Hell will come for us

By Hummingbird_96

41.6K 1.5K 471

Zastanawialiście się kiedyś jak bardzo jedna przypadkowa sytuacja może zmienić ludzkie życie? Jak wiele cier... More

Prolog (środek)
Pieprzony idiota
Chcę ładny wieniec pogrzebowy
Właśnie zostałam porwana
Zastrzelisz mnie?
Wyglądasz obłędnie w tym ręczniku
Co chcesz o mnie wiedzieć Cassie?
Dziewczyna, z którą spędzę dzisiaj noc
Nie musimy tańczyć
Dziękuję mój bohaterze
Do zobaczenia Cassandro
Nie mogę oddychać
Co u Nicholasa?
Cassandra nie żyje
V jak Veronica
Noc zwierzeń
Byłam naiwna
Obiecuję
Miej na oku Nicholasa
Żegnaj Huntsfield
Ufam im
Jeszcze nie rozumiesz?
Ona zniknęła
Zostaniesz ze mną?
Nigdy cię nie zawiodę
Pocałowałaś Nicka?!
Wyjątkowi
Cześć córciu
Piekło po nas przyjdzie
Nigdy przenigdy
Nie jesteś potworem
Chcę być dzisiaj twoja
Nie żałowałam niczego
Kocham Cię!
Wierzę w was
Nie mogę go stracić
Zależy mi
Jesteś bezcenna
Ja jedynie chcę cię chronić
Żegnaj Cassandro
Chciałem cię uratować
Ja i moi przyjaciele
Epilog
Kontynuacja

Przepraszam

788 37 2
By Hummingbird_96

Atmosfera w rezydencji była napięta, chociaż napięta to zbyt delikatne słowo. Wszyscy chodzili poddenerwowani, zwłaszcza Nicholas od którego wręcz na kilometr biła negatywna energia i wściekłość. W nocy nie mogłam spać, cały czas myślałam nad tym co dalej będzie. Michael powiedział, że nie mają tych pieniędzy, a Lorenzo jasno się wyraził, że jeżeli ich nie dostanie to mi stanie się krzywda. Byłam też wkurzona, że oni tak bardzo ryzykowali, a to poszło na marne. Chciałam z nimi poważnie porozmawiać na ten temat, ale wiedziałam, że wczoraj było jeszcze na to za wcześnie. Wszyscy musieli ochłonąć i się uspokoić, dopiero po tym moglibyśmy normalnie porozmawiać. Nie chciałam by znowu pojawiły się jakieś niepotrzebne sprzeczki, wolałam rozwiązywać konflikty spokojnie. Nie zawsze mi się to udawało, bo często ktoś wyprowadzał mnie z równowagi, ale zazwyczaj starałam się tego trzymać.

Była sobota, co za tym szło miałam wolne. Mogłam sobie dłużej pospać i się poobijać, jednak mojemu organizmowi to nie pasowało. Obudziłam się jak tylko na zewnątrz zaświtało i zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Bardzo chciałam wyjść z budynku i pobiegać, bo często mi to pomagało w złych chwilach, jednak wiedziałam, że to mogłoby tylko wywołać kolejne kłótnie i wrzaski, a zdecydowanie nikt tego nie potrzebował. Wzięłam dłuższy prysznic i ubrałam luźny, dresowy, szary komplet. Nie miałam co robić, a byłam pewna, że większość mieszkańców jeszcze śpi. Wzięłam więc z półki książkę, która dostałam na urodziny i pozwoliłam się jej pochłonąć. Uwielbiałam czytać, razem z bieganiem były to moje najlepsze zajęcia. Mogłam oderwać się od rzeczywistości, wkroczyć w ten piękny świat, gdzie zawsze wszystko kończyło się happy endem. Miałam świadomość tego, że moje życie nigdy nie będzie tak wyglądać. Wielka, bezgraniczna miłość, poświęcenie dla ukochanej osoby, zaufanie i oddanie, coś o czym zwykła dziewczyna jak ja mogłaby tylko pomarzyć. Życie tak nie wyglądało, przynajmniej nie moje. Gdy byłam w opałach żaden książę na białym koniu mnie nie uratował, byłam zdana tylko na samą siebie. Książki zawierają piękną treść, jednak pełną samych kłamstw, a przynajmniej tak wtedy myślałam.

Moją lekturę przerwała blondynka, która niespodziewanie wkroczyła do mojego pokoju.

- Wiedziałam, że już nie śpisz, o ile w ogóle zmrużyłaś w nocy oko. - odłożyłam książkę na niewielką szafkę nocną i siadłam na łóżku, skupiając swoją uwagę na tej dziewczynie. - Nick zwołał jakieś spotkanie i myślę, że ty też powinnaś tam być. - pokiwałam głową na jej słowa, ciesząc się, że chociaż ona w tym domu liczy się z tym co ja myślę. Niestety, byłam pewna, że szatyn nie będzie podzielał jej zdania.

Wstałam, po czym obie opuściłyśmy pomieszczenie i skierowałyśmy się do gabinetu chłopaka. W pokoju znajdywała się zdecydowanie zbyt duża liczna osób, przez co ja czułam się lekko przytłoczona. Było tam pona piętnastu chłopaków i ja nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w tym domu ich aż tylu mieszka. Niektórych widziałam dopiero pierwszy raz na oczy. Zaraz po naszym przyjściu do pomieszczenia wszedł Nicholas, który zeskanował wszystkich wzrokiem, zatrzymując go dłużej na mnie.

- Co ona tu robi? - zapytał Vanessy, zupełnie jakby nawet nie chciał ze mną rozmawiać.

- Stoję. - odpowiedziałam mu pewnie, a on posłał mi zimne spojrzenie. Niestety ten jego wzrok nigdy mnie nie przerażał. - Czy tego chcesz czy nie ta sprawa dotyczy też mnie i mam prawo wiedzieć, co dalej zamierzacie. - założyłam ręce pod biustem, a on wkurzony wywrócił oczami na moje słowa.

- Jaki masz plan szefie? - do moich uszu dotarł zbyt formalny głos Mike'a, sam fakt, że nazwał go szefem powinien już dawać do myślenia. Oni nie byli dla siebie tylko współpracownikami, byli przede wszystkim przyjaciółmi i nigdy nie słyszałam by blondyn odnosił się do niego w tak oschły sposób.

- Dzisiaj wieczorem mam się spotkać z Lorenzo, zapłacę mu kasę i tyle. - rzucił szatyn, a ja zmarszczyłam brwi na jego słowo, podobno nie mieli pieniędzy dlatego wymyślili ten cały plan.

- Niby skąd je weźmiesz? - spytałam, a on przeszedł na drugi koniec pomieszczenia.

- Zapłacę z własnej kieszeni. Gang nie ma już kasy bo ją zainwestowaliśmy, ja nigdy nie mówiłem, że jej nie mam. - jego słowa mnie zszokowały, szczerze myślałam, że jest inny, że liczy się coś dla niego oprócz pieniędzy. Cholernie się myliłam i kolejny raz zawiodłam, to najbardziej bolało. Wyszłam z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwi, jednak nie odeszłam zbyt daleko, gdyż zatrzymała mnie mocny uścisk na ramieniu, od razu po zapachu perfum poznałam do kogo on należy.

- O co ci chodzi?! - wykrzyczał wściekły, a ja miałam ochotę po prostu go spoliczkować.

- O co mi chodzi?! Ty kurwa czasami myślisz?! Ryzykowałeś swoim życie, życiem swoich ludzi, moim życiem, tylko dla pieprzonych pieniędzy! - chłopak wyglądał jakby te słowa w ogóle na nim nie zrobiły wrażenia, przez co ja osobiście poczułam się jeszcze gorzej. - Myślałam, że dostałeś nauczkę i już wiesz, że nie tylko pieniądze się liczą. Kolejny raz się myliłam. Wciąż jesteś aroganckim, zapatrzonym w siebie dupkiem. Mogliście tam zginać! Ale co cię obchodzi cudze życie, skoro i tak najważniejsze są pieniądze. - dodałam po czym wyszarpałam się z jego uścisku i ruszyłam do swojego pokoju.

Rzuciłam się na łóżko, a złość i zawód mnie przepełniały. Myślałam, że już go trochę poznałam, że wiem jaką jest osobą, ta sytuacja udowodniła mi, że wcale tak nie jest. Wiedziałam, że Nick jest tylko gangsterem, ale miałam nadzieję, że liczy się dla niego cudze życie, zwłaszcza po tej rozmowie w moje urodziny. Stałam stanowczo przy swoim zdaniu, pewna tego, że wcale nie jest złą osobą. Wtedy naprawdę zwątpiłam w to, czy aby na pewno tak jest.

Cały dzień nie robiłam zupełnie nic, praktycznie większość czasu spędziłam w swoim pokoju nie chcąc z nikim rozmawiać. Wychodziłam jedynie do kuchni by zrobić sobie coś do jedzenia. Vanessa próbowała ze mną rozmawiać na temat zachowania Nicka, ale ja nie chciałam jej słuchać. On też była na niego za to wściekła, ale wiedziałam, że pomimo tego i tak będzie starała się go bronić. Może się to wydawać głupie, ale przez tą jedną sytuację, straciłam ten wcześniejszy, wręcz zachwyt jego osobą. Nie rozumiałam czemu tak postąpił, dlaczego tak dużo ryzykował, przecież pieniądze nie były tego warte. W swoim życiu przeżyłam już wiele, ale pomimo tego ta sytuacja raniła moje serce. Zawiodłam się. Cholernie się na nim zawiodłam.

Gdy już miałam się kłaść spać usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili zza nich wychylił się szatyn. W pomieszczeniu była zaświecona tylko niewielka lampka nocna, przez co panował półmrok, jednak pomimo tego doskonale widziałam jego twarz. W milczeniu podszedł w moją stronę i siadł na moim łóżku tuż obok mnie. Delikatnie chwycił moją rękę i dość długa chwilę po prostu dotykał mojej skóry.

- Zapłaciłem Lorenzo, a on powiedział, że cie nie skrzywdzi. - pokiwałam głową na jego słowa, czując ogromną ulgę, jednak nawet ona nie była w stanie wywołać w tamtej chwili na mojej twarzy uśmiechu. - Przepraszam. - wypowiedział cicho, przez co ja przeniosłam na niego swój wzrok, widziałam w jego pięknych oczach czystą skruchę, widocznie moje krzyki dały mu do myślenia.

- Nie mnie powinieneś przepraszać. -rzuciłam, a on głośno wzdychnął na moje słowa.

- Ciebie też. Miałaś rację. Narażałem swoich ludzi, przyjaciół, ciebie też. Żadne pieniądze nie powinny być tego warte... Postaraj się mnie zrozumieć, chociaż wiem, że to będzie trudne. Jak wpadliśmy na ten głupi pomysł, ja zupełnie cie nie znałem, byłaś tylko jakąś przypadkową dziewczyną. Nie chciałem tracić swoich pieniędzy przez to i wolałem zaryzykować. - chłopak siedział ze spuszczoną głową i wpatrywał się w moją rękę, która w porównaniu z jego była malutka. Nie chciałam mu przerywać, czekałam aż zacznie kontynuować i powie wszystko co mu leży na sercu. - Dopiero potem dotarło do mnie na co się zgodziłem, zrozumiałem jak niebezpieczne to jest, ale pomimo tego i tak się nie wycofałem. Wtedy już nie chodziło o pieniądze, ale o moją dumę. Nie chciałem by ktokolwiek uznał mnie za tchórza.

- Wolałeś by myśleli, że jesteś idiotą. - chłopak puścił moją rękę i przeczesał swoje zmierzwione włosy, po czym wstał i zaczął chodzić po pokoju.

- Nie darowałbym sobie gdyby któremuś z chłopaków się coś stało, zwłaszcza Mike'owi, jest dla mnie jak brat i zawsze mogłem na niego liczyć, zwłaszcza w tych głupich sytuacjach. Mógł mnie wczoraj nie ratować, wszystkim byłoby lepiej beze mnie. - momentalnie się podniosłam na jego słowa i chwyciłam jego wciąż posiniaczoną twarz w dłonie. Nikt nigdy nie powinien tak myśleć.

- Nie mów tak, słyszysz nie pozwalam ci. - nasze spojrzenia się spotkały, a ból który widziałam w jego oczach udzielał się również mi. - Jesteś ważny dla chłopaków, nie tylko jako szef, lubią cię i szanują. Mike by się załamał jakby cię stracił, tak samo Van. Oni wskoczyli by za tobą w ogień, a ty zamiast wygadywać takie głupstwa, powinieneś docenić to jakich masz wspaniałych przyjaciół. - chłopak ściągnął moje dłonie z swojej twarzy i pierwszy raz tego dnia się uśmiechnął. - Nigdy więcej, nie podejmuj tak głupich i pochopnych decyzji. - niepewnie przytaknął na moje słowa, ja miałam wrażenie, że jest jeszcze coś co go niepokoi. Pociągnęłam go za rękę i znowu zajęliśmy miejsce na moim łóżku. - Mów co jeszcze cię gryzie.

- Jesteś jedyną osobą, która potrafi tak dużo ze mnie wyciągnąć. Przyznaj, że rzucasz na mnie jakieś czary. - cicho zachichotałam na jego słowa, ciesząc się z tych słów.

- Potajemnie robię kurs czarnej magii w Hogwarcie, właśnie rzuciłam na ciebie zaklęcie prawdomówności. - rzuciłam ze śmiechem, a on tylko pokręcił głową na moje słowa. - Co jest?

- Dylan. - momentalnie atmosfera znowu zrobiła się poważniejsza, samo to imię wywoływało ciarki na moim ciele. - Coś mi w tym wszystkim nie gra. Miał nas jak na tacy, mógł nas wszystkich pozabijać, a jak uciekaliśmy to nikt z jego ludzi nas nie gonił. Zupełnie jakby chciał byśmy wyszli stamtąd cali. Znam go i wiem, że tak nie postępuje. Nie zna ani łaski ani miłosierdzia. Czemu więc nas puścił? - wzruszyłam ramionami na jego słowa, które były całkiem przerażające.

- Na razie o tym nie myśl. Ciesz się tym, że nikomu się nic nie stało. - chłopak pokiwał głową na moje słowa, chociaż wiedziałam, że nie będzie to dla niego proste. - Skoro Lorenzo już mi nie zagraża, to znaczy, że mogę wrócić do swojego mieszkania? - zapytałam, a Nick popatrzył na mnie poważnie.

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, nie wiadomo co Dylan planuje. - wywróciłam oczami na jego słowa, bo potrzebowałam powrotu do swojego dawnego życia. Nie chciałam tego, dobrze mi było w tamtym domu i nie chciałam opuszczać tych ludzi, jednak wiedziałam, że się zaczynam przywiązywać, a prędzej czy później i tak musiałabym się stamtąd wynieść. Wolałam to zrobić zanim zaczęłoby mi za bardzo zależeć. - Jeśli tak bardzo tego chcesz, to niech ci będzie. - uśmiechnęłam się do niego, jednak on nie zdawał się podzielać mojego entuzjazmu. - Śpij dobrze. - dodał, po czym opuścił mój pokój, zanim jakkolwiek zdążyłam mu odpowiedzieć.

Wystarczyła szczera rozmowa z nim, a cała złość ze mnie uleciała. Nie powinnam była od razu się tak unosić. Wielu ludzi popełnia takie fatalne decyzję, a ja do nich kiedyś należałam. Nicholas jest tylko człowiekiem jak my wszyscy, też ma swoje demony i też może popełniać błędy. Wierzyłam w niego i wierzyłam mu. Wiedziałam, że ma też swoją dobrą stronę, którą zdaje się ukrywać przed innymi, a mi jakoś szybko udało się ją odkryć. Polubiłam go i to chyba za bardzo, dlatego właśnie potrzebowałam powrotu do swojego mieszkania. Musiałam się na jakiś czas od tego świata i od niego odsunąć, by sprawdzić co tak właściwie czuję. Nie chciałam też cały czas żerować na ich gościnności i wiedziałam, że niektórzy już mają mnie dość. Musiałam się przekonać jak będzie wyglądał mój kontakt z nimi, gdy nie będziemy już ze sobą mieszkać, czy przyjaźń z nimi zawarta jest prawdziwa. Nie groziło mi już żadne niebezpieczeństwo i spokojnie mogłam to zrobić.

~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°

Myślicie, że Cassandra rzeczywiście się wyprowadzi?🤔

Zachęcam do komentowania, gwiazdkowania, także tweetowania #DestructionHB
Jeżeli opowiadania wam się podoba to możecie polecić znajomym czy na tiktoku jak to z niego przyszliście. Byłabym bardzo wdzięczna 😊

W sobotę nie będzie bonusowego rozdziału, bo idę na wesele i niestety nie dam rady, więc następny dopiero w poniedziałek.

Buziaki ❤
Hummingbird_96

Continue Reading

You'll Also Like

411 2 8
Nessa Seek, Uczennica Deek High school. Nessa dostaje wiadomość od nieznanego numeru, by poszła do szatni. Okazuje się, że jej siostra Lily popełniła...
6K 362 18
[+18] Druga część Trylogii Bractwa Omerta. *** "Co zrobisz, jeśli zostanę?" Ojcze Wszechmogący. Mój Ojcze. Moja zgubo i upadku. Dlaczego ciągnę ze...
MALBAT TOM 4 By Zuzaannx

Mystery / Thriller

114K 7.7K 57
"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice zos...
MALBAT TOM 3 By Zuzaannx

Mystery / Thriller

122K 7.1K 43
Gdy członkowie rozbitej trzy lata wcześniej mafii spotykają się na ślubie przyjaciółki, nie wiedzą, że będzie to dopiero początek ich nowego koszmaru...