Rozdział 4

291 26 11
                                    

Kiedy tylko Summer wyszła, a drzwi z hukiem się za nią zatrzasnęły, Mint opadł ciężko na łóżko. Wszystko go bolało, ale nie miał zamiaru uronić nawet jednej łzy,  ponieważ bał się, że jego policzki zaczerwienią się i wszyscy zobaczą, że płakał. Takiego upokorzeniania nie zniósłby nigdy.

Zwinął się na łóżku i zacisnął zęby tak mocno, że czuł jakby miały się zaraz połamać. Co jakiś czas z jego ust wydobywało się niekontrolowane jęknięcie, którego nie mógł powstrzymać. Koszulka lepiła się mu do pleców, a kropelki potu spływały po karku i czole.

Coś mu to przypominało... jakieś zdarzenie z przeszłości. Nie wiedział jednak, co to było, ale czuł, że ta wiadomość jest ważna i z całych sił stara się dostać do jego świadomości.

Nagle otworzył dotąd zaciśnięte powieki. W oczach miał niedowierzenie, które wypełniało go całego. Z niewiarygodną szybkością w jego głowie pojawił się obraz, widziany z perspektywy małego chłopca, leżącego, tak jak on teraz, tylko na podłodze. Mint miał wtedy rok, ale wyglądał na trochę starszego. Spoglądał w dal, a jego twarz i ubrania były całe w krwi. Mintowi przypomniało się wszystko z tamtej chwili... kiedy Schował Skrzydła po raz pierwszy i ostatni. Potrafił powiedzieć jak się czuł, co go najbardziej bolało... i to, że minęło sporo czasu od tamtej chwili zanim znowu się uśmiechnął.

Kolejne łzy, tym razem wzruszenia, chciały wypłynąć z jego oczu, ale udało mu się je powstrzymać. Jak on mógł to zapomnieć? Tyle lat zastanawiał się, dlaczego nie chce się śmiać z rówieśnikami, a kiedy pierwszy raz, zrobił to szczerze, nie rozumiał, dlaczego wcześniej się tego tak bał. 

Zwijał się z bólu na mokrej od jego potu kołdrze, a po chwili świat przed oczami zaczął mu ciemnieć. Chłopak nie był pewny czy zasnął, czy zemdlał, ale nie obchodziło go to. W końcu przestał cokolwiek czuć i mógł chociaż przez chwilę odpocząć.

                                 ***

Minta obudziło poranne światło wdzierające się do jego pokoju przez w połowie zasłonięte zasłonami okna. Chłopak leniwie otworzył oczy i z radością stwierdził, że nic już go nie boli. Nie sądził jednak, że poczuje różnice po zmianie wnętrzności... a jednak. Nie potrafił stwierdzić, dlaczego, ale czuł się... inaczej. Nie źle, nie dobrze... poprostu inaczej.

Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do półmroku, który panował w pokoju, zauważył, że jest przykryty kołdrą. Jego spocone i brudne ubrania miał cały czas na sobie. Postawił nogi na podłodze i z trudem podniósł. Omało co się nie przewrócił, zauważając, że urósł jeszcze bardziej. Niewiele, ale był pewien, że Summer, która na początku była jego wzrostu, teraz sięga mu odrobinę ponad ramie. Z jeszcze zaspanym wzrokiem, przyczołgał się do okna i odsłonił je. Blask słońca poraził go. Mróżąc oczy, podszedł do drzwi i wszedł do łazienki. Zapalił lampę i skierował się w stronę prysznica. Zrzucił z siebie ubrania i wszedł pod ciepłą wodę.

Kiedy uznał, że zmył z siebie cały pot, wyszedł z kabiny i zaczął wycierać się ręcznikiem. Stanął przed lustrem, wcierając włosy i twarz. Kiedy odsłonił oczy, z jego ust wydobył się okrzyk przerażenia. Spojrzał za siebie, ale postaci, którą zobaczył w odbiciu, nie było. Odetchnął z ulgą, gdy uświadomił sobie, że chłopak, którego zobaczył, to on.

Przeklnął pod nosem.

-Nigdy się nie przyzwyczaję - wymamrotał, dotykając policzka.

Mint wyszedł z łazienki, zastanawiając się, w co ma się ubrać. Z początku żałował, że nie wziął ze sobą żadnych rzeczy, ale kiedy się dłużej nad tym zastanowił, doszedł do wniosku, że i tak wszystkie jego ubrania byłyby teraz na niego za małe.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz