Rozdział dwudziesty.

660 54 14
                                    

Jest dwudziesta druga trzydzieści. Janek w dalszym ciągu nie pojawił się by odebrać swoją zgubę. Cóż, może zapomniał albo coś mu wypadło i przyjdzie po nią kiedy indziej. Tyle że na ten czas muszę znaleźć jej jakąś skrytkę aby nikt jej nie znalazł. Bo przecież nikt mi nie uwierzy w bajeczkę, że to moja bluza skoro gołym okiem widać że jest to męska bluza z resztą na kilometr pachnie perfumami blondyna, więc nikt się na to nie nabierze.

Póki co schowałam ją gdzieś na dnie szafy. Mam nadzieję że w miarę szybko się po nią zgłosi. Bo im dłużej będzie tu leżeć, tym większa szansa że ktoś ją w końcu znajdzie. Zwłaszcza że ostatnio coraz częściej przyłapuję Sarę, która ma na sobie moje ciuchy. 

Jeszcze raz sprawdzam telefon w celu upewnienia się czy blondyn może czegoś nie napisał ale nadal nic. Cisza. 

W takim razie podłączam telefon pod ładowarkę i odkładam go na szafkę nocną, a sama przykrywam się kołdrą i próbuje zasnąć. 

* * *

Nie wiem która dokładnie jest godzina, ale na pewno nie jest to jeszcze rano. Otwieram powoli zaspane oczy i podnoszę się do pozycji siedzącej. W pokoju jest kompletnie ciemno dlatego też nic nie widzę, jednak nie wzrok jest mi teraz potrzebny, a słuch. 

Od dobrych pięciu minut słyszę, albo wydaje mi się że słyszę jakby ktoś rzucał czymś w mój balkon. 

Z jednej strony chce to sprawdzić bo nie daje mi to spokoju, ale z drugiej trochę się jednak boję. Nigdy nie wiadomo, może to jakiś zbir albo coś. 

Chociaż co niby ktoś miałby stąd ukraść?. Nie jesteśmy bogaci, jedyne co tak naprawdę mógłby zabrać i naprawdę bym za tym nie tęskniła to Sara. Niech ją weźmie w cholerę. Jeszcze mu ją spakuję, żebym miała stuprocentową pewność że więcej się tu nie pojawi. 

Żarty żartami, ale serio słyszę że ktoś czymś rzuca. 

Może to jakieś głupie dzieciaki, które wracają z imprezy do domu i im się nudzi. Tylko czemu wybrały akurat mój balkon. 

Przecieram na szybko oczy aby się bardziej rozbudzić i powoli kieruję się w stronę balkonu. Otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz po czym zerkam w dół. 

I miałam rację. Winowajca stoi na dole, tyle że nie jest to żaden zbir ani dzieciaki wracające z imprezy. To Janek. 

Też sobie wybrał porę do odebrania tej cholernej bluzy. 

— No nareszcie!. Ile można czekać. Już mnie ręce bolą od tego rzucania. — krzyczy oburzony. 

— Ciszej głupi bo wszystkich obudzisz. Czekaj, już schodzę. — informuje go po czym wracam z powrotem do pokoju. Zarzucam na siebie szybko bluzę po czym z szafy wyjmuje jego zgubę i najciszej jak tylko mogę schodzę na dół, po czym wychodzę na zewnątrz do blondyna. 

— Pisałeś że będziesz jakoś pod wieczór, a nie w środku nocy. – mówię z lekkim wyrzutem oddając mu bluzę. 

— Wiem Zuza. Sorki, nie mogłem wcześniej, tak jakoś wyszło. Miałem do Ciebie zadzwonić ale nie chciałem Cię budzić. 

— Przecież i tak mnie obudziłeś tylko w trochę inny sposób. — śmieje się cicho. 

— Dobra dobra. Przejdziemy się?. — pyta z szerokim uśmiechem na ustach po czym wyjmuje zza pleców napoczętą już butelkę wiśniowej wódki. 

—  Seerio?. Janek mi się jeszcze wątroba nie zregenerowała po wczorajszym, a ty już mnie częstujesz kolejną dawką. 

Ile można. 

— Ee tam. Ja tam lubię pić. I to pić całkiem sporo. To jak?. — ponawia pytanie robiąc słodkie oczy. 

Całe życie z wariatami. 

— Dobra, niech będzie. Przejdę się z tobą ale nie będę pić, ok? — mówię poważnie. 

— Spoko młoda. Będzie więcej dla Janka. 

— To daj mi chwilę. — mówię i szybko wracam do domu. Biorę z pokoju klucze oraz telefon po czym zakładam na siebie dresy i ubieram buty, po cichu zamykam dom na klucz i gotowa wracam do chłopaka. 

— Co takiego ważnego robiłeś, że nie miałeś czasu wpaść po bluzę?. — pytam idąc już obok blondyna. 

— Chlałem z Kacprem — mówi bez przejęcia biorąc łyka z butelki. 

— No tak, to faktycznie bardzo ważne. — stwierdzam ze śmiechem. — A czemu postanowiłeś wpaść po bluzę dopiero teraz?. 

— Jak już mówiłem chlałem z Kacprem, po jakimś czasie on jednak padł. Z racji tego, że mi się nudziło i miałem ochotę jeszcze coś wypić to postanowiłem przyjść. Koniec historii. 

— A no chyba że tak. W takim razie spoko. 

Gdy przechodzimy przez park Janek rzuca pomysł, abyśmy usiedli na jednej z ławek. Tak też robimy. 

Póki co rozmowa przebiega normalnie. No ale jak to mówią, nic nie trwa wiecznie. 

— Przepraszam, że nie zostałem do rana, ale nie chciałem wpaść na twoich rodziców. No i tak na szybko się ubrałem, że zapomniałem o bluzie. Dzięki, że mi ją oddałaś. 

— Nie ma za co, tak właśnie myślałam. Kiepsko by było gdyby nas nakryli więc w sumie dobrze że poszedłeś. Wystarczy że ja nakryłam Sarę, to serio nie był fajny widok. 

— Domyślam się. Dlatego też ja wolałem oszczędzić twoim rodzicom takich widoków. 

— Spoko. Na pewno to docenią. — uśmiecham się lekko. 

— Może jednak? — podsuwa mi odkręconą butelkę. — Dziwnie mi się tak piję samemu kiedy siedzisz obok. 

— Czy ty chcesz mnie wykończyć? 

— Nie. Chcę Cię upić żebyś była łatwiejsza. — mówi poważnie po czym zaczyna się śmiać. — Nie no żartuje. To jak?. 

— Głupek. — rzucam w jego stronę śmiejąc się. — Dobra niech będzie, bo przecież nie dasz mi spokoju, ale tylko łyczek. — zaznaczam biorąc od chłopaka butelkę po czym upijam z niej łyk. 

Niestety. Przy Janku nie istnieje coś takiego jak tylko jeden łyk. 

Dlatego też po jakiejś godzinie, oboje jesteśmy już nieźle wstawieni. Znowu, szlag. A przynajmniej ja, bo on tylko się doprawił. A mieliśmy się tylko przejść. Ta jasne. 

— I co teraz zrobimy?. Nie mogę Cię przecież tak zostawić, nawet jeśli Cię odprowadzę to będę się za bardzo bała aby wracać sama. 

— To może ja Cię odprowadzę i potem wrócę sam?. — proponuję niebieskooki. 

— Lepiej nie. Nie mogę Cię zostawić w takim stanie w końcu z tobą jest trochę gorzej niż ze mną. Jeszcze ktoś Cię napadnie i pobije. Wolałabym nie mieć Cię potem na sumieniu. 

Blondyn słysząc moje słowa momentalnie się uśmiecha. 

— Dzięki Zuzka że się o mnie martwisz. W takim razie zostało nam już tylko jedno wyjście z tej sytuacji. 

Musisz u mnie spać. 

Tajemnica // Zakończone Où les histoires vivent. Découvrez maintenant