Rozdział 6

206 25 5
                                    

-Szybko, zabierzcie go do środka - powiedział spokojnie Connor, mimo zdenerwowania - Albo nie - zatrzymał Martona i Nathaniela, gdy podchodzili do Minta - Nie możemy tracić nawet sekundy. Jego Antres połączył się z księżycem. To znaczy, że jego dusza jest już w drodze na drugą stronę. Gdybyśmy zaryzykowali przeniesienie go na taką odległość, mógłby nie wytrzymać. To i tak nie ma znaczenia, gdzie jesteśmy, bo... Summer, przestań w końcu płakać i opowiedz jeszcze raz, jak to się stało.

Dziewczyna pociągnęła nosem, ale szloch wciąż wstrząsał jej ciałem. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Nigdy jeszcze tak nie zareagowała na śmierć bliskiego. Zawsze potrafiła zablokować wszelkie emocje, a teraz? Jakby nie była sobą.

"Zaraz. B l i s k i e g o?", pomyślała. "Znamy się od tygodnia. Nie powinnam mu nawet ufać... a co dopiero uważać za przyjaciela..."

-A jednak - wyszeptała do siebie.

Łzy znów napłynęły jej do oczu i wybuchnęła płaczem.

-O mój Boże, błagam Summer, zamknij się w końcu i przydaj się do czegoś! - krzyknął Nathaniel.

Pokiwała głową, tłumiąc rozpacz. Starała się z całych sił, coś powiedzieć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.

-Dobrze mu szło - powiedziała w końcu drżącym głosem - Naprawdę. Prawie się przemienił... ale chyba coś go zdezorientowało i pod koniec... poddał się. Nie spodziewałam się tego, więc, by zrobić mu miejsce na rozłożenie skrzydeł, odsunęłam się. Potem, nie dałam rady go złapać - jej warga znowu zaczęła drżeć i upadła obok Minta ze łzami lejacymi sie po jej policzkach.

Connor uklęknął po drugiej stronie chłopaka i zaczął oglądać jego Antres. Dotknął go palcem, ale szybko go odsunął, z grymasem bólu na twarzy.
Potrząsnął dłonią, by złagodzić pieczenie i znowu skupił się na chłopaku. Kilka razy sprawdził mu puls i przystawił swoje ucho do jego ust, by potwierdzić, że nie oddycha. Po kilku minutach, jego mina była zrezygnowana i smutna.

-Czekaj, ja spróbuję - Nathaniel podszedł i nachylił się nad chłopakiem. Przystawił swoją rękę do twarzy Minta i uderzył go - Nowy! Na kolacje są pączki! Wstawaj! - ponownie go uderzył.

-To bezcelowe. Nic nie da się zrobić - wyszeptał dyrektor, przełykając gęstą ślinę.

-Świetnie - warknął poirytowany chłopak - Czeka nas wojna, a nasza jedyna nadzieja postanowiła wykitować. Myśl Connor! Na pewno jest jakiś sposób. Przecież Wyrocznia nie może się mylić.

-Nie słyszałeś!? - wrzasnął wściekle -nie możemy  N I C  zrobić! Każdy z nas ma inny Antres, które w dodatku są powszechne, a Mint jest Dzieckiem Księżyca... jedynym Dzieckiem Księżyca jakiego znam.

Summer znieruchomiała. Przestała nawet szlochać. Otworzyła szeroko oczy i szybko się podniosła. Usiadła przy Mincie i spojrzała na jego zamknięte powieki. Dotknęła dłonią jego zimnego policzka i przejechała palcami po szyi chłopaka do jego obojczyka. Poczuła, że jej serce się kraja na myśl o jego odejściu. Przez chwilę się nie ruszała, ale potem szarpnięciem, odsłoniła koszulkę chłopaka, ukazując jego Antres i zerwała ze swojego lewego nadgarstka kawałek czarnego jedwabiu, odsłaniając swoją bliznę... identyczną jaką miał Mint.

-T... to nie możliwe - Marton wytrzeszczył wzrok na widok jej ręki - Znamy się od urodzenia, a ty nigdy mi nie powiedziałaś, że twój Antres to księżyc? Jak mogłaś? - spytał urażony.

-Summer... nie rób tego - ostrzegł ją Connor, ale dziewczyna go nie słuchała. Zacisnęła zęby i ze łzami w oczach przycisnęła swój Antres do Antresu Minta - Nie!!! - krzyknął.

Za późno. Niewidzialna siła, odepchnęła Connora, Martona I Nathaniela na odległość 5 metrów od dwójki siedzącej na ziemi. Włosy dziewczyny i chłopaka latały na wszystkie strony tak jak liście, ziemia i trawa. Wokół nich utworzyło się coś w rodzaju tornada, tworzącego pole ochronne. W miejscu, gdzie ich skóra się stykała, pojawiło się białe światło, które oślepiłoby śmiertelnika. Twarz Summer była wykrzywiona, jakby coś ją bolało, a w oczach, które zmróżyła przez wiatr, były jeszcze łzy.

Trwało to jakieś 5 minut, aż wszytko zniknęło, a Summer upadła obok Minta nieprzytomna. Connor szybko do nich podbiegł i padł na kolana. Przez chwilę obserwował ich w milczeniu i ze zdziwnieniem na twarzy, ale po chwili pokręcił wolno głową.

-Uratowała go - wyszeptał z niedowierzeniem, widząc, jak klatka piersiowa Minta unosi się w górę i w dół.

Przy Antresach dziewczyny i chłopaka widniały identyczne, czerwone jak krew, małe znaki nieskończoności.

-Poświęciła się dla niego. Od teraz, są od siebie uzależnieni.

----------------

Rozdział trochę krótszy, ale uważam, że czasem taki też jest potrzebny... dla odpoczynku, można powiedzieć :3
Kolejny już niebawem i będzie pewnie ciekawszy niż ten :)

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz