Rozdział 29

104 13 2
                                    

Mint podniósł się na drżących ramionach i wypluł na trawę sporą ilość krwi. Zaczął się podnosić, więc Summer szybko do niego podbiegla i pomogła mu utrzymać równowagę. Marton także złapał chłopaka za ramię i podtrzymał. Mint potrzebował czasu by uspokoić oddech, więc stali tak przez chwilę.

Kayden patrzył na nich wielkimi oczami. Z jednej strony był przerażony... A z drugiej był pełen podziwu. Nie spodziewał się, że Antresy mogą być tak opiekuńcze.

"Ta dziewczyna...", pomyślał. "Ona... ona płacze."

Faktycznie. Policzki Summer były zalane łzami, a w koncikach jej oczu zbierały się kolejne. Kayden wiedział, że to nie może być spowodowane Złęczeniem. Ono nie wywołuje w Antresach żadnych głębszych uczuć... tylko zmusza smoki, by wbrew woli, praktycznie służyć drugiej osobie i ją chronić.

Chłopiec był zdezorientowany. Pierwszy raz, widział Antresa, zachowującego się tak jak człowiek lub Medium. W szkole, mówili mu, że Antresy są pozbawione uczuć... W sumie, nawet sam na początku tak myślał.... aż nie spotkał ich osobiście.

Kiedy Mintowi trochę przeszło, stanął bez pomocy przyjaciół i spojrzał na Kaydena. Uśmiechnął się do niego blado.

-Lepiej pójdę już do namiotu - zasmiał się ponuro i bez odrobiny wesołości w głosie.

Zaczął się kierować w swoją stronę, ale krzyk Connora, biegnącego z lasu, zwrócił jego uwagę. Dyrektor wyskoczył z pomiędzy drzew i stanął po środku polany. Wszystkie pary oczu zwróciły się w jego stronę. Był zalany potem, roztrzepany i... przestraszony.

Popatrzył na Minta i podszedł do niego powolnym krokiem. Stanął przed nim i spojrzał mu w oczy.

-Zaczęło się - powiedział cicho.

Serce podskoczyło Mintowi do gardła.

-Medium zaatakowali - kontynuował Connor - Przed chwilą. Pod szkołą.

-Musz tam iść - Mint był przerażony, ale starał się myśleć racjonalnie.

Dyrektor pokręcił głową.

-Ty musisz poprowadzić główną walkę. Pod ich zamkiem.

-Nie możemy iść tam w piątkę - Po plecach Minta zaczął wpływać pot.

-Nie pojedziecie tam sami będziecie mieli cały oddział.

-"Będziecie"? A co z Tobą? - chłopak był na skraju wytrzymania psychicznego.

Connor popatrzył na niego z przeprosinami wymalowanymi na twarzy.

-Przepraszam - powiedział - Ale ja nie mogę z wami iść. Ta wojna nie jest moja... Ona należy do CIEBIE.

-Nie prawda.

-Ale twoim obowiązkiem jest ją zakończyć... A ja muszę iść walczyć przed szkołą. Zrozum Mint... To mój dom, nie mogę ich zostawić. Przyślę wam najlepiej wyszkolonych ludzi jakich mamy. Lecę.

W oczach Minta zebrały się łzy.

-Czy to... ostatni raz kiedy cie widzę? - spytał.

Connor nie odpowiedział. Podszedł tylko bliżej do chłopaka i przytulił go.

-Proszę Mint... obiecaj mi, że zrobisz wszystko co w twojej mocy, by to zakończyć. By nasze dzieci oraz dzieci naszych dzieci były bezpieczne i mogly żyć bez strachu, że wybuchnie wojna, w której będą zmuszeni brać udział.

Mint przełknął ślinę. Czyli to tak wyglądało przez ostatnie setki lat...

Chłopak pokiwał głową.

-Będę za tobą cholernie tęsknić - powiedział szczerze - Zawsze będziesz dla mnie jak ojciec, którego nigdy nie miałem.

-A ty dla mnie jak syn - uśmiechnął się blado.

Odsunął sie od chłopaka i poszedł do Summer, Martona i Nathaniela. Mint nie miał siły się ruszyć. Nawet się nie odwrócił. Stał w miejscu i słuchał niedowierzających i zrozpaczonych głosów przyjaciół. Pożegnali się z dyrektorem, który zaczął kierować się w stronę lasu. Odwrócił się jeszcze na chwilę i popatrzył na Minta.

-Wierzę w was - powiedział i zniknął pomiędzy gęsto osadzonymi drzewami.

Piątka przez chwilę patrzyła w miejsce, gdzie Connor jeszcze przed chwilą stał. Dopiero po kilku minutach doszła do nich, powaga sytuacji.

Mint wpadł w panikę.

Histeryczny śmiech 16-latka był przerażający. Chłopak zaczął krążyć w kółko łapiąc się co chwilę za głowę.

-Dobra. Zacznijmy od najważniejszych spraw. Trzeba wybrać kogoś, kto będzie kimś w rodzaju przewodnika, osoby wydającej rozkazy. Ktoś zgłasza sie na ochotnika? - spytał, spoglądając na przyjaciół.

Marton przygryzł wargę.

-No wiesz... patrząc na to z logicznego punktu widzenia... Ty tu teraz dowodzisz.

Mint pobladł.

-Oh.... no tak... Tak, faktycznie. Muszę sie zastanowić - zatopił palce w swoich włosach.

-Mint, uspokój się. I tak teraz nie powinniśmy dużo ustalać. Bitwa dopiero sie zaczęła, mamy czas na opracowanie planu. Poczekajmy, aż przyjdą te osoby, które ma nam przysłać Connor.

-Plan. Tak, plan powinnismy mieć już dawno. Ale... chyba masz rację. Poczekamy - Mint usiadł na trawę i zaczął się zastanawiać.

Przerażenie, które go wypełniało, było nie do zniesienia. Pamiętał, że historia zawsze go interesowała. Wojny i te sprawy wydawały mu się niesamowite i interesujące, ale teraz stwierdził, że o wiele bardziej woli je, gdy są opisane na kartce.

Spojrzał na chłopca, który usiadł obok niego. Jeszcze została sprawa Kaydena. Co z nim zrobić? Nie mogą go oddać Medium, ale chyba nie wezmą tak małego chłopca na wojnę.

Złapał się za głowę i zacisnął dłonie w pięści.

Po upływie jakiś 30 minut, chłopak usłyszał głos Martona.

-Em... Mint? - zaczął. Podniósł głowę i spojrzał na niego - Ktoś... do ciebie...

Mint odwrócił głowę i otworzył szeroko oczy z oszołomieniem. Podniósł się powoli i wciąż z szokiem na twarzy całkiem się odwrócił. Jego oczy patrzyły na ponad 100 osób z poważnym wyrazem twarzy, ustawionych w kilku rzędach oraz stojąc na baczność. Byli ubrani w zielone wojskowe mundury, a przy pasie mieli przypiete różnego rodzaju bronie. Na ich przodzie stał jakiś chłopak. Patrzył na Minta niby obojętnym wzrokiem, ale w jego spojrzeniu kryły się też emocje jak podziw, uznanie... i strach.

-Odział nr 1, zgłaszamy się i oznajmiamy pełną gotowość. Czekamy na wasze rozkazy - kiedy skończył mówić on i cała reszta przyłożyli prawe przedramię do lewej piersi i w tym samym momencie zgieli się w pół, kłaniając się.

Mint był lekko zdezorientowany. Nie miał pojęcia jak się zachować w tej sytuacji.

Summer, z równie zdziwioną miną podeszła do niego, nie odrywając wzroku od grupy.

-Wow... Mimo, iż inaczej to sobie wyobrażałam... muszę przyznać, że Connor faktycznie się postarał... - przyznała.

Mint przełknął gęstą ślinę i niezdolny do wyduszenia słowa, przytaknął.

Wojna się zaczęła...

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz