Rozdział 23

135 16 10
                                    

Mint wszedł do namiotu dyrektora. Jego oczom ukazał niski drewniany stolik z narzędziami, koc do spania i parę innych przedmiotów.

Connor zaczął grzebać w pudle, które przyniósł z magazynu, wciąż z uśmiechem na twarzy.

-Coś się stało? - zaczął Mint, przerywając niezręczną ciszę.

-Powinienem się spytać ciebie o to samo - dyrektor spojrzał na niego  kontem oka - Dlaczego krzyczałeś?

Chłopak znieruchomiał. Skąd on wiedział, że to on krzyczał? Westchnął po chwili, uświadamiają sobie, że Connora jest inteligentniejszy od niego i pozostałej trójki razem wziętych.

-Musiałem... coś sprawdzić - odpowiedział wymijająco Mint.

Dyrektorowi nie spodobał się ton chłopaka, ale nie odezwał się.

-Jest! - wykrzyknął z satysfakcją i wyjął coś z pudełka - Dobrze, teraz usiądź i zamknij oczy.

Chłopak posłusznie wykonał polecenia. Nagle poczuł zimny metal na jego zdeformowanej kostce, który otoczył ją. Usłyszał kliknięcia jakiś zapięć, które sprawiły że przedmiot jeszcze lepiej przylegał do jego skóry.

-Możesz otworzyć - powiedział z dumą w głosie Connor.

Mint powoli unosił powieki. Jego wzrok padł na przedmiocie zamocowanym na jego nodze. Była to sztuczna, metalowa stopa. Była zbudowana tak realistycznie, że zawierała prawie każde wgłębienie jak prawdziwa. Zginała się tak jak powinna, a palce układały się w taki sposób, że można było w nich dobrze chodzić i biegać.

-Łał! - krzyknął Mint - Skąd to masz? Znalazłeś w magazynie?

-Sam ją zrobiłem - odparł - Z magazynu wziąłem parę rzeczy, potrzebnych do ukończenia tej protezy. Kiedy spałeś, zmierzyłem ci nogę i zabrałem się do pracy.

-Dziękuję - odparł z uśmiechem Mint - Acha... też coś dla ciebie mam - podał dyrektorowi pilot, a dobry humor spłynął z jego twarzy - Jak... jak znowu się zamienię... wciśnij ten przycisk.

Connor zaczął ilustrować przedmiot. W jego oczach pojawiło się przerażenie i niedowierzenie. Pokręcił głową i spojrzał na Minta, przyglądając mu się. Szok nie opuszczał jego twarzy.

-Nie wierzę, że to zrobiłeś - przyznał, wysuwając przed siebie rękę i odchylając kołnierzyk Minta - Napewno uważasz, że to dobry pomysł. To może cię zabić. Na jaką siłę ustawiłeś?

Chłopak przygryzł wargę, nie chcąc odpowiadać. Dyrektor westchnął.

-Na cóż... miejmy nadzieję, że to nie będzie konieczne - powiedział i usiadł przy drewnianym stoliku.

-Idę to wypróbować - oznajmił Mint, wstając delikatnie, spoglądając na swoją nową stopę.

Wyszedł, na początku wciąż używając skrzydeł do trzymania równowagi, na zewnątrz. Kiedy jego zdrowa noga dotknęła miękkiej trawy, postawił też metalową. Na wszelki wypadek, nie Schował Skrzydeł, by przy prawdopodobnym upadku, mieć możliwość uratowania się.

Był pewny, że z punktu widzenia osoby trzeciej, wyglądał jak dziecko uczące się chodzić, ale tak właśnie było. Na początku stanął na placach. Okazało się, że nowa stopa zginała się równie dobrze co prawdziwa. Mint prawie nie czuł różnicy. Ostrożnie postawił pierwszy krok. Wydawało mu się to dziwne. Wszystko działało bez zarzutów, ale i tak musiał się przyzwyczaić to faktu, że nie czuł jak jego stopa dotyka trawy, jak gałęzie wbijają się boleśnie w jego skórę... niby takie drobnostki, ale brakowało mu ich.

Przy następnym kroku nie miał już tyle szczęścia. Stracił równowagę i uderzył twarzą o ziemię. Po drodze, z niewiadomego mu powodu, Schował Skrzydła, więc nie miał możliwości ochronić się przed upadkiem.

-Nic ci nie jest?! - krzyknęła do niego Summer, która wraz z Martonem i Nathanielem, stała kilkanaście metrów dalej.

Mint wypluł trochę ziemi i trawy, które znalazły się w jego buzi po bliskim spotkaniu z podłożem.

Kaszlnął.

-Nie! - odkrzyknął i podniósł.

Na drżących nogach, powoli zaczął kierować się w stronę przyjaciół. Co chwilę się potykał, ale w jakiś sposób nie upadał. Było mu ciężko, bo musiał zaufać, że jego noga sama ułoży się w taki sposób, by go nie przewrócić. Nie miał pojęcia, jak uda mu się w przyszłości pobiec.

Wciąż patrząc pod nogi, podszedł do patrzących się na niego jak na idiotę, przyjaciół. Zatrzymał się jakiś metr przed nimi, a gdy uniósł głowę, jego twarz była wykrzywiona w dumnym uśmiechu.

-Idzie mi coraz lepiej! - uznał, szczerząc zęby.

-Widzę, że Connor skończył protezę dla ciebie - uśmiechnęła się Summer.

-Jestem mu za to niezmiernie wdzięczny. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bolesne jest używanie skrzydeł jako kul - powiedział, krzywiąc się.

-Wyobrażam sobie - Marton przechylił głowę - Co ty masz na szyi?

Uśmiech Minta przerodził się w przerażenie. Uniósł ramiona i opuścił głowę. Postawił mocniej kołnierzyk. Przestał się zatwanawiać jak chodzić i poprostu zaczął się wycofywać.

-Nic... to nic takiego - odwrócił się do nich tyłem i zaczął kierować się w stronę swojego namiotu. Jego głos stał się obojętny, by ukryć strach, który mu towarzyszył - Pójdę do siebie. Zaczyna się ściemniać. Nie chce przypadkiem spojrzeć w niebo i... wiecie.

Marton, Nathaniel i Summer spojrzeli po sobie nawzajem. Doskonale wiedzieli, że Mint coś ukrywał... ciężko byłoby nie zauważyć. Kiepsko wychodziło mu kłamanie przed nimi. Wszyscy zauważyli też, że jego szyja i kawałek szczęki jest różowy, jakby coś zdarło z niego trochę skóry.

Mint zniknął w swoim namiocie, gdzie od razu położył się na kocu. Sięgnął ręką po lusterko, które leżało obok i podniósł je nad siebie. Jego podkrążone i opuchnięte oczy, sprawiały wrażenie wiecznie zmęczonych i smutnych. Obroża na jego szyi boleśnie wbijała się w jego wypaloną skórę.

Mint otworzył szeroko oczy. Zaczął wnikliwie oglądać każdą część swojej twarzy. Przypomniał siebie główną orzepowiednie z bióra Connora. Postać na nim namalowana, czyli on, wydała mu się wtedy obca i kompletnie do niego nie podobna. Teraz jednak dostrzegał coraz więcej podobieństw, co oznaczało, że przyszłość jaką przepowiedziała wyrocznia, powoli się spełniała.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz