Nawet Nathaniel był pod wrażeniem. Mint też czuł się trochę inaczej. Był wyższy i mimo, że nie marzł, całe ciało miał zimne i blade. Miał wrażenie, że ubrania trochę na nim wiszą, jakby schudł o jeden rozmiar.

-Jak wyglądam? - spytał spoglądając na resztę.

-Wow - powiedziała Summer - Wyglądasz jak... jak Antres. I to wyjątkowo przystojny Antres.

-Mogę gdzieś się zobaczyć? - chłopak poczuł, że pieką go policzki. Nie mógł pojąć jak dziewczyna mogła nie znać uczucia wstydu.

Potrząsnęła głową, by choć na chwilę odwrócić wzrok od Minta i wystawiła w jego stronie obie dłonie, które stanęły w płomieniach. Chłopak zauważył, że wytworzony przez nią ogień działa jak lustro. Zaniemówił, gdy zobaczył w nim siebie. Włosy miał czarne jak reszta uczniów, a jego blada twarz... faktycznie, była całkiem niczego sobie. Okazało się, że rzeczywiście schudł. Jego duże żółte oczy połyskiwały w świetle tańczących płomieni. Chciał coś powiedzieć, ale gdy zobaczył swoje ostre zęby, zamknął szybko buzię. Nie przerażał go jednak jego nowy wygląd. Przerażało go to, że był niewiarygodnie podobny do chłopaka z obrazu, który wisiał nad biurkiem Connora. Spojrzał odruchowo na Papirus, na co dyrektor uśmiechnął się blado.

-Całkiem szybko zauważyłeś podobieństwo - powiedział.

-Kto to jest? - spytał Mint, mimo, że się domyślał.

-Ty - dyrektor przełknął ślinę.

-I ja - dołączyła się z uśmiechem, ale jak zwykle neutralnym głosem, Summer.

-I ja - Marton zeskoczył z entuzjazmem z biurka.

-I ja - sapnął zniechęcony Nathaniel.

-Kiedy to było? - Mint popatrzył na obraz, przypominając sobie, że większość przedstawiała przeszłość.

-Nigdy - odparł smutno Connor - To się dopiero ma wydarzyć.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz