LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX:...

Od Nessa_125

3.1K 308 34

Przeszłość nigdy nie daje o sobie zapomnieć. Claudia wie o tym doskonale, od wieków uciekając nie tylko przed... Viac

Prolog
Jeden
Dwa
Trzy
Cztery
Pięć
Sześć
Siedem
Osiem
Dziewięć
Dziesięć
Jedenaście
Dwanaście
Trzynaście
Czternaście
Piętnaście
Szesnaście
Siedemnaście
Osiemnaście
Dziewiętnaście
Dwadzieścia
Dwadzieścia jeden
Dwadzieścia dwa
Dwadzieścia trzy
Dwadzieścia cztery
Dwadzieścia pięć
Dwadzieścia sześć
Dwadzieścia siedem
Dwadzieścia osiem
Dwadzieścia dziewięć
Trzydzieści
Trzydzieści jeden
Trzydzieści dwa
Trzydzieści trzy
Trzydzieści cztery
Trzydzieści pięć
Trzydzieści sześć
Trzydzieści siedem
Trzydzieści osiem
Trzydzieści dziewięć
Czterdzieści
Czterdzieści jeden
Czterdzieści dwa
Czterdzieści trzy
Czterdzieści cztery
Czterdzieści pięć
Czterdzieści sześć
Czterdzieści siedem
Czterdzieści osiem
Czterdzieści dziewięć
Pięćdziesiąt
Pięćdziesiąt jeden
Pięćdziesiąt dwa
Pięćdziesiąt trzy
Pięćdziesiąt cztery
Pięćdziesiąt pięć
Pięćdziesiąt sześć
Pięćdziesiąt siedem
Pięćdziesiąt osiem
Pięćdziesiąt dziewięć
Sześćdziesiąt
Sześćdziesiąt jeden
Sześćdziesiąt dwa
Sześćdziesiąt trzy
Sześćdziesiąt cztery
Sześćdziesiąt pięć
Sześćdziesiąt sześć
Sześćdziesiąt siedem
Sześćdziesiąt osiem
Sześćdziesiąt dziewięć
Siedemdziesiąt
Siedemdziesiąt jeden
Siedemdziesiąt dwa
Siedemdziesiąt trzy
Siedemdziesiąt cztery
Siedemdziesiąt pięć
Siedemdziesiąt sześć
Siedemdziesiąt siedem
Siedemdziesiąt osiem
Siedemdziesiąt dziewięć
Osiemdziesiąt
Osiemdziesiąt jeden
Osiemdziesiąt dwa
Osiemdziesiąt trzy
Osiemdziesiąt cztery
Osiemdziesiąt pięć
Osiemdziesiąt sześć
Osiemdziesiąt osiem
Osiemdziesiąt dziewięć
Dziewięćdziesiąt
Dziewięćdziesiąt jeden
Dziewięćdziesiąt dwa
Dziewięćdziesiąt trzy
Dziewięćdziesiąt cztery
Dziewięćdziesiąt pięć
Dziewięćdziesiąt sześć
Dziewięćdziesiąt siedem
Dziewięćdziesiąt osiem
Dziewięćdziesiąt dziewięć
Sto
Sto jeden
Sto dwa
Sto trzy
Sto cztery
Sto pięć
Sto sześć
Sto siedem
Sto osiem
Sto dziewięć
Sto dziesięć
Sto jedenaście
Sto dwanaście
Sto trzynaście
Sto czternaście
Sto piętnaście
Sto szesnaście
Sto siedemnaście
Sto osiemnaście
Sto dziewiętnaście
Sto dwadzieścia
Sto dwadzieścia jeden
Sto dwadzieścia dwa
Sto dwadzieścia trzy
Sto dwadzieścia cztery
Sto dwadzieścia pięć
Sto dwadzieścia sześć
Sto dwadzieścia siedem
Sto dwadzieścia osiem
Sto dwadzieścia dziewięć
Sto trzydzieści
Sto trzydzieści jeden
Sto trzydzieści dwa
Sto trzydzieści trzy
Sto trzydzieści cztery
Sto trzydzieści pięć
Sto trzydzieści sześć
Sto trzydzieści siedem
Sto trzydzieści osiem
Sto trzydzieści dziewięć
Sto czterdzieści
Sto czterdzieści jeden
Sto czterdzieści dwa
Sto czterdzieści trzy
Sto czterdzieści cztery
Sto czterdzieści pięć
Sto czterdzieści sześć
Sto czterdzieści siedem
Sto czterdzieści osiem
Sto czterdzieści dziewięć
Sto pięćdziesiąt
Sto pięćdziesiąt jeden
Sto pięćdziesiąt dwa
Sto pięćdziesiąt trzy
Sto pięćdziesiąt cztery
Sto pięćdziesiąt pięć
Sto pięćdziesiąt sześć
Sto pięćdziesiąt siedem
Sto pięćdziesiąt osiem
Sto pięćdziesiąt dziewięć
Sto sześćdziesiąt
Sto sześćdziesiąt jeden
Sto sześćdziesiąt dwa
Sto sześćdziesiąt trzy
Sto sześćdziesiąt cztery
Sto sześćdziesiąt pięć
Sto sześćdziesiąt sześć
Sto sześćdziesiąt siedem
Sto sześćdziesiąt osiem
Sto sześćdziesiąt dziewięć
Sto siedemdziesiąt
Sto siedemdziesiąt jeden
Sto siedemdziesiąt dwa
Sto siedemdziesiąt trzy
Sto siedemdziesiąt cztery
Sto siedemdziesiąt pięć
Sto siedemdziesiąt sześć
Sto siedemdziesiąt siedem
Sto siedemdziesiąt osiem
Sto siedemdziesiąt dziewięć
Sto osiemdziesiąt
Sto osiemdziesiąt jeden

Osiemdziesiąt siedem

14 2 0
Od Nessa_125

Claire

Powrót okazał się dziwniejszy niż przypuszczała, ale i tak przyjęła go z ulgą. W Seattle niemyślenie o wielu kwestiach wydawało się łatwiejsze – zaczynając od przechadzającej się po świątyni bogini. Zarówno to, jak i samo wesele jawiło się teraz niczym sen, a przynajmniej tak chciała je traktować. Niechciane myśli, do których nieświadomie sprowokował ją Razjel, tym bardziej.

Mimo wszystko czas spędzony w Mieście Nocy okazał się pod każdym względem przyjemny. Lucas nie próbował drążyć, dlaczego znalazł ją zapłakaną w sypialni i była mu za to wdzięczna. Za to, że przy pierwszej okazji wyciągnął ją na spacer pod pierwszym pretekstem, jaki przyszedł mu do głowy, tym bardziej. Gdy do tego wszystkiego dołączyli do nich Marissa i Matt, poczuła się prawie jak we Florencji, kiedy jeszcze nie zakładała, że wszystko skomplikuje się wraz z pojawieniem się Charona.

Issie jak zawsze promieniała, ale to było do przewidzenia. Przy każdej rozmowie z przyjaciółką, Claire wyraźnie widziała, że ta dobrze odnajdowała się w nowej sytuacji. Teraz dodatkowo wydawała się zafascynowana możliwością poznania nowego miejsca, na dodatek takiego, które zamieszkiwały istoty nieśmiertelne. To, że mogłaby z tego powodu tryskać entuzjazmem, wydawało się Claire naturalne, zwłaszcza że zdążyła poznać Marissę. Jakkolwiek by jednak nie było, możliwość przekonania się na własne oczy, że przyjaciółka miała się dobrze, okazała się na wagę złota. Pośpiesznie rozmowy przez telefon czy kamerkę w laptopie, zdecydowanie nie nadawały się na zamiennik.

Tym razem nie wspominała Issie o Razjelu, nie tylko dlatego, że większość czasu spędziły z Pavarottimi. W gruncie rzeczy sama nie była pewna, co sądzić o pojawieniu się demona – jego słowach, wyjaśnieniach, otwartym zainteresowaniu. Nie miała pojęcia, jak powinna interpretować jego zachowanie, choć intencje pozostawały nader jasne. Tak, zrozumiała – trudno żeby nie, skoro na każdym kroku podkreślał, że mógłby oczekiwać czegoś więcej. Nie ukrywał tego, a jednak...

Gdyby to było takie proste. I to nie tylko z racji tego, że miała do czynienia z demonem.

Nie miała pewności, co z tym zrobić, zwłaszcza że nie mogła pozbyć się wrażenia, że sugestia demona wciąż pozostawała otwarta. Co prawda nie miała pewności, jak miałaby dać mu znać, czy faktycznie zgadzała się na wspólne wyjście do uroczej herbaciarni, czy jednak powinien sobie odpuścić, ale o tym starała się nie myśleć. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że w razie potrzeby mężczyzna by ją znalazł i to bardzo szybko.

Słodka bogini, chciała z kimś porozmawiać. Najlepiej z mamą, ale nie miała pojęcia jak zakomunikować Layli, że chyba miała adoratora – i to takiego, który okazyjnie mógł popisać się parą czarnych skrzydeł. I że chyba była tą myślą coraz bardziej przerażona.

A przynajmniej powinna być. Myśląc o tym, jak prezentowały się jej dotychczasowe relacje z demonami, zdecydowanie powinna trzymać się od Razjela z daleka.

Padało, kiedy wyszła przed dom. Przystanęła w progu, z powątpiewaniem spoglądając na podjazd i przez chwilę nadsłuchując nadjeżdżającego samochodu. Cameron już z samego rana obiecał jej przywieść Star i kota Joce, by dłużej nie obciążać Sharonn, która obiecała zająć się zwierzakami pod ich nieobecność. To, ile mu to zajmowało, okazało się dość wymowne, przynajmniej dla niej, choć nie była pewna, dlaczego tak nagle zainteresowanie wampira dziewczyną stało się dla niej aż tak jasne. A jednak z całą mocą uświadomiła sobie, że coś było na rzeczy – i to od jakiegoś czasu, zwłaszcza że Cammy dość nieudolnie to ukrywał.

Zdecydowanie nie powinna oczekiwać go w najbliższym czasie, a jednak...

Wzdrygnęła się, kiedy ciszę przerwał dzwonek komórki. W roztargnieniu spojrzała na wyświetlacz, spodziewając się zobaczyć imię Marissy, jednak powitał ją zastrzeżony numer. Zawahała się, przez chwilę bezmyślnie wpatrując w telefon, dziwnie poruszona.

Nie posunąłby się tak daleko, prawda? Ktokolwiek miałby dać mu mój telefon...

Instynktownie odebrała, uświadamiając sobie, że jeśli poczeka jeszcze chwilę, połączenie zostanie przerwane.

– Halo...?

– Dlaczego brzmisz na taką przerażoną? – rozbrzmiał znajomy głos. Poczuła jak kamień spada jej z serca. – Znaczy pewnie powinno mi to schlebiać, bo może przejrzałaś na oczy, ale...

Claudia.

Zacisnęła usta, w ostatniej chwili powstrzymując się przed wypowiedzeniem imienia ciotki. Choć w pobliżu nie było nikogo, wolała nie ryzykować. Kiedy w grę wchodziły wyostrzone zmysły, nawet najcichszy oddech potrafił zdradzić bardzo wiele.

Tym bardziej nie pasowało jej to, że Claudia tak po prostu miałaby do niej dzwonić. Jasne, wymieniły się telefonami, ale wszystko sprowadzało się do nagłych wypadków. Nie żeby to z gestii wampirzycy wychodziła faktyczna potrzeba spotkania, nawet jeśli kobieta w ostatnim czasie dość jasno okazywała, że te były jej na rękę. Może to był kolejny krok w oswajaniu się, czy jakkolwiek powinna to uznać, ale mimo wszystko...

– Zaskoczyłaś mnie. Coś się stało? – rzuciła spiętym tonem, przestępując naprzód.

Wolała oddalić się od domu, nawet kosztem spaceru po deszczu. Przynajmniej nie lało aż tak obficie jak wtedy, gdy wpadła na Razjela. Co prawda włosy i ubranie prawie natychmiast przylgnęły do ciała, powoli nasiąkając wodą, ale Claire udało się to zignorować.

Po drugiej stronie na kilka sekund zapanowała cisza.

– Dlaczego miałoby? – zapytała w końcu Claudia. – Nie widziałam cię od... No, jakiś czas. To ja się pytam, czy wszystko w porządku.

Claire przystanęła, przez moment czując się tak, jakby wpadła na jakąś niewidzialną ścianę. Może nie powinna być zaskoczona – nie po tym, jak pierwszy raz zobaczyła radosną, entuzjastycznie opowiadającą o spacerze po mieście czy zakupach Claudię – ale te słowa i tak ją zaskoczyły. „Kto powiedział, że mi nie zależy?" – przypomniała sobie i tyle wystarczyło, by momentalnie zrobiło jej się cieplej.

– Dopiero co wróciłam do Seattle. Moja kuzynka brała ślub – przypomniała pośpiesznie. – Nie powiedziałam ci? Nie miałam okazji się pożegnać, więc...

– Och... Och, tak. – Usłyszała zdławiony jęk. Przez moment była gotowa przysiąc, że Claudia dosłownie uderzyła się komórką w czoło, nagle zażenowana. – Wyleciało mi z głowy. Myślałam... Nieważne – powtórzyła niemal gniewnie.

Tyle wystarczyło, by Claire zdecydowała się jej nie prowokować. Jeśli czegoś nauczyła się przy ojcu, to na pewno tego, kiedy należało się poddać i przestać drążyć. I choć dobrze wiedziała, jak ciotka zareagowałaby na jakąkolwiek sugestię, nie po raz pierwszy przeszło jej przez myśl, że pod wieloma względami naprawdę była podobna do Rufusa.

– Mam przyjechać? – zapytała w zmiana. – Szczerze mówiąc, zastanawiałam się, czy będziesz chciała mnie widzieć. To znaczy...

– Tak, już doszłam do siebie. Nie zadawaj głupich pytań – obruszyła się wampirzyca. – Do niczego nie zmuszam, zwłaszcza że pada, ale gdybyś miała ochotę się zobaczyć... – Zawahała się na moment. – Będę na mieście. Jest kilka rzeczy, które chciałabym zrobić.

Zabrzmiało niewinnie, ale coś w tych słowach i tak dało Claire do myślenia. Już samo to, że Claudia niejako właśnie prosiła o towarzystwo...

– Daj mi znać, gdzie będziesz. Postaram się dojechać jak najszybciej.

Odpowiedziała jej wymowna cisza, a chwilę później wampirzyca po prostu się rozłączyła. Bardzo miłe... Tak jak i wzmianka o głupich pytaniach, pomyślała z przekąsem, wznosząc oczy ku górze. Wróciła na werandę, potrząsając głową, a ostatecznie przeczesując włosy palcami, by pozbyć się choć odrobiny wody. Nie uśmiechało jej się spacerować po deszczu, ale w tym wypadku to przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie.

– Claire? Coś się stało?

Joce pojawiła się na schodach. Z powątpiewaniem spojrzała na przemoczoną kuzynkę.

– Och, nic... Rozmawiałam przez telefon – wyjaśniła wymijająco, dla podkreślenia swoich słów nieznacznie unosząc komórkę.

– Na dworze?

– Myślałam, że Cammy wraca.

Kłamstwo przyszło w prosty, zaskakująco naturalny sposób. Nie musiała nawet się wysilać, przyzwyczajona do wymyślania kolejnych wymówek, kiedy pytania zaczynały niebezpiecznie zbliżać się do czegoś, co mogłoby wiązać się z Claudią albo sporadycznymi spotkaniami. W większości przypadków znalezienie wygodnego scenariusza okazywało się proste, zwłaszcza odkąd mogła zacząć zasłaniać się spacerami ze Star.

Po minie Jocelyne poznała, że dziewczynie tak naprawdę było wszystko jedno. Skwitowała słowa Claire zdawkowym skinieniem głową.

– Ja poniekąd też. Tęsknię za Allegro – mruknęła, krzyżując ramiona na piersi. – Daj znać, kiedy się pojawią.

– W zasadzie...

Joce zatrzymała się w połowie drogi na piętro.

– Hm?

– Muszę na chwilę wyjść. Mam do załatwienia coś na mieście – wyjaśniła lakonicznie. – Przypilnujecie dla mnie Star, kiedy Cameron się pojawi?

– Jasne. I tak nigdzie się nie wybieram.

Nie miała pewność czy to dobrze, że Jocelyne znów większość czasu spędzała w domu, ale zdecydowała się tego nie komentować. Miała zresztą wrażenie, że od chwili powrotu z Miasta Nocy, dziewczyna wyglądała lepiej. Zawahała się, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy i to miało jakiś związek z przebiegiem ceremonii. Jakkolwiek do tego doszło, Selene sprawiła, że konflikty w mieście ustąpiły – na tyle, na ile było to możliwe. Co prawda to nie tłumaczyło ewentualnego wpływu na Joce, ale jeśli i ona skorzystała na wyjeździe, Claire zdecydowanie nie zamierzała narzekać.

– Dzięki. Postaram się wrócić szybko i...

Urwała. Początkowo nawet tego nie zarejestrowała, nagle sztywniejąc, co najmniej jakby poraził ją prąd. Zanim zdążyła się zastanowić, zwróciła się do kuzynki słowami, których zdecydowanie nie miała w planach:


Za tobą
Niczym cień, po wieczność
Przeklęta


Dopiero spanikowane spojrzenie Jocelyne uprzytomniło jej, że wypowiedziała te słowa na głos. Tym razem nawet nie poczuła mrowienia ani niczego, co świadczyłoby o konieczności sięgnięcia po coś do pisania. Proroctwo po prostu rozbrzmiało, błyskawicznie znajdując swojego adresata.

– Ja... – wyrwało się Joce.

Spróbowała się cofnąć, na moment zapominając, że wciąż stała na schodach. Claire błyskawicznie przemieściła się, w porę chwytając dziewczynę za ramię, zanim ta zdążyłaby stracić równowagę.

– Uważaj – wykrztusiła. Jej głos zabrzmiał zaskakująco normalnie, jakby nic wartego uwagi nie miało miejsca. – Przepraszam. To tylko...

– W porządku. – Jocelyne nerwowo zacisnęła palce na ramieniu Claire, mocniej do niej przywierając. Potrząsnęła głową. Jasne loczki zafalowały wokół twarz, na moment przysłaniając policzki, wciąż jednak widać było, że dziewczyna pobladła. – To nic takiego. Będę... Będę uważać – obiecała, ale nie zabrzmiało to szczególnie przekonywująco.

Claire nie odpowiedziała od razu. Dla pewności pociągnęła Joce za sobą, w pośpiechu wprowadzają ją na piętro. Dopiero gdy nabrała pewności, że nawet przy swoim braku zmysłu równowag, dziewczyna przypadkiem nie zrobi sobie krzywdy, ostrożnie chwyciła kuzynkę za ramiona. Odczekała chwilę, póki nie nabrała pewności, że spojrzenie Jocelyne w pełni świadomie skupiło się na jej twarzy.

– Na pewno wszystko gra? – zapytała, ale bynajmniej nie usatysfakcjonowało jej to, że Joce w odpowiedzi skinęła głową. – Wybacz. Nie chciałam cię przestraszyć. Czasami po prostu mi się wymykają, jeśli w porę ich nie zapiszę.

To nie do końca była prawa. Jasne, czasami recytowała zamiast pisać, ale to zwykle okazywało się ostatecznością. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem wiersz przyszedł sam, na dodatek tak naturalnie – bez ostrzegawczego mrowienia czy niemalże bolesnych skurczy, które towarzyszyły jej, kiedy w porę nie znalazła czegoś do pisania. Och, może pomijając ten jeden raz, kiedy zaczęła śpiewać, bezwiednie powtarzając słowa pieśni, którą od wieków przekazywały sobie krewne Eleny. Sęk w tym, że wtedy nie chodziło o proroctwo.

A jednak linijki, które wypowiedziała tym razem, bez wątpienia były haiku. Niemalże miała je przed oczami, aż za dobrze wiedząc jak rozbiłaby je na wersy, gdyby jednak musiała zacząć pisać. To, że powinny trafić do Jocelyne, również okazało się oczywiste.

– Joce? – ponagliła, nie odrywając wzroku od dziewczyny. – Czy wszystko w porządku? Wiesz, co to może oznaczać?

Dziewczyna potrząsnęła głowa. Choć nie miała powodów, żeby kłamać, Claire i tak miała wątpliwości.

– Pewnie nic dziwniejszego niż zwykle. Chyba już przywykłam. – Jocelyne uciekła wzrokiem gdzieś w bok. – Ufam ci. Jeśli to ostrzeżenie, będę uważać.

– Ale...

– Nie śpieszyłaś się? Zajmę się Star, kiedy wróci Cammy.

Mimo wszystko chciała zaprotestować, ale zrezygnowała, kiedy Jocelyne nagle poderwała głowę i posłała jej jeden z bardziej uroczych, niemalże beztroskich uśmiechów. Już nie wyglądała na spiętą, nagle po prostu się rozluźniając. Wycofała się, jak gdyby nigdy nic zrzucając dłonie Claire z barków. Chcąc nie chcąc pozwoliła na to, wciąż z rezerwą spoglądając na stojąca przed nią dziewczynę.

Możliwe, że zaczynała być przewrażliwiona. Jakkolwiek niepokojąco nie brzmiałyby te słowa, przy darze Jocelyne dziwne rzeczy nabierały zupełnie innego wydźwięku.

– Ale... nie chodzi o Dallasa, prawda?

Musiała o to zapytać. Co prawda proroctwo jasno sugerowało kobietę, ale to Dallas pozostawał pierwszą osobą, która przyszła jej do głowy, zwłaszcza gdy pomyślała o cieniu. Jeśli wciąż robił rzeczy, które brzmiały tak niepokojąco jak wzmianki, które kiedyś wraz z Joce przeglądała w bibliotece...

– Och, nie... Oczywiście, że nie – zapewniła pośpiesznie Jocelyne. Tym razem jej słowa zabrzmiały dużo bardziej zdecydowanie i żywo. Claire nie pozostało nic innego, jak tylko spróbować w nie uwierzyć. – Jego już nie ma. Odszedł jakiś czas temu.

– Co masz na myśli mówiąc, że...?

– Dokładnie to. Pożegnaliśmy się. W końcu pozwoliłam mu przejść... na tamtą stronę. Czy jakkolwiek powinnam to nazwać – przyznała po chwili wahania.

Claire z wolna wypuściła powietrze. Poczuła się dziwnie, choć zarazem słowa Jocelyne przyniosły jej swego rodzaju spokój. Wydawały się właściwe. To, co działo się miedzy nią a Dallasem, już od jakiegoś czasu wydawało się zmierzać w niewłaściwym kierunku.

Słodka bogini, gdyby przynajmniej wiedziała, czego spodziewać się po nekromancji. Większość wpisów z książek wydawała się bezużyteczna, reszta wymagała weryfikacji. Mimo wszystko to, że przy Jocelyne już nie kręcił się chwiejny, mający tendencję do nadmiernej emocjonalności duch, brzmiało jak dobry początek.

– To... chyba dobrze. – Wysiliła się na blady uśmiech. – Tak sądzę.

Joce skinęła głową.

– Dlatego powiedziałam, że będę uważać. Jeśli pojawi się ktoś nowy, już będę wiedziała, co robić. Wiem, że nie powinnam pozwalać, żeby się do mnie przywiązali – zapewniła, znów się uśmiechając. Tym razem przyszło jej to dużo naturalniej. – Wiesz... Kiedy byliśmy w Mieście Nocy, udało mi się porozmawiać z Selene. Powiedziała mi kilka rzeczy i chyba czuję się lepiej z tym, co robię. I dlatego wydaje mi się, że nie powinnaś się aż tak bardzo martwić tym ostrzeżeniem. Na pewno je zrozumiem, kiedy przyjdzie taka potrzeba.

Brzmiała na wyjątkowo pewną swoich słów. W zasadzie Claire do tej pory nie słyszała, by Joce z taką świadomością mówiła o tym, co widziało. Wciąż nie miała pewności, co to oznaczało, ale jeśli dziewczyna powoli zaczynała się oswajać z własnymi zdolnościami, to zdecydowanie było dobre. Ukrywanie się na dłuższą metę prowadziło donikąd. Odrzucanie prawdy tym bardziej.

Czyżby?, zadrwił cichy głosik w jej głowie. Z jakiegoś powodu niemalże usłyszała rozdrażniony głos Claudii. To i jej cholerne „Dlaczego?", ponawiane tak wiele razy, że na samą myśl Claire zapragnęła rzucić się do ucieczki.

I tak, musiała się pospieszyć.

Mimo wszystko nie od razu ruszyła się z miejsca. Pod wpływem impulsu, nie dają sobie czasu na zastanowienie, uniosła obie dłonie do karku, szukając zapięcia łańcuszka, który dostała od Claudii. W następnej chwili zdecydowanym ruchem przesunęła się ku Jocelyne.

– Hej, tak sobie pomyślałam...

Kuzynka rzuciła jej bliżej nieokreślone spojrzenie. Uniosła brwi na widok zawieszki. Po jej spojrzeniu Claire zorientowała się, że przynajmniej wiedziała, co to jest i jakie było znaczenie symbolu. Nie żeby przy wychowaniu u boku Allegry i Isabeau ta kwestia w ogóle ją dziwiła.

– Nie wiedziałam, że lubisz takie rzeczy – przyznała w końcu Joce i coś w tych słowach sprawiło, że Claire udało się uśmiechnąć.

– Ja też nie. Ale ktoś poprosił mnie, żebym go nosiła – przyznała, próbując zignorować wrażenie, że właśnie powiedziała za dużo. Jakkolwiek by jednak nie było, Joce nie próbowała pytać. – Miał mnie chronić, ale tak sobie myślę, że będziesz bardziej go potrzebować. To, co robisz...

– Ale jeśli jest twój...

Puściła te słowa mimo uszu. Nie miała pewności, jak prezentował się wyraz jej twarzy, ale sam fakt tego, że Jocelyne posłusznie zamilkła, pozwalając, żeby łańcuszek ostatecznie wylądował na jej szyi, wydawał się mówić sam za siebie.

Uspokojona, ostrożnie wycofała się. Uważnie zmierzyła Joce wzrokiem, próbując ocenić, czy teraz czuła się choć trochę lepiej, myśląc o niej i bezpieczeństwie. Niewiele pomogło, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że przynajmniej poczuła się, jakby mogła zrobić... cokolwiek.

Bezczynność byłaby jeszcze gorsza. Claire wątpiła, by drobny gest cokolwiek ułatwiał, ale to nie miało znaczenia. Wydawał się lepszy niż cokolwiek.

Nie chciała przyznać tego wprost, ale jakaś jej cząstka ufała Claudii. Zwłaszcza po doświadczeniach z sigilami, może jednak mogła uwierzyć, że symbole znaczyły coś więcej niż tylko to, co mogłaby wywnioskować po odpowiednim ich odczytaniu. Może kwestia wiary jednak miała coś do rzeczy.

Może.

To wcale nie tak, że mama dopiero co potwierdziła, że Nessie ma się lepiej... Na razie, poprawiła się pośpiesznie, ale prawda była taka, że wiedziała swoje. Wszystko wskazywało na to, że Claudia trafiła w sedno.

– Dzięki. Chyba. – Jocelyne uniosła dłoń do gardła, palcami muskając pentagram. – Jeśli przez to przywołam jakiegoś demona, przyjdę z reklamacją.

– Nawet tak nie żartuj – mruknęła, mimowolnie się krzywiąc.

– Strasznie jesteś spięta, Claire – stwierdziła Joce, raptownie poważniejąc. – To tylko ten wiersz, czy może...?

– Tylko to. Zawsze dziwnie się czuję, kiedy robię takie rzeczy. – Spróbowała się uśmiechnąć. Miała wrażenie, że wyszło jej to zaskakująco dobrze. – Tobie raczej nie muszę tego tłumaczyć, prawda?

– Zdecydowanie nie.

Tym razem nie zwlekała z zostawieniem Jocelyne samej. Niemalże z ulgą przyjęła wciąż padający deszcz, przynajmniej w pierwszej chwili czując, że dzięki chłodowi uchodzi z niej całe napięcie. Co prawda podejrzewała, że za pół godziny miała pożałować braku parasola, ale w tamtej chwili zdecydowanie nie zamierzała się tym przejmować. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie, próbując skupić się na tym, co najważniejsze – na dostaniu się do miasta i Claudii.

Możliwe, że powinna wspomnieć Nessie albo Gabrielowi, by mieli oko na Joce. To wydawało się rozsądne, skoro coś było na rzeczy, ale...

Ale przecież to ostrzeżenie miało trafić właśnie do Jocelyne. Myśl o dzieleniu się z nim kimkolwiek innym, wydawała się co najmniej niewłaściwa.

Wieszczka... Wszyscy nazywają mnie wieszczką, pomyślała, coraz bardziej oszołomiona. Czy bycie nią oznacza właśnie to?

Od kuzynów usłyszała kiedyś, że ufali jej intuicji, tak jak i robili to, kiedy w grę wchodziły decyzję Isabeau. Cokolwiek to oznaczało. Nie czuła się ani trochę kompetentna, jeśli chodziło o podejmowanie jakichkolwiek decyzji, a jednak coraz częściej to robiła. W gruncie rzeczy wszystko, co wiązało się z proroctwami, wydawało się sprowadzać właśnie do tego: decydowaniu, czy w takim wypadku powinna zaufać samej sobie.

Bezwiednie uniosła dłoń do gardła. Oddanie łańcuszka było impulsem, choć nie potrafiła stwierdzić, czy postępowała słusznie. Claudia miała być zła? Claire mogła się założyć, że nawet jeśli, to wampirzyca i tak nie dałaby niczego po sobie poznać, ale i tak poczuła się nieswojo. Z drugiej strony, wierzyła, że to słuszne – jeśli ktoś potrzebował ochrony, to zdecydowanie ktoś, kto regularnie widywał umarłych. Ta jedna kwestia wydawała się aż nazbyt oczywista.

Wcale nie brzmisz tak, jakbyś szukała dla siebie usprawiedliwienia...

Odrzuciła od siebie tę myśl, tak jak i wiele innych. To, czy oddała łańcuszek, pozostawało w tej chwili sprawą drugorzędną. Chciała zrozumieć coś innego i to wystarczyło, by tym bardziej zapragnęła spotkać się z Claudią. Co prawda nie sądziła, żeby ta chciała już na powitanie dostać kolejne pytanie o nieżyjącą matkę, ale Claire obawiała się, że nie ma wyboru.

Coś w jej darze najwyraźniej się zmieniło, a ona nie miała pojęcia dlaczego.

Pokračovať v čítaní

You'll Also Like

57.8K 2K 120
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
7.6K 477 22
Młody kierowca Formuły 1 i wyśmienita tenisistka. Co ich połączy? A raczej co im w tym przeszkodzi. Życie rzuca nam wiele kłód pod nogi, a tej dwójce...
7.9K 571 23
Modern AU Edgar po długim pobycie w psychiatryku po próbie samobójczej wraca do codziennego życia. Idzie do nowej szkoły gdzie nie zna nikogo. Jak ży...
23.7K 1.3K 44
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...