Rozdział pierwszy.

1.2K 77 5
                                    

Minął tydzień, odkąd wyszłam ze szpitala i wróciłam do domu. 
Powoli przyzwyczajam się do mojego nowego życia. Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że mam swój pokój, no i oczywiście łóżko, które jest naprawdę wygodne. W końcu mogę śmiało powiedzieć, że naprawdę się wyspałam. Na szpitalnym łóżku mogłam jedynie pomarzyć o czymś takim. 
Zresztą tam pobudka była o szóstej, bo obchód, badania, śniadanie i cała ta reszta. 

Tutaj przynajmniej się wysypiam. Co prawda też muszę brać leki po śniadaniu, tyle że tutaj śniadanie jest o jakiejś dziesiątej. Normalnie bajka.
Z każdym dniem zaczynam się coraz bardziej przekonywać, że dobrze zrobiłam, wracając do domu. Chyba jednak niepotrzebnie się tak bałam.

— Smakuje? - pyta z troską w głosie mama.

A oto kolejny pozytywny powód.
Jedzenie. 

— Te naleśniki są obłędne. Dziękuję. - mówię, chcąc brzmieć jak najbardziej zrozumiale, jednak ciężko to zrobić z pełną buzią. 
Nareszcie coś innego.  A nie stale ta kawa i zupa mleczna. Ble.

Mama, słysząc moje słowa, momentalnie się uśmiecha. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci smakuję. Tak długo czekałam na to, aby w końcu znowu zjeść razem śniadanie. I nareszcie się doczekałam. - mówi, prawie płacząc, łapiąc mnie za dłoń. 
Momentalnie przestaje jeść i po prostu uśmiecham się lekko, norma.

Takie sytuacje najbardziej mnie krępują, bo do końca nie wiem jak mam się zachować. Więc żeby nie było im przykro, że wcale nie reaguje to, chociaż się uśmiecham. W końcu lepsze to niż nic.

— Kochanie  już w porządku. Zuza jest już z nami. Więc nie masz co płakać. - uspokaja ją tata.

To naprawdę miły widok. Wyglądają na naprawdę zakochanych Widać, że bardzo się kochają. Myślę, że ten mój nieszczęśliwy wypadek, jeszcze bardziej to umocnił.

Też chciałabym się tak kiedyś zakochać. To musi być naprawdę fajne uczucie. Mieć obok siebie kogoś przy kim nie musisz nikogo udawać i możesz być w stu procentach sobą, bo kocha Cię właśnie taką, jaką jesteś. Chociaż taka miłość zapewne zdarza się bardzo rzadko. Powiedzmy sobie szczerze. Nie mam szans.

Jedynie Sara zdaje się być nieobecna. Standardowo, siedzi z nosem w telefonie i nie interesuje ją nic co dzieje się wokoło. 
Ciekawe czy wcześniej też miała wszystko w dupie.

— Jak zjesz to mamy dla Ciebie prezent - informuje radośnie tata, wstając od stołu. 

Podchodzi do komody, na której stoi telewizor i z jednej z szuflad wyjmuje niewielkie pudełko ozdobione kolorowym papierem. 
Ciekawe co to może być. 

Skłamałabym, mówiąc, że nie jestem tym faktem podekscytowana i zarazem ciekawa co może znajdować się w środku. 
Przyśpieszam więc trochę ruchy, aby szybciej zjeść i móc w końcu otworzyć prezent. 

Gdy zjadłam już swoją porcję, tata przysuwa  pudełko w moją stronę i razem z mamą czekają, aż zacznę je odpakowywać. Nie wiem, kto jest bardziej podekscytowany ja czy oni. 

Jedynie Sara ma to gdzieś i po prostu wstaje od stołu, po czym idzie do swojego pokoju. 
Nie wiem, czy dobrze to przeanalizowałam, ale wydaje mi się, że jest zazdrosna. Tylko o co?

Nie chcąc, już ich dłużej trzymać w niepewności zabieram się za otwieranie pudełka. Powoli rozdzieram papier, nie chcąc go zniszczyć, bo jest naprawdę ładny. Jednak nie idzie mi to, najlepiej dlatego też postanawiam się z tym nie bawić i po prostu rwę go jak leci. 

Gdy papier jest już zdemontowany, moim oczom ukazuje się niewielkie pudełko. Nie wierząc własnym oczom, spoglądam na rodziców, na co oni w odpowiedzi szeroko się do mnie uśmiechają. 

— To naprawdę dla mnie?

— Oczywiście słońce. W końcu zasłużyłaś sobie,  byłaś przecież taka dzielna, leżąc tyle czasu w szpitalu. Dlatego też postanowiliśmy z mamą, że kupimy Ci nowy telefon. Niestety ten, który miałaś wcześniej, przez ten nieszczęsny wypadek cały się rozwalił. 
Nie ma za co córeczko. Niech Ci dobrze służy. - mówią, wspólnie uśmiechając się ciepło.

Nie mogłam w to uwierzyć, że dostałam prezent. Zapewne wcześniej, też je dostawałam. Tyle że przecież tego nie pamiętam. Dlatego też cieszę się z tego, co jest teraz. W tym momencie jestem naprawdę bardzo szczęśliwa. Jednak wszystko trwa do pewnego czasu. Tak samo było i tym razem. 

— Będziesz miała teraz dużo miejsca na nowe wspomnienia. Które będziesz mogła tam wpakować, a to wszystko dlatego, że tata dostał nową pracę. Dlatego też przeprowadzamy się do Warszawy. I to już jutro.

No właśnie, wszystko trwa do pewnego czasu. I tak właśnie było z moim szczęściem. Było i nagle go nie ma. Zniknęło. A wystarczyło powiedzieć tylko dwa słowa. 

Tajemnica // Zakończone Where stories live. Discover now