Rozdział siódmy.

871 71 7
                                    

Dziś mamy w końcu piątek a co za tym idzie przeżyłam praktycznie cały tydzień w pracy i odziwo niczego nie zbiłam.
Chociaż lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca jak to mówią, w końcu dzień jeszcze się nie skończył.
Co tam jeszcze, a moje ślimacze tempo trochę się poprawiło, jednak dalej nie ma szału.
Dowiedziałam się od Poli że w weekend kawiarnia przeistacza się w bar i można kupić tu piwo. A co za tym idzie ludzi nie brakuje. Niby wszystko super, fajnie, szkoda tylko że dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj.

A więc jak to zwykle bywa tutaj w piątki ludzi nie brakowało, mało tego.
Jest tak tłoczno że musze przeciskać się między klientami aby dostać się do odpowiednich stolików.

Możliwe że gdybym wiedziała o tym wcześniej to przemyślałabym pomysł o pracy tutaj.

- Przepraszam, przepraszam. - mówię co chwilę przeciskając się powoli między ludźmi. Było już naprawdę tłoczno a klientów wcale nie ubywało, wręcz przeciwnie przychodziło ich coraz więcej.

Przeklinam pod nosem siadając na krzesełku za ladą.

- Przecież to jakiś obłęd. Wcześniej też tak było?. - pytam biorąc butelkę wody do ręki i upijam łyka.

- Niestety tak. Wcześniej pracowała tu ze mną taka Sandra ale za bardzo awanturowała się z klientami więc ją zwolnili.

- No nieźle. Spokojnie, ja taka nie jestem. Ja jestem wręcz aż za cicha. Także ze mną nie będziesz miała takich akcji. Sorka.

- Spokojnie, nie będę za tym tęsknić. Wręcz przeciwnie, cieszę się że taka nie jesteś bo miałam serdecznie dość tych jej akcji.
W końcu trochę spokoju i normalnych ludzi. - uśmiecha się do mnie miło.

Naszą rozmowę przerywa wtargnięcie nowych klientów a mianowicie trójki chłopaków z czego jeden wyglądał na starszego od pozostałej dwójki.

- Cholera - przeklinam cicho patrząc na nich.
Będę musiała teraz do nich podejść i ich obsłużyć, czyli coś czego bałam się najbardziej.
Nie wiem czemu ale jakoś młodzi kolesie wzbudzają we mnie przerażenie.
Nigdy nie wiadomo czy nie zaczną gadać jakichś głupot albo nie będą cisnąć z Ciebie beki.

- Pola błagam idz do nich. Ja nie dam rady. - posyłam jej błagalne spojrzenie.

Dziewczyna widząc moją reakcje uśmiecha się do mnie szeroko po czym pcha mnie w kierunku ich stolika.

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz Zuza. - rzuca w moją stronę pokazując kciuka w górę.

Za bardzo mi to nie pomoże.

Zanim jednak dojdę do ich stolika czeka mnie inne zamówienie, koleś który siedział dwa stoliki dalej zażyczył sobie dwa piwa.
W głębi serca dziękuje mu że tak nagle z tym wystrzelił. Z każdą chwilą nadzieja na to że któryś z tamtych sam podejdzie do Poli i złoży zamówienie rosła.
Naprawdę nie chce do nich podchodzić, w dodatku jeden z nich z tego co udaje mi sie podglądnąć wygląda na przystojnego co jeszcze bardziej mnie stresuje.

Idę do Poli złożyć zamówienie na te dwa piwa.
Gdy ona nalewa alkohol do szklanek ja zerkam przelotnie na tamtych trzech chłopaków którzy swoją drogą nadal siedzą na swoich miejscach, rozmawiają i śmieją się od czasu do czasu. Od czasu do czasu też zerkają na menu które leży na stole.

Modle się w duchu żeby któryś z nich zaraz ruszył swój tyłek i podszedł do lady. Moment w którym będę musiała do nich podejść zbliżał się wielkimi krokami.

- Gotowe - oznajmia Pola tym samym sprowadza mnie na ziemię.
Odwracam głowę w jej stronę i widzę przed sobą gotowe zamówienie.

Biorę więc obie szklanki do rąk i odpalam swoje ślimacze tempo kierując się w stronę klienta.
Z racji tego że wzrok mam skupiony na tym co aktualnie trzymam nie zauważam że ktoś zmierza wprost na mnie. Tym samym gdy nieznajomy jest już wystarczająco blisko to po prostu na siebie wpadamy. Czego skutkiem jest wylanie na tego kogoś całej zawartości trzymanych przeze mnie szklanek.

Jak już mówiłam. Nie powinno się chwalić dnia przed zachodem.

- Kuurwaa. - wypowiedziane przez niego słowo jeszcze długo odbija się od ścian kawiarni.
Nie muszę chyba mówić że gdy to wykrzyczał to wszyscy którzy aktualnie znajdowali się w lokalu wbili wzrok w naszą dwójkę.

Gdy już ogarnęłam co właściwie się stało, podnoszę głowę do góry chcąc zobaczyć który to został tym szczęśliwcem. W końcu to na nim wylądowały dwie pełne szklanki piwa.

Ku mojemu zdziwieniu głowę muszę podnieść dość wysoko ponieważ jak na chłopaka przystało jest ode mnie sporo wyższy.
Jednak nie to było najgorsze.
Najgorsze było to na czym zatrzymuje się mój wzrok, a mianowicie są to...zajebiście niebieskie tęczówki.
Jedno wiem na pewno, takich jeszcze nie widziałam. Bo nawet gdybym, jakimś cudem kiedyś już takie widziała to jestem wręcz pewna że nawet utrata pamięci nie wykasowałaby ich z mojej głowy.

- Pasula kurwa no co tak stoisz. Zapierdalaj po te piwa.

Dopiero krzyki jego kumpli sprowadzają mnie na ziemię.
Mrugam kilka razy próbując się ogarnąć jak i ogarnąć to co przed chwilą się stało.
Szybko odkładam puste już szklanki na najbliższy wolny stolik i równie szybko zgarniam kilka chusteczek po czym zaczynam ścierać mokrą plamę z bluzy chłopaka.

- Cholera, bardzo Pana przepraszam. Zagapiłam się i tak jakoś wyszło. Nie zauważyłam jak Pan szedł i w ogóle.
Powinnam patrzeć gdzie idę a nie wlepiać wzrok w jeden punkt bo potem dzieją się właśnie takie rzeczy.
Niezdara ze mnie. - gadam jak najęta prawie że na jednym wdechu.

- Spokojnie młoda. Nic się nie stało - chwyta mnie za ręce tym samym przerywając moje żale.

- Słucham?. - patrzę na niego zdziwona.

- Spokojnie, nie musisz tak panikować. To tylko plama, wyschnie. A nawet jeśli nie, to nic takiego. Nie pierwszy raz będę wracał ujebany do domu.

- Ale tak nie można, to moja wina. Nie zauważyłam Pana i o.

- Janek jestem a nie jakiś tam Pan. Bez przesady, nie jestem chyba aż tak stary. Z resztą z tego co widzę to jesteśmy w tym samym albo podobnym wieku.

- Skoro tak mówisz. To niech tak będzie, Janku. - uśmiecham się lekko.
Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam.
W zamian za to zamów co chcesz. Ja zapłacę.
Tak w ramach przeprosin.

- I nie, nie przyjmuje odmowy. - dodaje szybko widząc że chłopak chce coś powiedzieć.

- W takim razie zgoda. Niech Ci będzie. Dzięki. - przytakuje z uśmiechem po czym wymija mnie i rusza w kierunku Poli.

Wzdycham czując ogromną ulgę gdy chłopak w końcu odchodzi.
Te jego wyjebiście niebieskie oczy, były tak kurewsko hipnotyzujące że jeszcze chwila a nie patrzyłabym się na nic innego, tylko na nie.
Na szczęście nie skompromitowałam się bardziej. Póki co wystarczy mi wrażeń na dziś.

Tajemnica // Zakończone Où les histoires vivent. Découvrez maintenant