Rozdział 36

125 11 23
                                    

Mint był w szoku. Jego mózg nie potrafił tego pojąć. Connor pracuje dla Medium?

-Zdziwiony? - wysyczał mężczyzna z jadowitym uśmiechem na twarzy, jakby czytał chłopakowi w myślach.

-D... dlaczego...? - tylko tyle 16-latek mógł z siebie wydusić.

-Na wyjaśnienia jeszcze przyjdzie czas - z jego oczu nagle wpłynęły łzy rozbawienia i ponownie wybuchnął śmiechem - Nie mogę uwierzyć, że tu jesteście! Nie grzeszycie inteligencją.

-Czyli to ty wysłałeś te wiadomości? - spytała Summer, mądrze stojąc w miejscu. Mimo, że nie była w klatce, została pozbawiona broni i nie miałaby szans w walce z uzbrojonym Connorem.

Mężczyzna aż zaczął się trząść ze śmiechu.

-Nie... - powiedział oblizując wargi - Zrobił to moj pomocnik... Ten sam, który wpuścił do zamku Medium, w trakcie, gdy Mint skakał z drzewa... ten, który sprawił, że Mint w nocy zamienia się w spychopatę... Ten, który obmyślił większość waszego dzisiejszego planu tak byście dotarli tutaj...

Mint otworzył szeroko oczy i lekko rozchylił usta.

"Nie... to nie może być prawda...", pomyślał w panice.

Connor oglądał jego rozpacz z przyjemnością.

-Tendy Marton! - roześmiał się, wykrzykując dobrze wszystkim znane imię i nazwisko.

Mint odwrócił się w stronę przyjaciela, który był nie mniej przerażony. W koncikach jego oczu zbierały się łzy. Ich spojrzenia się spotkały.

-Nie wierzę ci... - warknął Mint w stronę Connora i pokręcił głową.

-To może sam ci to powie? - mężczyzna z uśmiechem na nich patrzył - Hm? Marton? Zapomniałeś juz o naszej rozmowie? Moge ci bardzo szybko ją przypomnieć...

Chłopak wzdrygnął się w przerażeniu i wyprostował bardzo niepewnie.

-On ma racje... - powiedział, zaciskając zęby i nie patrząc nikomu w oczy.

Ruszył w stronę Connora, który z uśmiechem, uniósł dłoń. Kiedy Marton podszedł do krat, te zniknęły, a kiedy przeszedł na drugą stronę, natychmiast wróciły na swoje miejsce.

16-latek stanął obok dyrektora, a jego podbrudek ledwo widocznie drżał. Mężczyzna położył mu na ramieniu dłoń i znowu zasmiał się głośno.

-Dobry chłopiec - powiedział jak do psa i poklepał go po plecach.

Mint był rozwścieczony. Czyli to Marton to wszystko zrobił. Od początku wszystko wiedział.

Chłopak zacisnął palce na kratach, a metal pod jego dłonią zaczął drżeć. Uśmiech spłynął z twarzy Connora. Wpatrywał się w ręce chłopaka z niepokojem. Skrzywił sie i westchnął głęboko.

-A miałem nadzieję, że ta część planu akurat nie wypali... - westchnął i przetarł dłonią twarz. Mimo wszystko ponownie się uśmiechnął, a jego białe, ostre zęby lśniły w świetle pochodni na ścianie.

-Dogadajmy się - powiedział przyjazym głosem, ale jad w jego oczach pozostał.

-Nie chcę zawierać z tobą żadnego układu - warknął Mint i mocniej zacisnął pięści.

-Lepiej posłuchaj. Akurat ten jest na waszą korzyść - odparł spokojnie Connor i ponownie wyszczerzył kły - Ja, Connor Teeney Antresus, biecuję na Wyrocznie, że nie zabiję żadnego z obecnych tu teraz osób, a ciało moje po złamaniu danego ci słowa, w płomieniach stanie i krwią zapieczętowaną duszę mą unicestwi. - mężczyzna przyłożył dłoń do serca i otworzył buzię. Następnie na ich oczach, wbił sobie kieł w środek jezyka. Gęsta, czerwona ciecz spływała mu po twarzy, wyparowując na brodzie.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz