67.

4.1K 209 1.1K
                                    

Kolejne dni zdawały się być ciągiem poprzednich lat. Zupełnie jakby ostatnie tygodnie nigdy się nie wydarzyły, jakby były jedynie snem czy nędznym wytworem wyobraźni. Wszystko wyglądało tak, jakby nic się nie działo. Każdy funkcjonował tak, jak robił to zawsze, jakby wszystko było dobrze. Ale prawda była taka, że nic nie było dobrze. Jego ciotka była martwa, a jego chrzestny siedział skuty w lochach w jego własnym domu. Nawet nie było wiadomo czy ten jeszcze żył. Peterson cieszył się wolnością, zaś Charington odwalała jakieś cyrki. Od miesięcy podszywała się pod Granger, gdy ta na skraju wycieńczenia probówała znosić humorki Śmierciożerców.

Jednak to nie tak, że nagle złapało go na współczucie Granger. Akurat jej los obchodził go najmniej, wręcz wcale. Chodziło bardziej o fakt, że Charingtom robiła za szpiega. Od tygodni spędzała każdą chwilę wśród nie tylko Pottera i jego zgrai. Udało jej się podejść Severusa i Pansy. Zapewne i oni nie byli jedyni. Widziała, słyszała i wiedziała to, co tylko zechciała. A wszystkie zdobyte informacje, plotki czy domysły przekazywała wprost na ręce Czarnego Pana.

Draco w pełni rozumiał chęć postawienia swojego człowieka przy Potterze. Uważał to nawet za nagły przebłysk geniuszu u Śmierciożerców. Ale bardziej przeszkadzało mu to, że ta sama dziewczyna robiła za wtykę nawet wśród popleczników Voldemorta. Perfidnie się podszywała, kręcąc się wokół Severusa i Parkinson. Uwiodła i zakręciła wokół małego palca, a później już wszystko szło po jej myśli. Zakochani bezwzględnie się oddawali dziewczynie, ufali, rozmawiali. Bez żadnych podejrzeń ciągnęli tą chorą grę zapoczątkowaną przez rzekomą Granger.

Tylko jaką głupotą musiał wykazać się Snape, dając się pochłonąć przez romans nie tyle co z Gryfonką, a z jego uczennicą? Draco zdawał sobie sprawę, że Severus nie był aż tak stary. Niemalże dwa razy więcej od niej samej, ale jednak wciąż coś mu w tym wszystkim nie pasowało. Szlama z domu lwa, przyjaciółka Pottera, do tego najbardziej irytująca istota, która zjawiała się na lekcjach Eliksirów. Co ich miało połączyć, skoro oboje byli tak różni? Czyżby stwierdzenie o przyciągających się przeciwnościach było prawdziwe?

Tylko jak to musiało wyglądać w tamtym momencie? Oboje siedzieli zamknięci w lochach. Nie było wiadomo kiedy którekolwiek z nich wyjdzie ani czy w ogóle wyjdzie. Skazani na siebie, na swoją obecność i na wzajemne rozmowy. Snape sprytnie musiał unikać tego tematu, skoro dziewczyna dowiedziała się tego dopiero w momencie odwiedzić Dracona. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić co działo się z Severusem, gdy uświadomił sobie w jakie bagno się wkopał, gdy dotarło do niego, że utrzymywany w tajemnicy romans z Granger nigdy nie był powiązany ani z Granger, ani z tajemnicą. Jakim ciosem musiał być fakt, że coś, co miało pozostać pomiędzy dwójką osób, nigdy między nimi nie istniało?

Dla Severusa zdawało się być to ważne, gdy ta nie wiedziała właściwie nic. Jak musiał się czuć, gdy uświadomił sobie, że usidliła go nie ta dziewczyna, którą on zdawał się usidlić? Zamiast kujonowatej Gryfonki miał pierdolniętą Puchonkę, która wiernie warowała u stóp Czarnego Pana. Wręcz oczywiste było, iż Voldemort o rzekomym romansie Severusa z przyjaciółką Pottera wiedział już pierwszego dnia trwania tego cyrku. Chociaż czy to nie było do przewidzenia? Kolejny raz Gryfonka, kolejny raz szlama.

Chłopak już sobie wyobrażał tę falę zażenowania, która oblała mężczyznę, gdy skuli go tuż obok celi Granger. Te momenty zwątpienia czy zawahania. Blondyn sam nie miał pewności czy potrafiłby wyrzucić z siebie taką głupotę. Zarówno on, jak i Snape byli Ślizgonami. Każdy z nich był identycznym tchórzem, który wolałby powoli wykańczać się psychicznie niżeli by przyznać się do własnej porażki.

Wręcz oczywiste było jak cholernie źle i niekomfortowo musiał się w tamtym momencie czuć. Chociaż nie tylko w tamtym. Cały okres przebywania tuż obok dziewczyny musiał być katorgą, wręcz psychiczną torturą. Gdy wreszcie widział w dziewczynie kogoś zupełnie innego niż irytującą uczennicę, gdy się otworzył i przyzwyczaił do jej trochę innej twarzy, nagle znów musiał powrócić do dawnego stanu rzeczy. Nikt nie potrafiłby z opanowaniem postawić się w takiej sytuacji. To zupełnie tak, jakby postawić przed kimś jego wieloletniego przyjaciela, a on musiałby udawać, że ten jest mu kompletnie obcy. Kompletny paradoks i wręcz nierealne zadanie dla ludzkiego mózgu.

Mimo Wszystko | Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz