Stanął przed wejściem które przerażało go niemniej jak sam budynek. Wydawało mu się, że znajdował się u progu średniowiecznego zamku, który wyglądał jakby miał się zaraz rozpaść. Ceglane ściany były szare i ponure. Mint spoglądając w górę nie widział końca budowli, więc nie potrafił stwierdzić jak wyglądał dach. Na zewnątrz było ciemno, tak jakby cień padał tylko i wyłącznie na teren należący do właścicieli przerażającego "zamku".
Mint przełknął gęstą ślinę. Gdybym nie miał dowodów, nigdy nie uwierzyłbym ojcu, że to jest szkoła, pomyślał.
Chłopak podszedł do wielkiej drewnianej bramy i zaczął się zastanawiać, czy powinien zapukać, lub poprostu spróbować je otworzyć. Dopiero po chwili zauważył, że kilka metrów dalej, w miejscu gdzie drzwi się kończyły, na wysokości jego oczu, był dzwonek. Mint z początku próbował nacisnąć go kciukiem, ale okazało się, że wcale nie jest to takie łatwe jak mu się zdawało. Spróbował następnie pchać całą dłonią, ale to też nie wystarczało. Skończyło się na tym, że całym ciałem napierał na przycisk, szurając stopami o beton. Chłopak słyszał za sobą w oddali śmiechy, najprawdopodobniej należące do innych uczniów.
Kiedy Mint w końcu pokonał dzwonek, wciskając go całkowicie, usłyszał głośne skrzypnięcie zawiasów w bramie. Następnie wysunęła się trochę do przodu i rozsunęła w dwa przeciwne boki. Oczom chłopaka ukazał się wielki hol z czerwonymi dywanami i kremowym ścianami. Podłoga była z ciemnego drewna i nieskazitelnie czysta. Kinkiety były złote, tak jak żyrandole. Nie były jednak zasilane na prąd, tylko miały uchwyty na świece, które paliły się w nieskończoność i nienaturalnie jasno jak na ogień.
W holu było pełno osób, przepychajacych się nawzajem. Pierwsze co pomyślał Mint, to to, że kompletnie tu nie pasuje. Był wysoki jak inni tutaj 16 - latkowie i miał brązowe włosy jak 50% osób, które chodziły do jego nowej szkoły, ale jednak coś mu nie pasowało. Nie potrafił jednak stwierdzić czy to z nim coś jest nie tak, czy z tym miejscem.
Kiedy przekroczył próg bramy, drzwi automatycznie się za nim zatrzasnęły z takim hukiem, że aż się wzdrygnął. Okazało się jednak, że tylko on zwrócił na to uwagę, bo reszta osób przeciskajacych się między sobą nawet nie zauważyła jego obecności.
Mint wziął głęboki wdech i ruszył do przodu, próbując wymijać innych. Od razu zauważył, że większość uczniów jest ubrana na czarno i tylko pojedyncze osoby miały na sobie coś innego, zwykle podartego. Mint był ubrany w brązową, luźną kurtkę, dżinsy i biały podkoszulek. Plecak nosił na jednym ramieniu, a jego włosy były jak zwykle rozczochrane. Przez chwilę pomyślał, że może w tej szkole są obowiązkowe mundurki, ale odepchnął tę myśl, zauważając, że każdy ma jednak coś innego na sobie, tylko przez jednakowy kolor miało się złudzenie, że są to te same rzeczy.
Mint wyjął z kieszeni wydrukowany wcześniej plan lekcji. Spojrzał na pierwsze okienko.
-Godzina wychowawcza - Przeczytał cicho - Świetnie. Mam nadzieję, że przynajmniej wychowawca będzie normalny. Chociaż, patrząc na to miejsce, szczerze wątpię.
Schował plan spowrotem i skierował się w stronę klasy. Po pięciu minutach wędrówki krętymi i długimi korytarzami, chłopak stwierdził, że jednak jego rodzice może są trochę od niego inteligentniejsi i dobrze zrobili, że zawieźli go do szkoły przed czasem. Mimo, że starał się dość szybko połapać, gdzie jest jego klasa, zajęło mu to trochę długo zanim ją znalazł. Okazało się, że niepotrzebnie zwiedzał cały parter, ponieważ miejsce, do którego on miał dojść, było na drugim piętrze. Strzelił sobie bolesnego facepalm'a, gdy w końcu, na ostatnią chwilę dotarł do klasy.
Usiadł przy ścianie w środkowej ławce. Starał się udawać pewnego siebie i wyluzowanego, ale gdy zobaczył swoją nową klasę, nie potrafił się zrelaksować.
Na początku weszło trzech chłopaków o niezwykle białej karnacji i świecących żółtych oczach. Byli jednymi z tych, którzy nosili czarne, nie zapinane marynarki, białe koszule z rozpiętymi dwoma guzikami przy szyi i czarnymi dżinsami. Ich włosy także były czarne jak smoła, a jeden z nich miał w prawym uchu srebrny kolczyk. Trójka śmiała się na całą klase, wchodząc do niej. Dwoje usiedli w pierwszych ławkach po drugiej stronie sali od Minta, a trzeci, jedną ławkę za nimi.
Później weszły dwie dziewczyny, także ubrane na czarno. Ich skóra była odrobinę ciemniejsza od kremowej karnacji Minta, ale poza tym wyglądały najnormalniej ze wszystkich osób, które chłopak dziś spotkał. Jedyne co je różniło, to fakt, że rozmawiały w języku, którego nie mógł zrozumieć. Domyślił się jednak, po tonie ich głosu, że dyskutują na tematy takie jak inne nastolatki, np. o tym, że nowy lakier do paznokci ich "koleżanki" nie pasuje do koloru jej nowego stanika. Mint zawsze uważał, że dziewczyny rozmawiają tylko o tym podobnych sprawach. Nie zastanawiał się czy to prawda czy nie, poprostu z tego co zauważył, tak było.
Dziewczyny przelotnie spojrzały na Minta, ale nie wyraziły zainteresowania jego osobą i po sekundzie wróciły do swojej rozmowy. Usiadły na samym tyle obok siebie.
Następnie weszło dwóch chłopaków. Też rozmawiali, ale nie tak głośno i zawzięcie jak inni. Mieli na sobie czarne kurtki i brązowe spodnie. Jeden z nich był blondynem, a drugi szatynem. Nosili czerwone okulary, które wydawały się Mintowi sztucznie. Usiedli w środkowych ławkach, tak, że dzieliła ich jedna od niego.
Potem wszedł chłopak, o ciemno brązowych i postawionych na żel włosach. Miał na sobie białą koszulę, włożoną niechlujnie w czarne dżinsy. Był naturalnie opalony jakby wrócił z ciepłych krajów, co mogło faktycznie być tego przyczyną. Usiadł na przeciwko Minta i tak jak on, wyglądał na lekko zestresowanego.
Mint przeklinał pod nosem, że jego rodzice się tu przeprowadzili, skazując go na zerwanie dotychczasowych znajomości. Nie wiedział dlaczego, ale ojciec zakazał mu rozmawiać z osobami z poprzedniej klasy.
Ostatni uczeń, który wszedł do klasy, to była szczupła dziewczyna w czarnej, krótkiej sukience i czarnych skórzanych botkach na koturnie. Nogi i ramiona, mimo niskiej temperatury na dworze, miała nagie. Jej czarne jak smoła, układające się w lekkie fale włosy, sięgały jej do pasa. Skórę miała białą jak trzech chłopaków z pierwszej ławki. Oczy, także mieniły jej się jaskrawą żółcią.
Po pewnym kroku i spojrzeniu, Mint zauważył, że dziewczyna jest tu od dawna i należy do tych lubianych. Teorie chłopaka potwierdził fakt, że gdy weszła do klasy, każdy się z nią przywitał na swój sposób. Niektórzy krzyczeli coś w stylu "hej!", skinali jej głowami, lub machali. Odwzajemniła każdy gest i co zdziwiło Minta, zawiesiła na nim wzrok. Przyglądała mu się dokładnie i ilustrowana go spojrzeniem. Widząc to, chłopak skinął jej głową, przez co dziewczyna trochę się ocknęła i zrobiła to samo. Usiadła za nim, ale Mint nie chciał się do niej odwracać, mimo że interesował go fakt, czemu go obserwowała.
Chłopak oparł łokcie na blacie i złapał się za głowę.
-Gdzie ja popełniłem błąd, że mnie starzy skazali na to wariatkowo? - spytał sam siebie cicho.
-Uwierz mi, ja zadaję sobie to pytanie każdego dnia - odpowiedział chłopak z przodu.
Odwrócił się do Minta ze zmęczonym wyrazem twarzy. Pod oczami miał cienie, jakby nie spał całą noc. Odwrócił się na krześle tak, że oparcie miał pomiędzy nogami i polożył łokcie na biurko za sobą.
-Jesteś tu nowy? - spytał. W odpowiedzi dostał powolne skinięcie głową - Jestem Marton - rzucił.
-Mint - odpowiedział niepewnie.
-Nie bój się - uspokoił go - A przynajmniej postaraj się sprawiać takie wrażenie. Jak ktoś zobaczy, że się boisz, rozszarpie ci gardło.
-Masz dar pocieszania - burknął odważniej Mint.
-Widzisz? Rozkręcasz się - powiedział z uśmiechem.
-Stary, co jest z tą budą? - spytał - Uwierz mi, chodziłem do wielu i żadna nie byka tak powalona jak ta.
-Co masz na myśli? - spytał z szczerym nierozumieniem - W czym się różni?
-No nie wiem... jest tu strasznie czysto.
-To faktycznie przerażające.
-Mówię na poważnie. W głównym holu jest tyle osób, a podłoga lśni. A ściany? Żadna nie ma nawet rysy!
-Faktycznie, jeśli żyje sie całe życie ns ulicy może to być dla ciebie nowe - stwierdził.
Mimo stresu Mint nie mógł się nie roześmiać. Poczuł, że nawet jeśli nie znał tego chłopaka, w jakiś sposób mu ufał. Sam fakt, że zaczął z nim rozmawiać, był potwierdzeniem, że jest chyba jest całkiem w porządku. Chłopak cieszył się, że ma chociaż jedną osobę, która nie będzie do niego wrogo nastawiona. Patrząc na całą szkołę i ludzi tu się znajdujących, stwierdził, że ciężko będzie mu się przystosować, wiec przynajmniej chciał mieć jedna osobę po swojej stronie.
Chłopcy musieli jednak przerwać rozmowę, ponieważ do klasy wszedł nauczyciel i kazał wszystkim się zamknąć, więc Marton był zmuszony się odwrócić w stronę swojej ławki. Oparł brodę o dłonie i zaczął słuchać mężczyzny stojącego na środku sali.
Mint zrobił to samo. Zastanawiał się, dlaczego ojciec go tak nienawidzi, że go tu przysłał. Nie miał nic przeciwko nowemu znajomemu, ale reszta uczniów, ani nie zachowywała się tak przyjaźnie, ani na takich nie wyglądała. Chłopak nigdy nie miał problemów w szkole, ani prywatnie, więc nie potrafił pojąć dlaczego jest w tym miejscu, które przypomina zakład dla psychicznie chorych.
Tak pogrążył się w myślach, że nawet nie spostrzegł obserwującej go od początku dziewczyny, siedzącej za nim. Nie śmiała się, ani nie rozmawiała z nikim. Patrzyła się tylko na niego i słuchała jego rozmowy z Martonem. Uśmiechnęła się pod nosem, szczerząc ostre kły.
-Mint... - wypowiedziała szeptem, by jej nie usłyszał, smakując każdą literę jego imienia - Liczę na ciebie. Nie spieprz tego - oblizała wargi i wyciągnęła notes z plecaka.
"Znalazłam go." napisała. "Kolor oczu: brązowy. Typ: Brunet. Wzrost: ok. 180 cm. Skóra: ludzka, jasna. Antres: nieznany..."
"Pierwsza lekcja nowego roku. Weszłam jak zwykle ostatnia. Jedyną zmianą, był on. Nigdy nie przypuszczałam, że wyrocznia naprawdę się przyda. Zostałam wybrana lata temu i nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że treningi się przydadzą. A jednak. Mam nadzieję, że to nieprzypadek..."
Zamknęła zeszyt i schowała go spowrotem do torby.