Rozdział 17

136 15 0
                                    

-Co mu się stało? - spytała roztrzęsiona Summer.

Wszyscy popatrzyli na, rzucającego się na wszystkie strony, Minta. Chłopak w smoczej postaci, leżał związany na trawie i próbował ugryźć nogę osoby, która była najbliżej, w tym przypadku Connora.

-Nie mam pojęcia - odparł zrezygnowany dyrektor.

-I co mu się stało z oczami? - Marton nachylił się nad leżącym Mintem, przez co prawie został ugryziony w nos. Kiedy szczęki związanego chłopaka, zatrzasnęły się tuż przed jego twarzą, odskoczyć w tył - Jak do tego doszło? Zjadł coś, lub narzekał na jakiś bóle głowy? - spytał, patrząc na dziewczynę, ponieważ to ona spędzała z Mintem najwięcej czasu i to ona była świadkiem jego przemiany.

-Nie - podrapała się z tyłu głowy - Nie przypominam sobie niczego takiego.

-A jak wyglądała jego przemiana? - Nathaniel spojrzał na nią z powagą - Coś go... no nie wiem... zdekoncentrowało... zwrócił na coś uwagę?

Summer zamyśliła się.

-Tak... tak, patrzył na księżyc - odparła - Nagle przestał się ruszać i słuchać co do niego mówię. Jego źrenice się powiększyły, a z buzi pociekła krew. Rozłożył skrzydła i zaatakował mnie.

Wszyscy popatrzyli na Nathaniela, który zrobił minę, która mówiła, że był w szoku.

-To... to niemożliwe - powiedział, a Summer i Marton wymienili niezrozumiałe spojrzenia - Skąd, by to wzięli...?

-Nathaniel, mógłbyś nas wtajemniczyć? - spytał Connor.

-Ah... tak, tak. Już wiem co było w tej substancji. Ale, nie mam pojęcia skąd Medium to wzięli, bo zakładam, że to ich sprawka - spojrzał im w oczy - By stworzyć tak potężny eliksir, który jest w stanie zawładnąć czyjąś osobowością i charakterem, jest potrzebna krew, lub DNA osoby, której chcemy podać substancje. Musieli mieć dawce z bardzo podobnym kodem DNA, który na dodatek był dzieckiem księżyca, tak jak Summer i Mint.

-Wnioski? - spytał Marton.

-Muszą mieć szpiega - zaczął chodzić dookoła nich, ignorując fakt, że tylko bardziej denerwuje związanego i warczącego Minta - Szpiega, który jest smokiem i nas zdradza.

Connor i Summer zagryźli w tym samym momencie wargi.

-Tak, wiemy - odparł Connor z niechęcią.

Nathaniel zamrugał.

-Że co? - spytał.

-Wiedzieliśmy, że Medium mają swojego szpiega...

-Dlaczego mi nie powiedzieliście? - jego głos był wypełniony urażeniem.

-Właśnie, dlaczego nic nie mówiliście? - dodał Marton, marszcząc brwi.

-Zorientowaliśmy się bardzo niedawno i czekaliśmy na odpowiedni moment, by wam powiedzieć - skłamała Summer. Wiedziała, że nikomu nie spodobałaby się prawda.

-To nie było rozsądne z waszej strony - zauważył Marton - Co gdybym był takim samym idiotą jak Nathaniel i wygadał nasze pomysły swoim kumplom, którzy mogliby być szpiegami?

-No wlaś... Hej!!! - wrzasnął Nathaniel, piorunując wzrokiem chłopaka.

-Mamy szczęście, że dowiedzieliśmy się w miarę szybko - odparł i zignorował krzyki przyjaciela - Podejrzewacie kogoś?

Nie dostał odpowiedzi. Connor zacisnął usta, robiąc minę, jakby zastanawiał się nad każdym słowem.

-Nie - skłamał - Nie mam pojęcia.

-Zastanowimy się nad tym później - wtrącił się Summer - Co mamy zrobić z Mintem? - chłopak zawarczał głośniej, słysząc swoje imię. Wypluł z ust krew pomieszaną ze śliną i próbował dojść do Summer. Był cały spocony od walki ze sznurem, ale jego oczy zrobiły się jakby odrobinę jaśniejsze.

-Musimy czekać - westchnął Nathaniel - Puki księżyc jest widoczny, Mint nie będzie w stanie kontrolować swojego ciała. Bardzo możliwe, że jest świadomy naszej rozmowy i tego co się dzieje - spojrzał jakby z żalem na chłopaka - Możliwe, że nas widzi i słyszy, ale nie może nic zrobić, by się powstrzymać przed atakowaniem.

-Możliwe? - spytała z Summer z nadzieją.

-Tak. Ale z drugiej strony, może być kompletnie NIEświadomy. Może być w takiej jakby śpiączce. Jego podświadomość może albo spać, albo tylko obserwować.

-Ale księżyca teraz nie widać - Connor spojrzał w niebo.

-Chodzi o noc - sprostował - My możemy nie widzieć księżyca, ale on go czuje. Do rana, Mint będzie zagrożeniem dla naszego życia. Ba, każdej nocy. Jeśli tylko zpojrzy gołym okiem na satelitę, zobaczy je w lustrze, w oknie... będzie zabijał każdego kogo napotka.

Nikt nic na to nie odpowiedział. Ciszę, która zapanowała pomiedzy nimi, przerywało tylko warczenie Minta.

-To będzie długa noc - odezwała się Summer - Co dwie godziny będziemy się zmieniać. Musimy go przypilnować, aż do rana. Wezmę pierwsza wartę.

Wszyscy skinęła głowami.

-Zmienię cie za dwie godziny - oznajmił Marton.

-To ja pójdę trzeci - Nathaniel spojrzał na zegarek, na nadgarstku i oszacował ile czasu ma na spanie.

-Ja będę na koniec. Posiedzę z nim do rana - Connor odwrócił się i wraz z dwójką chłopaków, skierowali się w stronę szkoły - Ach! Zapomniałbym - odwrócił się do dziewczyny. Wyjął zza pleców nóż i rzucił go ostrzem w jej stronę. Summer w postaci Antresa złapała zwinne broń, gdy miała rozciąć jej twarz.

-Po co to? - spytała.

-Na wszelki wypadek! - krzyknął i odwrócił się w stronę budynku.

Dziewczyna zaczęła obracać broń pomiędzy palcami i spojrzała na Minta. Ten odpowiedział jej tym samym i głośniejszym warknięciem. Summer westchnęła i usiadła przy nim. Starał się ją ugryźć, ale jego zęby zawsze zamykały się z trzaskiem w odległości kilku minimetrów od jej kolana.

-Słyszysz mnie, prawda? - spytała ze smutkiem, opierając twarz o dłonie, a łokcie o kolana. W spojrzeniu Minta pojawił się zwierzęcy błysk. Jego zaciśnięte szczęki chciały coś ugryźć - Widzę to w twoich oczach. Mimo, iż są czarne i wyglądają groźnie, widzę zarys twoich tęczówek... łagodnych i przestraszonych...

W odpowiedzi dostała, jakby kpiące warknięcie, które zignorowała. Spędziła dwie godziny na mówieniu do chłopaka i wysłuchiwania jego pomruków. Kiedy Marton przyszedł, by zmienić Summer, uśmiechnął się, widząc ją rozmawiającą z Mintem.

Odesłał ją do pokoju i rozpoczął swoją wartę.

***

Nathaniel z prędkością światła przebiegł przez korytarz. Na jego twarzy można było odostrzec przerażenie. Po drodze uderzył dwa razy w drzwi Martona i Summer.

-DO GABINETU CONNORA !!! - wrzasnął i pobiegł dalej.

Wyszedł na dwór, by sprawdzić, czy napewno mu się nie przywidziało, ale kiedy zorientował się, że wszystko jest tak jak zostawił, skierował się w stronę pokoju dyrektora. Tam, w oknie, stała już zdenerwowana trójka, oglądając go z nierozumieniem. Kiedy Nathaniel wbiegł do gabinetu, zdyszany, z raną od prawej brwi do lewego policzka, wszyskie pary oczu skoncentrowały się na nim. Po twarzy ściekała mu krew, a blada skóra wydawała się jeszcze bardziej biała.

Jego słowa przeraziły wszystkich w takim stopniu, że nikt nie mógł się się poruszyć, ani odezwać.

-Mint uciekł.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz