Rozdział 26

127 17 12
                                    

Z krzaków wyturlał się... chłopiec. Kiedy zobaczył Minta i resztę, zapowietrzył się, a na jego twarzy malowało się przerażenie. Policzki miał całe w ziemi, a jego duże, szare oczy wyrażały wszelkie emocje, które starał się ukryć. Miał ciemno brązowe, poczochrane włosy i jasną skórę. Nosił białą koszule na krótki rękawek, włożoną niedbale w szare spodenki nad obdarte kolana.

Mint rozluźnił ramiona i wpatrywał się w chłopca ze zdziwieniem. Przez pierwsze kilka sekund, reszta robiła to samo, ale w pewnym momencie ktoś z tylu warknął groźnie (to była chyba Summer). Wszyscy rzucili się na siedzącego na ziemi chłopca, którego oczy wypełniły się łzami.

Mint nie wiedział o co chodzi. Dlaczego oni na niego biegną, tak jakby chcieli go...

Chłopak otworzył szeroko oczy, uświadamiają sobie, co zamierzali zrobić jego przyjaciele.

-Stójcie!!! - wrzasnął.

Trochę zwolnili i zawahali się, ale w ich oczach wciąż było widać chęć mordu. Mint w sekundę stanął pomiędzy nimi, a chłopcem, osłaniając go.

-Co wy niby chcieliście zrobić?! - ryknął.

-To medium - warknął Nathaniel, nie spuszczając (tak jak reszta) z oczu intruza.

-To dziecko - odparł spokojnie Mint. Chłopiec z niedowierzaniem patrzył na niego. Nie mógł pojąć, w jaki sposób jeszcze żyje.

-Mint czy ty wiesz, co teraz robisz? - Connor także był w stanie w każdej chwili zaatakować nieproszonego gościa - Ratujesz wroga. Jesteśmy w trakcie wojny. Musisz zrozumieć, co to znaczy.

-Rozumiem, ale nie pozwolę go zabić - Mint uparcie nie ustępował.

-Mint - łagodny głos Summer, zwrócił jego uwagę. Na jej twarzy też nie było ani śladu współczucia dla chłopca. Jej pusty głos odbijał się echem w jego głowie. - Pomyśl. To przez medium jest ta wojna. To przez nich zginie dużo naszych... może nawet zginiemy my. Nie możemy ich żałować. To większe potwory niż my.

"Summer, błagam... Nie rób tego", pomyślał Mint. Jej słowa zawsze trafiały do niego bardziej niż kogokolwiek innego. Bał się, że uda jej sie go przekonać.

-Mint... a jeśli on jest tym szpiegiem? - Summer się nie poddawała i właśnie trafiła w czuły punkt Minta - Jeśli to przez niego... stało się to wszystko? Jeśli go zabijemy, będziemy bezpieczniejsi.

Dolna warga chłopaka zadrżała. To... to mogło być prawdą. Jeśli by go teraz zabili... pozbyliby się jednego problemu... a jeśli go nie zabiją, dadzą medium lepszy dostęp do nich.

"Ogarnij się!", wrzasnął sam na siebie w myślach. "A jeśli to jednak przypadek? Wtedy zabijemy go za to, że znalazł sie w niewłaściwym miejscu i czasie..."

Spojrzał przerażonym wzrokiem na przyjaciół. Teraz zauważył jak bardzo różnią sie od ludzi. Każdy, zdrowy psychicznie człowiek, miałby choć trochę skruchy, by się chociażby zawahać... Antresy bez emocji byłyby w stanie zabić niewinne dziecko. Mint zastanowił się, czy gdyby nie wychował sie wśród ludzi, też byłby taki jak oni.

Chłopak spuścił głowę i zaciągnął zęby. To mogła być najgorsza decyzja w jego życiu...

-Na wojnie, będę nie tylko waszym przyjacielem... ale też przywódcą. Skoro wojna sie zaczęła... Moim pierwszym rozkazem jest... byście się rozeszli... teraz - dał nacisk na ostatnie słowo.

Na twarzach reszty pojawiła się dezaprobata. Nie podobała im się ta decyzja, jednak grzecznie rozeszli się w swoje strony. Connor poszedł i usiadł przed swoim namiotem, Summer wróciła do ostrzenia noży i mieczy (zwykle robiła to jak się nudziła), a Marton i Nathaniel zaczęli udawać, że rzucają w drzewa ostrzami. Nikt jednak ani na moment nie spuszczał wzroku z małego chłopca.

Mint pychnął w ich stronę z irytacją i uśmiechnął sie łagodnie do chłopca, który wciąż siedział na ziemi i wpatrywał się w niego wielkimi oczami.

-Przepraszam za nich. Żadko mamy tu gości - Mint wystawił w jego stronę rękę.

Chłopiec popatrzył na nią nieufnie, aż w końcu sam podniósł się z ziemi i otrzepał. Mint się zaśmiał i Schował Skrzydła.

-Jak masz na imię? - spytał, a uśmiech  nie opuszczał jego twarzy.

Dzieciak zastanowił się, czy na pewno powinien to powiedzieć.

-Jestem Kayden - wymamrotał.

-A ja Mint, miło mi cię poznać - jeszcze raz wystawił w jego stronę dłoń.

Tym razem Kayden także podał mu rekę i uścisnął ją lekko.

-Choć, jesteś głodny? - Mint ruchem głowy kazał mu podążać za sobą.

-Nie...

-A spragniony?

-Trochę - ściszył głos.

-Zaraz ci coś dam.

Weszli do namiotu Minta, gdzie chłopak zaczął przeszukiwać torbę, w której trzymał większość swoich rzeczy. W końcu wyciągnął z niej butelkę z wodą i rzucił w stronę Kaydena. Chłopiec złapał ją w obie ręce.

-Niezły refleks - powiedział Mint.

Usiadł ze skrzyżowanymi nogami na podłodze, tak jak jego gość. Chłopiec wypił kilka łyków i odstawił butelkę na bok.

-Ile masz lat? - spytał Mint.

-Siedem - wymamrotał Kayden, rumieniąc się lekko.

Wyglądał uroczo. Nawet Mint nie mógł się powstrzymać przed usmiechnieciem się.

-A ty? - chłopiec spojrzał na niego uważnie, jakby każda wiadomość była dla niego istotna.

-Szesnaście. Co robiłeś w tym lesie? Nie jest to miejsce dla jakichkolwiek istot poza mieszkańcami tego miejsca.

-Skoro tak, to wy też nie powinniście tutaj być - stwierdził.

-Racja. Punkt dla ciebie. My niestety zostaliśmy zmuszeni tu zostać na jakiś czas.

-Dlaczego? - dopytywał się Kayden. Minta zdziwił fakt, że chłopca tak szybko opuściło przerażenie - To nie fair. Skoro ja mam wszystko powiedzieć, ty też powinieneś być ze mną szczery - dodał niepewnie, marszcząc słodko nosek.

Mint zaśmiał się delikatnie.

-Zgoda. Szczerość za szczerość - powiedział - Nasza szkoła została zamknięta i nie możemy do niej wejść, nie narażając przy tym życia osób, które tam zostały.

-Dlaczego? - wielkie oczy Kaydena skupiły się na chłopaku.

-Bo wtedy dalibyśmy możliwość wrogowi dostać się do środka.

Dzieciak pokiwał głową ze zrozumieniem.

-Teraz moja kolej - Mint przerwał ciszę - Jak się tu znalazłeś?

-Odłączyłem się od mojej grupy, bo usłyszałem jakieś głosy z głębi lasu. Chyba tylko ja, bo jak powiedziałem o tym pani opiekunce, stwierdziła, że ona nic nie słyszy. Postanowiłem się w czasie przerwy przejść. Poszedłem za głosem, a po chwili jak się odwróciłem nie wiedziałem jak wrócić. Nagle usłyszałem jakieś kroki i spanikowałem, przypominając sobie jak groźne zwierzęta tu mieszkają. Zacząłem uciekać i trafiłem tutaj - zacisnął wargi.

-Pamiętasz mniej więcej drogę, którą tu przyszedłeś? - spytał Mint.

Kayden spuścił smutno głowę i zaprzeczył.

Chłopak westchnął.

-Czyli przez jakiś czas jesteś na nas skazany - stwierdził, uśmiechając się.

-Nie zabiją mnie? - spytał cicho chłopiec.

Mint ponownie sie uśmiechnął, słysząc, że powiedział "zabiją", a nie "zabijecie". To znaczy, że zdobył jego zaufanie... przynajmniej trochę.

-Osobiście przypilnuję, by nawet Cię nie dotknęli bez twojej zgody - powiedział, mrugnął do niego i z zadowoleniem stwierdził, że dostrzegł, także cień uśmiechu na twarzy Kaydena.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz