Hell will come for us

由 Hummingbird_96

41.6K 1.5K 471

Zastanawialiście się kiedyś jak bardzo jedna przypadkowa sytuacja może zmienić ludzkie życie? Jak wiele cier... 更多

Prolog (środek)
Pieprzony idiota
Chcę ładny wieniec pogrzebowy
Właśnie zostałam porwana
Zastrzelisz mnie?
Wyglądasz obłędnie w tym ręczniku
Co chcesz o mnie wiedzieć Cassie?
Dziewczyna, z którą spędzę dzisiaj noc
Nie musimy tańczyć
Dziękuję mój bohaterze
Do zobaczenia Cassandro
Co u Nicholasa?
Cassandra nie żyje
V jak Veronica
Noc zwierzeń
Byłam naiwna
Obiecuję
Miej na oku Nicholasa
Przepraszam
Żegnaj Huntsfield
Ufam im
Jeszcze nie rozumiesz?
Ona zniknęła
Zostaniesz ze mną?
Nigdy cię nie zawiodę
Pocałowałaś Nicka?!
Wyjątkowi
Cześć córciu
Piekło po nas przyjdzie
Nigdy przenigdy
Nie jesteś potworem
Chcę być dzisiaj twoja
Nie żałowałam niczego
Kocham Cię!
Wierzę w was
Nie mogę go stracić
Zależy mi
Jesteś bezcenna
Ja jedynie chcę cię chronić
Żegnaj Cassandro
Chciałem cię uratować
Ja i moi przyjaciele
Epilog
Kontynuacja

Nie mogę oddychać

940 43 8
由 Hummingbird_96

Pov. Nicholas

Środowy poranek zapowiadał się całkiem niewinnie. Wstałem po godzinie ósmej, bo po pierwsze nie chciałem marnować dnia, a po drugie miałem sprawę na mieście do załatwienia. Zazwyczaj sam chodziłem na spotkania z naszymi można powiedzieć, że wspólnikami, chcąc dokładnie ustalić szczegóły i jasno pokazać by nikt nie planował żadnych nieprzewidzianych ruchów. Czasami zdarzało się, że puszczałem Michaela, który mnie zastępował, bo zdecydowanie był on osobą, której najbardziej ufałem. Wszyscy w rezydencji byli wobec mnie lojalni i szczerzy, jednak to Mike był moim najlepszym przyjacielem, wręcz bratem i wiedziałem, że postępuje zawsze dokładnie według moich wskazówek. Często to właśnie blondyn przewodniczył naszym akcją jak ja miałem inne zajęcia, bądź po prostu nie miałem ochoty brudzić sobie rąk. Tamtego dnia miałem w planach samemu stawić się na spotkaniu, a Michaelowi oddać pieczęć nad całą akcją. Nie było to jakieś wielkie zamówienie, jednak nie należało też do tych z najniższej rangi.

Wziąłem prysznic, ubrałem czarne spodnie i bluzę w tym samym kolorze i byłem gotowy do wyjścia. O godzinie dziewiątej miałem być w Filadelfii w jednym z barów, gdyż zawsze wybierałem jakiś neutralny grunt do takich spotkań. W takich miejscach miałem pewność, że nikt nagle mnie nie zaatakuje, wykorzystując to, że przyszedłem w pojedynkę. Dopiero finalizacja transakcji odbywała się w bardziej bezludnych miejscach, by nie wzbudzać zbytniej ciekawości i nie być nie daj Boże na świeczniku policji. Oni nie raz już interesowali się naszym biznesem, jednak nigdy nie mieli na nas żadnych dowodów, przez co nie mogli nam nic zarzucić ani tym bardziej udowodnić.

Wsiadłem na swój motocykl, czyli czarno-złotego kawasaki, który był moim drugim oczkiem w głowie i dziesięć minut przed umówioną godziną byłem na miejscu. Pomieszczenie raczej spowijała ciemność, co było pewnie spowodowane szaro-czarnymi ścianami i bardzo mała ilością okien, w dodatku oświetlenie pochodziło tylko z niewielkich lampek wiszących na ścianach. Zająłem miejsce przy stoliku w rogu, kolejny raz patrząc na swój zegarek. Lubiłem zawsze być wszędzie na czas, czasami nawet wcześniej, a najbardziej na świecie nie tolerowałem spóźnialstwa. Nienawidziłem na kogoś czekać i szlak mnie trafiał, gdy musiałem to robić. Według mnie takie zachowanie ukazuje brak szacunku do drugiej osoby, a ja kurwa nie mogłem sobie na to pozwolić.

Dokładnie trzy minuty po dziewiątej do pomieszczenia wszedł Martin. Niższy o ponad głowę ode mnie, bardzo napakowany, mężczyzna. Posiadał sporo tatuaży, które zdobiły jego ręce i na pierwszy rzut oka mógł wyglądać naprawdę groźnie. Ja jednak doskonale wiedziałem, że są to tylko pozory, bo wystarczyło jedno moje ostre spojrzenie, a on się wystraszył. Podszedł w moją stronę i zajął miejsce naprzeciwko mnie. Przywitał się ze mną skinieniem głowy, które ja odwzajemniłem.

-Szesnasta, naprzeciwko starego sierocińca przy wjeździe do Huntsfield.- zamaskowałem swoje podwójne zdziwienie, bo nie spodziewałem się tak wczesnej godziny, ani tym bardziej tego, że będzie to na naszym terenie. Całe Huntsfield należało do mnie i moich ludzi, o czym świadczyła nasza rezydencja znajdująca się w tej okolicy.

Nie chciałem jednak zbytnio rozwodzić się nad jego pomysłem, więc jedynie skinąłem twierdząco głową, po czym w milczeniu opuściłem budynek i skierowałem się w stronę, gdzie zostawiłem swój motocykl. Nie małe zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy, gdy w niewielkiej odległości od niego zauważyłem Mitchella, który perfidnie się do mnie uśmiechał.

-Niezła maszyna.- rzucił w moją stronę, a ja już kurwa miałem ochotę mu wybić zęby.

-Wiem. Czego chcesz Dylan?- wręcz warknąłem w jego stronę z myślą, że jeżeli tylko tknął mój motor, to już jest trupem.

-Mógłbyś być dla mnie trochę milszy, na przykład jak ta twoja panienka przedwczoraj. - zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi.- Cassandra ci się nie pochwaliła, że ona i Vanessa były ze mną na kawie? Naprawdę całkiem miło nam się rozmawiało.- ścisnąłem dłoń w pięść i czułem, że za chwilę kurwa wybuchnę. Dziewczyny powiedziały, że zakupy minęły normalnie, więc nie rozumiałem czemu żadna z nich mi o tym nie powiedziała. Byłem też wściekły na samego siebie. Zgodziłem się puścić je bez żadnej ochrony i nie wybaczyłbym sobie, gdyby ten skurwiel im coś zrobił. Szatynkę znałem niedługo, ale już zdążyłem ja lekko polubić, a blondynka od kilku lat była moją przyjaciółką i w ciężkich momentach przy mnie była, za cholerę nie chciałem by spotkała je jakaś krzywda.

-Spokojnie, bo za chwilę wybuchniesz.- brunet podszedł w moją stronę i pogłaskał mnie po ramieniu, a ja momentalnie zrzuciłem jego rękę. Miałem taką ochotę wybić mu wszystkie zęby, jednak wiedziałem, że jeżeli się teraz na niego rzucę, to to może mieć potem fatalnie konsekwencję. Dobrze go znałem i wiedziałem, że z nim się nie zadziera.

-Niech którejkolwiek z nich się coś stanie, a obiecuję, że będziesz błagał mnie o litość.- tym razem to ja zrobiłem krok w jego stronę, a on nawet nie drgnął. Wywrócił jedyne oczami na moje słowa, a następnie zaczął się śmiać jak totalny szaleniec.

-Nie strasz mnie. Poza tym spokojnie blondynkę możesz sobie wziąć. Za to Cassandra...- podrapał się po karku i zaczął nad czymś głęboko zastanawiać. - Ona ma w sobie coś wyjątkowego. Intryguje mnie i widzę, że na ciebie działa w podobny sposób.- kolejny raz się do mnie uśmiechnął, a ja postanowiłem nie komentować jego słów, bo wiedziałem, że ma rację.- To jak ze mną rozmawiała, jaka była pewna siebie, nieustraszona. Dokładnie takiej kobiety potrzebuję. -momentalnie zbliżyłem się w jego stronę i złapałem go za materiał skórzanej kurtki, którą miał na sobie.

-Odpierdol się od niej.- rzuciłem, po czym go puściłem i nie czekając na jego kolejne słowo, wsiadłem na swój motocykl i odjechałem z piskiem opon.

Nie obchodziło mnie co Cassandra chce robić ze swoim życiem ani tym bardziej z kim chce je spędzić. Nie znałem jej, nic dla mnie nie znaczyła, ale po prostu reszta mojego człowieczeństwa nie pozwoliła bym przeszedł obojętnie wobec słów Mitchella. On był potworem i wiedziałem, że jeżeli się do niej zbliży to zniszczy jej życie. Był okrutny i bezwzględny, a ja przy nim wychodziłem wręcz na anioła. Niestety był też typem człowieka, który nigdy nie odpuszczał i zawsze dostawał to czego chciał, albo kogo chciał. Cassandra mogła się wydawać mu silna, ale ja wiedziałem, że w głębi jest tak naprawdę całkiem krucha. Dylan by ją zniszczył, rozwalił jak porcelanową lalkę, a ja nie mogłem na to pozwolić. Jednocześnie byłem na nią wściekły, że pieprzona idiotka w ogóle nie myśli, powinna go unikać i trzymać jak najdalej od niego, a ona jeszcze będzie mu pokazywać jak to się go nie boi. Dokładnie tak jak wtedy gdy przyszła po raz pierwszy do rezydencji. Zupełnie nie myśli o konsekwencjach swoich czynów, przez co tylko pakuje się w kolejne kłopoty. Musiałem z nią poważnie na ten temat porozmawiać.

Dowiedziałem się od Michaela, że szatynka kończy dzisiaj zajęcia o szesnastej trzydzieści i postanowiłem, że ją odbiorę. Mike i tak miał jechać po towar, a ja miałem wolne. Musiałem ją porządnie opieprzyć za jej bezmyślne zachowanie i przede wszystkim uświadomić, że przez to pakuje się tylko w większe gówno. Znowu postanowiłem jechać motocyklem, który jeden z moich ludzi dokładnie sprawdził, gdyż nie ufałem Dylanowi i nie byłem pewny, czy czegoś w nim nie uszkodził. Pod jej uczelnią oczywiście byłem przed czasem, jednak nie musiałem długo czekać, by zobaczyć kroczącą w moją stronę dziewczynę. Pierwsze co zauważyłem to pojawiający się w jej oczach strach, gdy zobaczyła nasz dzisiejszy środek transportu, jednak oprócz tego był też jakiś niewielki błysk.

-Wiesz z kim dzisiaj rozmawiałem?- szatynka wzruszyła ramionami na moje słowa i posłała mi ciekawskie spojrzenie. - Z Dylanem.- momentalnie uśmiech, który był na jej twarzy zniknął, a pojawiło się zakłopotanie. - Czekam na jakieś twoje absurdalne wytłumaczenie. - dodałem, a ona chyba zaczęła się zastanawiać nad swoja odpowiedzią.

-Po pierwsze nie bądź zły na Vanessę, bo to ja ją poprosiłam by tobie nic nie mówiła o tym spotkaniu.- pokiwałem głową na jej słowa, bo akurat tego byłem pewny. Van nigdy sama z siebie tak po prostu mnie nie okłamała. Nie byłem na nią zły, bardziej zawiedziony, że wolała trzymać stronę szatynki, niż wyjawić mi prawdę.- Wiedziałam, że jak się dowiesz to pewnie już nigdy nas nigdzie samych nie puścisz... Mnie nigdzie nie puścisz.- zmarszczyłem brwi na jej słowa, czekając aż będzie kontynuowała.- Możesz się wściekać, krzyczeć, ale zrozum, że ja po prostu mam dość. Czuję się jak pieprzony wiezień, wiem, że podobno robicie to dla mojego dobra, ale nic nie poradzę na to, że czuję jakby ktoś zabrał mi moją wolność. Już raz w życiu miałam taką sytuację i nie chce by się ona powtórzyła. Jestem dorosła i samodzielna. Przez dwadzieścia lat nikt się mną nie opiekował i nie potrzebuję tego teraz. - zapadła cisza, a ja widziałem jak jej szmaragdowe oczy zachodzą smutkiem.

-Jesteś dorosła, ale zachowujesz się jak dziecko. Myślisz, że jak będziesz mnie okłamywać, to ci prędzej zaufam?- dziewczyna spuściła głowę, bo wiedziała, że mam rację.- Jeszcze ta twoja postawa wobec innych, jak pokazujesz jaka to silna i niezależna jesteś. Nie rozumiesz, że to wcale ci nie pomaga?! Mitchell doszedł przez to do wniosku, że jesteś idealną kobietą dla niego. Kopiesz sobie tym grób!- szatynka wzdrygnęła się na moje ostatnie słowa, wciąż na mnie nie patrząc.- Spójrz na mnie.- podniosła głowę, a ja momentalnie poczułem się jakby ktoś mnie uderzył, bo jej piękne oczy zaszły łzami.

-Wolę udawać twardą, niż pokazywać wszystkim jak bardzo jestem... Zniszczona... Słaba... Zagubiona... Jeżeli ktoś chce mnie przez to zabić, to proszę bardzo! Nie boję się tego. Nie tego... - widziałem jak powstrzymuje swój płacz, przez co postanowiłem dalej nie drążyć tematu.

-Nie okłamuj mnie już więcej.- dziewczyna pokiwała głową na moje słowa, a ja miałem nadzieję, że poważnie potraktowała moją prośbę.- Wsiadaj jedziemy do domu.

-Nie ma mowy, że wsiądę na ten motocykl.- rzuciła w moją stronę i obdarzyła mnie mocnym spojrzeniem.

-Nie wymyślaj.- wręcz warknąłem w jej stronę, bo nie myślałem, że w tym będzie problem.

-Ty sobie jedź ja zamówię taksówkę.- już miała odejść w przeciwną stronę, gdy ja złapałem ją za ramię. -Nie wsiądę na tą maszynę!- już miałem zrobić jej o to poważną kłótnię, gdy zadzwonił mój telefon. Zobaczyłem przychodzące połączenie od Michaela, przez co zmarszczyłem brwi. Wiedziałem, że to musiało się coś nieprzewidywanego wydarzyć.

-Nick nie mamy ani towaru ani kasy.- do moich uszu dotarł zrezygnowany głos przyjaciela, na który ja tylko siarczyście przekląłem.- To byli ludzie Dylana, nie wiem skąd wiedzieli gdzie planujemy akcję, zaskoczyli nas. - nie słuchałem już dłużej jego wyjaśnień, tylko się rozłączyłem i wrzuciłem telefon do kieszeni.

-Jebany Dylan!- wrzasnąłem, całkowicie zapominając o stojącej obok mnie dziewczynie.- Nie chcesz to nie jedź, chuj mnie to obchodzi.- zwróciłem się do niej o odpaliłem motocykl, a po chwili poczułem czyjeś delikatne ręce obejmujące mnie w pasie. Przeniosłem wzrok na siedzącą za mną szatynkę, która jeszcze chwilę temu zapierała się, że nigdzie ze mną nie jedzie. Weźcie tu kurwa zrozumcie kobietę.

Nie komentując jej zachowania ostro ruszyłem, a ona jeszcze bardziej przylgnęła do mnie. Wymijałem kolejne samochody i zwiększałem swoją prędkość. Taka jazda zawsze mnie uspokajała, a im szybciej jechałem tym lepiej się czułem. Wtedy jednak miałem gdzieś z tyłu myśl, że mam ze sobą pasażerkę, której nie chciałem zabić, dlatego też moja prędkość była ciut mniejsza niż zawsze. Znajdywaliśmy się już poza centrum miasta, przez co ulice były praktycznie puste. Nagle poczułem jak ręce dziewczyny jeszcze mocniej mnie obejmują, co wręcz mi przeszkadzało. Szatynka chyba coś do mnie mówiła, jednak ja nie byłem w stanie nic usłyszeć. Zatrzymałem się na poboczu i jeszcze zanim zgasiłem maszynę, jej uścisk zniknął. Odwróciłem się widząc dziewczynę, która szybko ściąga swój kask. Ja również swój zdjąłem i ruszyłem w jej stronę. Cassandra szybko oddychała, a jej oczy były zaszklone.

-Nie mogę... Oddychać. - wysapała, i położyła jedną dłoń na sercu, przez co ja zwróciłem uwagę na jej ręce, które się całe trzęsły. Nie wiedziałem co się dzieję, ale to chyba był jakiś atak paniki.

-Cassie spokojnie. - chwyciłem jej dłonie w swoje, które były wręcz lodowate. Nie miałem pojęcia co mam robić. -Hej.- rzuciłem, po czym chwyciłem jej twarz w dłonie, by ona przeniosła swój wzrok na mnie. - Oddychaj ze mną. Wdech, wydech.- zacząłem brać głębokie oddechy, a dziewczyna starała się robić to co ja. Delikatnie pocierałem kciukami jej policzki, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

Nie wiedziałem jak długo ta sytuacja trwała, ale szatynka w końcu się uspokoiła. Popatrzyła na mnie niepewnym wzrokiem, a ja zupełnie nie kontrolowałem tego co robię. Zbliżyłem się w jej stronę i po prostu ją przytuliłem. Ona momentalnie mnie objęła, a ja uspokajająco gładziłem jej plecy. Staliśmy tak dosyć długo, sami, na poboczu, po prostu chłonąc obecność tego drugiego. 

~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°

Rozdział miał być wczoraj, ale niestety nie dałam rady go wstawić.

Uwaga ważne ogłoszenie!
Postanowiłam, że Hell will come for us będzie pierwszą częścią trylogii pod tytułem Destruction.
Druga część to będzie Born of the ashes, a trzecia After we were destroyed.

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania opowieści, bo wiedza, że ktoś to w ogóle czyta jest naprawdę motywująca. Chętnie przeczytałabym waszą opinię na temat tego opowiadania!

Buziaki❤
Hummingbird_96 

继续阅读

You'll Also Like

6.1K 371 19
[+18] Druga część Trylogii Bractwa Omerta. *** "Co zrobisz, jeśli zostanę?" Ojcze Wszechmogący. Mój Ojcze. Moja zgubo i upadku. Dlaczego ciągnę ze...
4.5K 258 48
To moja własna wymyślona historyjka, którą sama wymyśliłam. Opowiada o dziewczynie o imieniu Hailie Monet, która ma pięciu starszych od siebie braci...
441K 15.3K 123
── ❗ :。❝ komiks nie jest mojego autorstwa, to jedynie moje tłumaczenie ❞. * :❗ ─ ❝ Ashlyn w liceum jest samotniczką bez przyjaciół. Ale kiedy wizyt...
174K 8.9K 50
Po rozpadzie Malbatu Alice szybko przekonuje się, że powrót do grzecznego życia jest bardzo ciężki. Stara się zapomnieć o wszystkich grzechach i lud...