Rozdział dwudziesty siódmy.

609 49 17
                                    

 Było tak jak mówił, jego mieszkanie, a raczej kamienica w której niby mieszkał, znajdowała się tuż za rogiem. 
Chociaż koło kamienicy to to nawet nie leżało. 

Wyglądało to bardziej jak jakaś stara ruina, która lada moment się zawali. Ogólnie, to postanowiłam nadać mu ksywkę Seba, w końcu nie raczył mi się przedstawić, a jakoś przecież muszę się do niego zwracać. Miałam mały dylemat czy nazwać go właśnie Seba czy może pająk.

 A pająk z tego względu, bo gdy odwrócił się do mnie tyłem, zauważyłam że ma na tej swojej bluzie, mega dużego pająka. Co prawda nie lubię tych stworzeń i ogólnie mnie obrzydzają, ale ten na jego bluzie nie wyglądał jakoś strasznie, a wręcz przeciwnie. Wyglądał naprawdę super. Nie wiem skąd on ma tą bluzę, ale chcę taką samą. 

Wracając.. 

Gdy widzę jak Seba wchodzi do środka, a budynek nadal stoi postanawiam zaryzykować i idę w jego ślady. 

Kamienica, a raczej to co z niej zostało, wygląda jak taka typowa kamienica patoli i marginesu społecznego. Wygląda to prawie tak jak budynek z opowieści Rafała Paczesia, nawet toaleta znajduje się na korytarzu. Tylko brakuje aby gdzieś w rogu leżał zdechły pies, a w drugim spał jakiś żul. Normalnie luksus, pierwsza klasa. 

— Zapraszam — mówi z lekkim uśmiechem, gdy stoimy przed otwartymi już drzwiami do jego mieszkania. Swoją drogą, są to chyba najładniejsze drzwi wejściowe w całej kamienicy, więc może w środku będzie podobnie. 

Niby seba, a jednak dżentelmen, a to dlatego, że jako pierwszą przepuścił mnie w drzwiach. Coraz bardziej mnie zaskakuje. 

Z racji tego, że nie wiem co mnie czeka w środku idę powoli przed siebie, po czym zatrzymuje się w połowie, gdy słyszę jak chłopak zamyka za nami drzwi.

No to już po mnie. Nóż, pistolet, siekiera?. Co mam wybrać. 

Widząc że chłopak zdejmuje buty i wchodzi do jednego z pokoi, ja również robię to samo po czym wchodzę za nim do pomieszczenia. 

— Dobra zdejmuj spodnie. 

Nie żeby coś, ale zabrzmiało to trochę śmiesznie, a trochę dwuznacznie. Pytanie brzmi co miał na myśli. 

— A więc po to tak naprawdę mnie tu zaprosiłeś. Cwaniaczek z Ciebie. 

— No raczej. Gra wstępna to podstawa. — stwierdza po czym zaczyna się śmiać. —  A tak serio to proszę — rzuca w moją stronę parę szarych dresów, które po chwili łapie. — Łazienka jest po prawej stronie, idź się przebierz, a ja ogarnę Ci te spodnie. A przynajmniej się postaram. 

Nie ma co, odetchnęłam z ulgą. Przez moment naprawdę myślałam, że chodzi mu tylko o jedno i albo wyjdę stąd zgwałcona albo wcale. 

Na szczęście tylko żartował. Całe szczęście. 

Robię tak jak mówi chłopak, idę do łazienki gdzie zmieniam mokre jeansy na dresy które mi dał. Były trochę za duże, w końcu to chłopak, jednak miały sznurki dzięki czemu związałam je sobie trochę ciaśniej. Od razu lepiej. 

— Proszę. — mówię podając mu spodnie. Dzięki za dresy, są naprawdę ciepłe co w tym momencie jest dla mnie najważniejsze bo nadal mi trochę zimno. 

Chłopak słysząc moje słowa nic nie mówi, co trochę mnie dezorientuje. Jednak po chwili zdejmuje ze mnie moją bluzę, która swoją drogą też jest trochę mokra, a następnie ściąga również swoją, którą po chwili mi zakłada. Serio?. 

Tym razem to ja nic nie mówię. Jestem w za dużym szoku przez to co przed chwilą miało miejsce. 

— Proszę, teraz będzie Ci cieplej. — mówi jakby nigdy nic po czym zabiera również moją bluzę ze sobą i wychodzi z pokoju, zapewne do łazienki. 

Tym samym zostawiając mnie samą. 

Korzystając z nieobecności chłopaka pozwalam sobie usiąść na kanapie po czym rozglądam się dookoła. Jest tak jak myślałam,  pomieszczenie wygląda tak samo jak te drzwi wejściowe od mieszkania. Ładne, zadbane. Aż dziwne że chłopak mieszkający sam umie utrzymać je w takim ładzie i takiej czystości. Co prawda, nie wiem czy mieszka sam czy też z kolegą, dziewczyną czy z rodzicami. Tak czy inaczej jest naprawdę ładnie. 

Zacznijmy od tego, że w sumie to nic nie wiem. Nawet tego jak ma imię. Będzie śmiesznie jeśli okaże się, że faktycznie ma na imię Sebastian. Jednak jakoś to imię mi do niego nie pasuje. Bardziej bym powiedziała, że ma na imię np Michał albo Kacper. 

Zobaczymy, może w końcu spotka mnie ten zaszczyt i poznam jego imię. Chociaż ja też mu się w sumie nie przedstawiłam. No cóż. 

— Jestem. Twoje ciuchy ładnie schną, także powinnaś wrócić do domu w suchych. A przynajmniej mam taką nadzieję. Najwyżej wrócisz do domu w moich. Chyba nic się nie stanie co?. — pyta z uśmiechem na ustach i lustruje mnie wzrokiem. 

— Teoretycznie nic nie powinno się stać. No może poza dociekliwymi pytaniami rodziców i mojej siostry skąd mam te rzeczy, czyje one są i gdzie mam swoje. Ale tak to spoko. — uśmiecham się miło. 

— Tak swoją drogą, to bardzo ładnie wyglądasz w tej bluzie. Chcę ją?. — pyta na co ja patrzę na niego jak na idiotę. 

Koleś przecież ja nie znam nawet twojego imienia, znamy się może od jakichś trzydziestu minut, a ty proponujesz, że oddasz mi swoją bluzę?. Zdecydowanie jest z nim coś nie tak. 

— Co?. Nie wiem czy żartujesz czy mówisz poważnie, tak czy inaczej podziękuję. To naprawdę miłe z twojej strony tylko że my się wcale nie znamy. Nie mogę przyjmować prezentów od nieznajomych. Słowa mamy. 

— Igor. — rzuca nagle jakby nigdy nic, tym samym wyciągając dłoń w moją stronę. 

Czyli jednak nie Sebastian, ale też nie Kacper ani nie Michał. Jednak Igor. Też ładnie, pasuje do niego. 

— Zuza — również się przedstawiam i ujmuje jego dłoń. Swoją drogą jest naprawdę ciepła. Ile bym dała żeby móc je przez chwilę  potrzymać i trochę się ogrzać. Tak wiem, jestem cholernym zmarźluchem. Mam na sobie ciepłe dresy, bluzę i do tego jestem w pomieszczeniu i nadal mi zimno. Zdecydowanie mam coś z głową. 

— Ładne imię. Podoba mi się. To jak Zuzka, chcesz tę bluzę?. 

A ten dalej swoje. Eh. Kolejny uparty. 

— Nie, naprawdę dziękuję. Fakt, jest bardzo ładna, ale nie mogę Cię jej pozbawić. Widzę że bardzo ją lubisz. 

— Spoko, mam jeszcze jedną. — informuje, a ja od razu dostaje olśnienia. 

— Ah. Już teraz wiem o co chodzi. Zgaduję, że każdej lasce jaką tu sprowadzisz dajesz swoje bluzy na własność?. Ile już takich rozdałeś?. Pięć?. Dziesięć?. 

— Tylko jedną. Z resztą nie daje ich byle komu. Tylko tym wyjątkowym. 

— O no popatrz, co za szczęściara. 

— Owszem i wyobraź sobie, że nawet ją znasz. — stwierdza, a ja daję się nabrać. Bo jestem głupia jak but.

— Serio?. Kto to?. 

Może Pola albo Jagoda. Wiem!. Na pewno Sara. 

—  To ty głuptasku.  

Kurde, dobry jest. 

Jeden zero dla Ciebie, ziomeczku. 

Tajemnica // Zakończone Où les histoires vivent. Découvrez maintenant