Rozdział 19

154 15 7
                                    

Biegli, przeciskając się przez ciasno osadzone drzewa. Ciemna postać przeskakiwała z gałęzi na gałąź, podążając za nimi. Wydawało się, że specjalnie nie atakuje, tylko czeka, aż dotrą w jakieś konkretne miejsce.

Tak też się stało. Po jakimś czasie pnie zaczęły występować rzadziej, aż czwórka uciekających wybiegła na niewielką polanę. Było ciemno, a mgła tutaj była gęstrza i większa.

Stanęli na środku polany i zaczęli obserwować czarny kształt. Kiedy wyskoczył z pomiędzy drzew, zanurkował w mgle, sięgającej powyżej pasa. Postać jednak poruszała się na czterech łapach i była wystarczająco niska, by schować się w bieli. Jedyne co ją zdradzało, to fakt, iż blask z jej czarnych oczu, przebijał się przez gęstą mgłę.

-Zaraz, czarne oczy? - Marton pobladł.

Po wypowiedzeniu tych słów, z początku nikt go nie rozumiał, ale kiedy, poczwara przestała krążyć wokół nich powolnym krokiem i wyprostowała się równie nieśpiesznie, wszyscy rozumieli z kim mają do czynienia.

Znaleźli Minta.

Jego skrzydła były złożone, a ogon wydawał się głaskać za nim ziemię. Miał przechyloną głowę lekko w dół, ale oczy miał skoncentrowane na swoich ofiarach. Jego twarz wykrzywiał psychicznie szeroki i jadowity uśmiech, który jednak nie sprawiał, że wzrok Minta był mniej inteligentny.

-Widzisz nas - powiedział ostrożnie Nathaniel, któremu nie umknął błysk w spojrzeniu Antresa - Słyszysz nas. Jesteś tam. Mint, pomyśl... pomyśl. Jesteś silny. Nie daj się mu.

Grał na czas, co Summer zauważyła błyskawicznie i zaczęła zastanawiać się nad planem działania.

-Nie bój się Mint - mówił dalej Nathaniel, nie pasującym do niego, łagodnym tonem - To twoje ciało. To ty je powinieneś kontrolować. To twoje życie.

Chłopak wciąż się nie ruszał. Zimny wiatr rozwiewał jego czarne włosy, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Wpatrywał się spokojnie i słuchał słów Nathaniela.

Nagle coś za ich plecami trzasnęło wszyscy popatrzyli chociaż kontem oka w tamto miejsce. Trawa za nimi zapłonąła. Chcieli wrócić spojrzeniem do Minta, ale było już za późno. To pułapka. Chłopak jednym sprawnym skokiem, rzucił się na Nathaniela, odgryzają mu kawałek skóry na obojczyku. Ten odepchnął Minta, który nie przejął sie za bardzo. Rzucił się na Connora, któremu próbował pomóc Marton, ale okazało się, że atakujący ich chłopak, potrafił walczyć na dwa fronty. Ogonem, podciął nogi przyjaciela, przewracając go i próbując wczepić swoje zęby w gardło dyrektora.

W trakcie, gdy wszyscy starali się unieszkodliwić, nie krzywdząc także przy tym za bardzo, Minta, Nathaniel biegał dookoła i krzyczał różne zdania w stronę chłopaka, które miały mu pomóc zapanować nad sobą.

-Nie dobrze. - mruknął w pewnym momencie - Mikstura nie tylko wykorzystuje ciała Minta, ale także jego inteligencję. Nie mamy z nim szans pokonać go, nie zadając poważniejszych obrażeń.

Po jakimś czasie walki, Marton zamachnął się za bardzo i trafił w głowę bestii, z taką siłą, że chłopak upadł na ziemię zaskoczony i jednocześnie ogłuszony.

Przerażona Summer krzyknęła, po raz pierwszy od rozpoczęcia podróży, widocznie ukazując emocje. Podbiegła do Minta i upadła przed nim na kolana. Chłopak dyszał zmęczony. Podniósł wzrok na dziewczynę, wciąż z uśmiechem na twarzy i wywieszonym na wierzch językiem. Summer podniosła rękę i dotknęła jego skroni, co okazało się kolejnym błędem. Chłopak wyszczerzył szybko zęby i rzucił się na nią z szaleńczą radością.

***

Był przerażony. Jego sparaliżowane ciało, w jakiś sposób się poruszało, ale nie tak jak on tego chciał. Przed oczami miał obraz, którego nie chciał oglądać. Wyraz twarzy Summer siedział mu w głowie i nie odchodził. Jej przerażenie, cierpienie, smutek... gdy na niego wtedy popatrzyła.

Mint nie wiedział co się stało, że nagle stracił kontrolę nad swoim ciałem. Leżał związany na trawie i oglądał, jak jego mięśnie napinają się i szarpią, walcząc z sznurem, który go trzymał. Nie chciał walczyć. Nastawił uszu i próbował podsłuchać rozmowy Summer, Martona i Connora, ale nie potrafił się skupić. Nagle zaważył, że wszyscy odchodzą... wszyscy oprócz dziewczyny, która na jego oczach, przybrała formę Antresa. Usiadła obok niego, a Mint z przerażeniem i rozpaczą, oglądał jak jego zęby próbują ugryźć jej kolano.

-

Słyszysz mnie, prawda? - spytała ze smutkiem - Widzę to w twoich oczach. Mimo, iż są czarne i wyglądają groźnie, widzę zarys twoich tęczówek... łagodnych i przestraszonych...

"Summer...", pomyślał Mint. "Nie mam pojęcia w jaki sposób dostrzegasz mnie we wnętrzu tego potwora, ale jestem ci za to wdzięczny. Ne potrafię też zrozumieć, jak możesz jeszcze do mnie mówić, po tym co chciałem ci zrobić, ale za to też jestem ci wdzięczny. "

Mint usłyszał swoje kpiące warknięcie, które na szczęście, Summer zignorowała.

-Kiedy wyszliśmy, chciałam z tobą porozmawiać - kontynuowała. Związany chłopak chciał jej przytaknąć, ale z jego ust wydobyło się tylko kolejne warknięcie - Nie chcę tego mówić teraz... nie kiedy nie jesteś sobą. Nie miej mi tego za złe.

Ponownie chciał się z nią zgodzić, ale nie mógł. Przez kolejne dwie godziny, słuchał jak dziewczyna mówi do niego i opowiada różne historie, które pewnie w innej sytuacji, kompletnie by go nie obchodziły, ale teraz cieszył się, że Summer tu jest i rozmawia z nim, mimo, że połowy jej wypowiedzi nie zrozumiał.

***

Mint zobaczył, że Nathaniel, który pilnował go po Martonie, wstał i odszedł. Związany chłopak był lekko zdezorientowany. Potwór, który zawładnął jego ciałem, trochę się uspokoił, a Mint słyszał i czuł coraz lepiej. Pomyślał, że może wracają mu zmysły.

Kiedy, jednak Nathaniel odszedł dość daleko, bestia obudziła się na nowo. Podwinęła szybko kolana i uniosła się na nich. Włożyła sznur pomiędzy swoje zęby, a kiedy zacisnęła szczęki, przecięła go.

Gdy wrócił Nathaniel, było już za późno. Mint uwolnił się i spojrzał na przyjaciela. Wpatrywał się w niego przez kilka sekund, a zaraz potem go zaatakował. Kiedy bestia przecięła pazurami twarz przeciwnika, Mint w głowie wykrzyknął tak głośno jak tylko mógł: "NIE!!!". W tym samym momencie, jego ciało odskoczyło od Nathaniela i spojrzało za siebie.

Las.

Mint z prędkością światła, przystawiła skrzydła do pleców, popędziła jak zwierzę, używając także rąk do biegania. Wskoczył pomiędzy drzewa, poruszając się tam zwinnie.

Był zdziwiony. Czy to dzięki niemu, Nathaniel nie został zjedzony, przez to coś co kierowało jego ciałem? Czy to znaczy, że może kontrolować się, nawet teraz? Nie znał odpowiedzi, ale wiedział, że puki jest daleko od przyjaciół, którzy są dzięki temu bezpieczni, nie musi się nad tym zastanawiać.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz