82.

2.6K 205 527
                                    

Greace stanęła w progu jak wryta. Jak ogłupiała wpatrywała się w scenę rozgrywającą się tuż przed jej domem. Usłyszany przez nią huk nie był wywołany przez coś, a przez kogoś. A konkretniej przez osobę, którą ta chwilę wcześniej pożegnała. Jednakże nie była to wina jedynie jego, nie był tak głupi, by samemu rzucać się na zamknięte drzwi. Był tam ktoś jeszcze. Ktoś wyższy, o ciemnych włosach i metalowych okularach w okrągłych oprawkach.

Dziewczyna uniosła dłoń, a palce oparła o własne czoło. Przymknęła powieki i lekko pokręciła głową, wzdychając przy tym z irytacją. Z żałością przyglądała się całej tej sytuacji. Nie było słów, które można było wypowiedzieć, nie było czynów, których można było dokonać. Sunflower zwyczajnie nie wiedziała, co miała zrobić. Czuła się bezradna. Mogła jedynie ponownie unieść podbródek i przyglądać się całej tej sytuacji, próbując zrozumieć motywy, które wówczas nimi kierowały.

Dwójka znanych jej chłopaków postanowiła z niewiadomych powodów rzucić się sobie do gardeł. Okładali się pięściami, co raz się popychając bądź szarpiąc. Ich ruchy były szybkie, gwałtowne, jednakże przemyślane i sprecyzowane. Greace nie dostrzegała wszystkiego, nie nadążała za kolejnymi ciosami, gdy ci wzajemnie dostawali w twarz. Nie dostrzegała każdego szarpnięcia czy próby powalenia przeciwnika na ziemię.

Nie miała bladego pojęcia, kto zaczął ani o co poszło. Zwyczajnie doszło pomiędzy nimi do jakiegoś poważnego nieporozumienia, chociaż było to wyjątkowo podejrzane, bo od chwili, gdy Greace zamknęła drzwi, minęło naprawdę niewiele czasu. Wówczas wiedziała tylko to, że jeden z nich przegrywał, a przewaga jego przeciwnika była widoczna aż nadto. Oczywistym było, kto przegrywał w tej walce, kto co raz przyciskany był do ściany i kto częściej dostawał ciosy wymierzone w twarz. Bowiem w życiu były pewne stałe zależności. Nie ważne kim się było, nikt nie mógł równać się z Howardem Petersonem.

- Cholera jasna, przestańcie wreszcie. - Greace podniosła głos, widząc, że Malfoy po raz kolejny oberwał. Zdawała sobie sprawę, że jeśli ta dwójka byłaby pozostawiona samym sobie, albo wzajemnie by się pozabijali, albo któryś z nich, zapewne Malfoy, skończyłby śmiercią tragiczną.

Jednakże co mogła zrobić, skoro sama raczej nie miała siły, by ich rozdzielić lub jakkolwiek im się przeciwstawić? Gdyby tylko się do nich zbliżyła, też mogłaby nieźle oberwać. Zapewne nie byłoby to celowe, ale byli oni zdecydowanie zbyt zajęci, aby zwrócić uwagę na dziewczynę, która przypadkiem się do nich zbliżyła. Ale oni zignorowali jej słowa. Może zwyczajnie jej nie usłyszeli, może żaden z nich nie chciał być tym, który okaże słabość i przerwie ich iście dojrzałą zabawę.

Opcji było wtedy niewiele. Użycie różdżki odpadało w pierwszej kolejności. Nie miała najmniejszej ochoty mieć jakichkolwiek kłopotów przez idiotyczną bójkę dwójki kretynów. Jednakże próby udawania biernego negocjatora czy zwyczajna chęć powstrzymania ich rozmową, to działania bezsensowne w takiej sytuacji. Czyżby pozostało jej jedynie zaryzykować i spróbować stanąć pomiędzy nimi?

Nawet miała do tego okazję. Ślizgonowi udało się odepchnąć Williamsa, więc przez kilka chwil dzielił ich pewien odstęp. To prawdopodobnie była jej ostatnia szansa. Od tamtej chwili wszystko działo się nad wyraz szybko. Nie było czasu na przemyślenia czy rozważanie kolejnych kroków. Zwyczajnie nie było sensu. Greace gwałtownie zbliżyła się do tamtej dwójki i zwinnym ruchem wsunęła się pomiędzy nich. Dłońmi zdołała jeszcze załapać za nadgarstki Petersona, jednak nie miała siły, by jakkolwiek go zatrzymać.

Czuła ona jego spięte mięśnie, a na twarzy widziała zdeterminowanie i bezwzględność. Był ostro wkurzony, zaś emocje w nim niemalże buzowały. Dawno nie widziała w nim takiej irytacji. Nigdy nie pozwalał, by tak go ponosiło, nigdy nie pozwalał się tak prowokować. Musiało stać się coś naprawdę poważnego, skoro Howard został doprowadzony do takiego stanu.

Mimo Wszystko | Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz