Rozdział 32

104 13 9
                                    

Ten dzień był pracowity. Każdy, bez wyjątku ćwiczył, walczył z innymi oraz przechodził różne tory przeszkód. Najłatwiej było Mintowi, ale tylko przez jego "wrodzony" talent. Chłopak starał sie opanować, gdy dotykał broni, ale niestety adrenalina w jego żyłach była tak silna, że wykonywał w sekundę wszystkie ćwiczenia, które inni robili w godzinę.

Kayden także ćwiczył. Mint był pod wrażeniem ile potrafi i jak dobrą ma kondycję. Nie dorównywał chłopakowi oraz większości oddziału, ale i tak był bardzo dobrze wysportowany jak na tak drobnego 7-latka.

Chłopiec stwierdził, że nie chce zabijać, ale chce pomóc Mintowi jak tylko się da. Oboje chcą by znów pomiędzy Medium i Antresami panował pokój, więc postanowili połączyć siły. Pierwszy raz od kilkuset lat, te dwie rasy się dogadały i to właśnie dzięki tej dwójce.

Nastał wieczór, wszyscy wrócili do swoich namiotów, by wypocząć. Tylko Mint, Summer, Nathaniel oraz Marton zebrali się w "pokoju" dziewczyny i zaczęli opracowywać plan. Marton mówił najwięcej i faktycznie było widać, że ma talent do planowania. Kiedy skończyli i uznali, że może się udać.

Wszyscy rozeszli się do siebie... oprócz Minta.

Chłopak stał na dworze, oświetlony od góry przez księżyc. Nie popełnił już tego błędu co wcześniej i nie spoglądał w górę, mimo że światło padające na trawę go kusiło.

Zdziwił go fakt, że nikt nie poruszył jeszcze tematu jego obroży, którą miał na szyi. Chyba ostatnio za dużo się działo...

Chłopak ruszył do jednego namiotu. Przez jego ścianki przenikało światło, co oznaczało, że w środku pali się lampa. Słychać było także rozmowy, ale ciężko było zrozumieć ich znaczenie. Mint zauważył cienie trzech osób, jedną poznał. Uderzył otwartą dłonią nad kształtem, który siedział w tym miejscu. Głosy ucichły, a chłopak się wzdrygnął i wychylił ze środka. Kiedy dostrzegł Minta, wiedział, że ten ma sprawę.

-Mint - powiedział, kiedy trochę odeszli.

-Luke - Mint miał wzrok pusty i pozbawiony emocji.

-Czego chcesz? - spytał. Najwyraźniej nie miał ochoty z nim rozmawiać.

-Może grzeczniej? Nie przyszedłem sie kłócić.

-To, że jesteś tobą nie oznacza, że bedę się kłaniał za każdym razem, gdy cię zobaczę - warknął, krzyżując ręce na piersi. Ten gest bo zdradził. Bał się.

-Nie oczekuję tego - odparł wciąż beznamiętnym tonem. Był spokojny, co dawało mu przewagę - Chcę tylko się z tobą dogadać.

-Ostanim razem prawie mnie nie zabiłeś, a teraz przyszedłeś się godzić? - spytał z pogardą.

-Tak. Ale to nie była moja wina. Faktycznie, nie powinienem bym tak ostro reagować, ale ostrzegałem cię. Ty też nie jesteś bez winy.

-Jeśli tak ciężko ci nad sobą panować, to jaki z ciebie przywódca?

Mint westchnął ciężko, zmęczony tą rozmową.

Podniósł rekę, przez co Luke, cofnął sie o krok, ale chłopak sięgnął nią do krawędzi swojej koszulki przy szyi. Odchylił ją i pokazał obojczyk, na którym widniał jego Antres oraz znak złączenia. Luke otworzył szeroko oczy, w których pojawiło się coś na znak zrozumienia.

-Jestem z nią złączony - odezwał się Mint bez emocji - A siła, z którą się urodziłem, sprawia, że jeden niewłaściwy ruch obok niej, może się skończyć twoją śmiercią. Przepraszam za to co wtedy zrobiłem, ale pamiętaj - jego oczy zaświeciły się tak groźnie, że Luke'a przeszedł dreszcz - Jeśli ją skrzywdzisz, dotkniesz jej, lub chociaż krzywo na nią popatrzysz, nie będę miał gdzieś wszelkie zasady. Nawet nie będę starał się powstrzymać.

Chłopak w odpowiedzi tylko z strachem na twarzy przełknął ślinę i pokiwał głową. Mint się opanował i popatrzył na swojego rozmówcę już łagodniej. Wystawił do niego dłoń.

-Zgoda? - spytał - Nie będę miał nic przeciwko twojej obecności tu, jeśli zostawisz ją w spokoju. Może nawet cię polubie - dodał z ledwo słyszalnym zwątpieniem w głosie.

Luke zastanowił sie nad jego słowami i niepewnie uścisnął dłoń Minta.

-Zgoda - powiedział.

Spojrzeli na siebie z wzajemnym szacunkiem i rozeszli się do siebie. Kiedy oboje zniknęli w namiotach, ze swojego wyszła Summer. Jej oczy były okrągłe jak monety, a usta miała lekko otwarte. Przełknęła ślinę, a kiedy wyszła z oszołomienia, przymknęła oczy i uśmiechnęła się lekko do siebie.

-Oj Mint...  - szepnęła rozbawiona - Jesteś szalony. Dziękuję.

Jeszcze z uśmiechem na twarzy, wróciła do siebie.

***

Przygotowania zaczęły się wraz z wschodem słońca. Wszyscy byli zajęci i nie mogli marudzić na nudę. Trzeba było przygotować broń, ubrania i jakieś jedzenie na podróż. Z tego co wiedzieli, zamek Medium nie znajdował sie daleko, ale nie mogli przewidzieć jak przeminie im podróż.

W południe, Mint zwołał wszystkich do siebie by wytłumaczyć parę rzeczy.

-Za kilka godzin ruszamy - powiedział z powagą - Stety lub niestety nie możemy iść tam wszyscy razem. Będziemy za bardzo rzucać się w oczy. Podzielimy się na około dwudzietopięcio osobowe grupy. Każdy będzie miał swojego "przewodnika", którego rozkazy będą równie ważne co moje. Pierwszą grupą dowodzę ja. Czytam teraz imiona osób, którzy będą mi towarzyszyć.

Mint zaczął wymieniać osoby, które słysząc, że zostały wybrane, usmiechały się i prostowały z dumą na twarzy. Tylko Luke, który także został wyczytany, miał zdziwienie na twarzy. Nie spodziewał sie, że Mint zignoruje ich wzajemne relacje przy wyborze ekipy.

-To tyle - powiedział chłopak, odkładając kartkę, z której czytał - drugą grupą dowodzi Summer, trzecią Marton, a czwartą Nathaniel. Osoby, które są w grupie ze mną, mogą wrócić do swoich zajęć, zaraz wam wszystko wytłumaczę. Reszta, proszę słuchać, bo będę przydzielał was dalej.

Mint sięgnął po kolejną kartkę i zaczął czytać.

Skończył po jakiś 20 minutach i z ulgą odłożył zapiski. Zawołał swoją grupę, która zgromadziła się wokół niego. Zaczął tłumaczyć po kolei ogólny plan, a następnie każdemu z osobna, jego rolę. Kiedy każdy wiedział, co ma robić, rozeszli się i w jeszcze większym stresie wrócili do swoich obowiązków.

Kiedy doszła godzina 22:00, wszyscy mieli strach i niepokój w oczach. Zaraz będą wyruszać, byli już przygotowani, każdy miał na sobie taki sam komplet moro.  Mint, Summer, Marton i Nathaniel dostali od swoich ekip takie same wojskowe stroje. Czwórka weszła do namiotu, by się przebrać. Kiedy z niego wyszli, cały oddział otworzył szeroko oczy i usta. Byli w szoku.

Mint stał na przodzie, a trójka jego przyjaciół, tuż za nim. Chłopak przez prawe ramie miał przewieszony karabin, a w lewej dłoni trzymał nóż. Jego wzrok był poważny. Rozłożył Skrzydla, a Summer, Marton i Nathaniel zrobili to samo. W oczach Minta nie było strachu, smutku czy szczęścia... była tylko determinacja. Po chwili na jego twarzy pojawiło się także niezrozumienie, gdy zobaczył ponad 100 osób wpatrujacych się w niego z oszołomieniem.

-Co się stało? - spytał.

-Wow... - powiedział chłopak z oddziału Nathaniela o imieniu Kevin - To... to niemożliwe.

-Możesz się wyrazić jaśniej? - spytała beznamiętnie Summer. Zawsze zimno traktowała obcych.

-Nic... tylko... - Luke także nie mógł oderwać od nich wzroku, a głównie od Minta, który wydawał się mu w tej chwili najpotezniejszą istotą na świecie - ... tylko wyglądacie dokładnie jak z głównego plakatu z Connora.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz